W niedzielę konsekracja kościoła w Ursusie

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 26.09.2019 18:52

Sami budowali, długo czekali, ale się doczekali. 29 września o godz. 12 kard. Kazimierz Nycz namaści olejem ołtarz i ściany kościoła Świętej Rodziny w Ursusie.

Na uroczystość konsekracji 29 września o godz. 12 przyjedzie ponad 50 kapłanów, którzy budowę nowego kościoła w Ursusie wspierali materialnie, finansowo lub modlitewnie. Na uroczystość konsekracji 29 września o godz. 12 przyjedzie ponad 50 kapłanów, którzy budowę nowego kościoła w Ursusie wspierali materialnie, finansowo lub modlitewnie.
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Kiedy 26 lat temu ks. infułat Kazimierz Szklarczyk, proboszcz parafii św. Józefa w Ursusie, i ówczesny wikariusz ks. Wiesław Szewczyk kupowali działkę pod kościół, po łąkach przy ul. Zapustnej hasały zające i listy.

W 1994 r. na parceli już stała tymczasowa kaplica. W deszczowe dni 300 rodzin należących do nowej parafii w gumiakach brnęło w błocie w drodze na niedzielną Eucharystię.

W połowie 1996 r. rozpoczęły się prace przy fundamentach kościoła, a potem montaż stalowego szkieletu, którego części przyjechały z likwidowanych właśnie hal Zakładów Mechanicznych „Ursus”.

- Kościół wybudowaliśmy systemem gospodarczym. Nieraz było bardzo trudno, miałem chwile zwątpienia, czy uda nam się zdobyć fundusze i materiały. Ale wtedy Opatrzność Boża podsuwała rozwiązania, przysyłała dobrych ludzi… - mówi ks. kanonik Wiesław Szewczyk, proboszcz i budowniczy świątyni.

On sam siadał za kierownicą ciężarówki z przyczepą i jechał do Trzaśni koło Sandomierza, bo tam cegły były kilka razy tańsze niż w pobliskich cegielniach.

- To jest dzieło Opatrzności Bożej. Przez ostatnie dziesięciolecia wiele razy namacalnie doświadczałem Jej opieki - mówi proboszcz ks. Wiesław Szewczyk, wspominając trudy budowy.   - To jest dzieło Opatrzności Bożej. Przez ostatnie dziesięciolecia wiele razy namacalnie doświadczałem Jej opieki - mówi proboszcz ks. Wiesław Szewczyk, wspominając trudy budowy.
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

- Kiedyś wyjeżdżałem po cement do Wierzbicy, ale nie miałem już grosza przy duszy. Liczyłem na to, że cementownia zgodzi się poczekać z zapłatą - wspomina proboszcz. - Zmartwiony wsiadałem do ciężarówki, kiedy zagadnął mnie przejeżdżający rowerem parafianin. Opowiedziałem mu o kłopocie, żartobliwie kończąc, że mam wiarę i nadzieję, ale miłości nie doznaję. A on mi na to: ”Znalazł ksiądz miłość na rowerze. Proszę poczekać, zaraz wypłacę. Ile tam potrzeba?”. Dał mi gotówkę na 20 ton cementu i jeszcze na benzynę. Takich cudów przez ponad dwadzieścia lat stawiania kościoła doświadczałem wiele razy.

O tym, jak budowano kościół w Ursusie można przeczytać w warszawskiej edycji 39. numeru "Gościa Niedzielnego".