Na wieży kościoła ludzie zobaczyli Maryję

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 06.10.2019 10:51

W głębokim socjalizmie, 60 lat temu, na szczycie wieży kościoła św. Augustyna przez kilkanaście dni pojawiała się Pani Różańcowa. Ku pokrzepieniu modlącego się tłumu i ku przerażeniu władz.

Maryja miała ukazywać się tłumom na szczycie złotej kuli. Maryja miała ukazywać się tłumom na szczycie złotej kuli.
Joanna Jureczko-Wilk / Foto Gość

Pierwsza miała Ją zobaczyć 12-letnia dziewczynka mieszkająca w sąsiedztwie kościoła. O jaśniejącej postaci, którą 7 października 1959 r. około godz. 19 dostrzegła na szczycie kościelnej wieży, opowiedziała koleżankom, potem rodzicom.

Jeszcze tego samego wieczoru przed kościołem zebrało się blisko 400 osób. Z każdym dniem tłum gęstniał, wpatrując się w dziwny blask na kopule kościoła. Zjawisko powtarzało się wieczorami aż do końca października.

- Wierzę, że Matka Boża się tutaj objawiła. Mamy spisane relacje ponad stu świadków i ich obserwacje są zbieżne - mówi ks. prałat Walenty Królak, od blisko 30 lat proboszcz parafii św. Augustyna na Muranowie.

W parafii św. Augustyna żywa jest pamięć o cudzie sprzed 60 lat.   W parafii św. Augustyna żywa jest pamięć o cudzie sprzed 60 lat.
Joanna Jureczko-Wilk / Foto Gość

W 50. rocznicę cudu w kościele zainstalowano upamiętniającą go tablicę. Teraz, 6 października, została odprawiona Msza św., w której wzięli udział świadkowie tamtych wydarzeń. Natomiast po południu w kościele będzie można obejrzeć film „Cud na Nowolipkach”, w reżyserii Michała Górala.

„Patrząc na szczyt wieży zauważyłem postać Matki Bożej, w długiej, jasnej sukni, z aureolą na głowie. Fakt ten na zawsze utrwalił się w mojej pamięci” - wspomina Edward Szuba, który w październikowy wieczór 1959 r. przejeżdżał samochodem przez Muranów.

Świadkowie opisują świetlisty obłok, który niejako osiadł na wieży kościoła. W tym obłoku wieczorami i nocą pokazywała się piękna Pani w koronie z błyszczących gwiazd. Wzrok miała skierowany w dół na modlące się tłumy.

„Sprawiała wrażenie żywej” - przypomina sobie pani Elżbieta, która wtedy miała 8 lat. Raz miała ręce złożone na piersiach, potem rozkładała je w geście błogosławieństwa, albo trzymała w nich różaniec.

Co ciekawe, zarówno obserwujący zjawisko od ul. Dzielnej, jak i stojący na ul. Nowolipki pamiętają, że Maryja była zwrócona do nich twarzą.

Niektórzy opisują, że chociaż postać pojawiała się na wysokości 70 metrów nad ziemią, mieli wrażenie, jakby była blisko nich, widzieli ruch warg, ale nie słyszeli słów.

Nie wszyscy widzieli postać kobiety. Dla niektórych nad zwieńczeniem wieży widoczny był tylko blask, łuna.

Niezwykłe zjawisko na Nowolipkach, gęstniejący z godziny na godzinę tłum śpiewający „Boże coś Polskę” i „My chcemy Boga w książce w szkole” oraz podjeżdżające samochody ambasadorów postawiły na nogi warszawską milicję i bezpiekę.

Funkcjonariusze zamknęli ulice przy kościele, oświetlali reflektorami obłok, żeby zneutralizować efekt „fosforyzującej blachy na kuli wieży”. A kiedy to nie przyniosło spodziewanych efektów, pomalowali kulę zieloną farbą z trocinami.

W nocy jednak spłukał ją deszcz, więc malunek powtórzono - żrącą smołowatą farbą. Malowano nią dwukrotnie, ale jak przyznawał w raporcie mjr Stanisław Sławiński „minimalny efekt świetlny nadal pozostał”.

Wysiłek służb poszedł też w innych kierunkach. W prasie drwiono z dewotek, podsycających zbiorową halucynację.

Przeprowadzono dyscyplinujące rozmowy z ówczesnym proboszczem ks. Stefanem Kuciem i innymi księżmi, którzy modlili się z wiernymi na miejscu cudu, a także z katechetami, którzy przyprowadzali tam młodzież. Docierano do osób robiących zdjęcia, odbierano im aparaty i odbitki (zdjęcia odbierano wiernym, ale też milicjantom, którzy brali je „na własny użytek”).

Milicja i bezpieka starały się zatrzeć wszelkie ślady cudowności, ale pisząc raporty z przechwyconej i skontrolowanej w tym czasie prywatnej korespondencji oraz z przesłuchań świadków, same doskonale udokumentowały to, co działo się w październiku 1959 r. przy kościele na Muranowie.

- To nie był dobry czas na cuda - mówi ks. Walenty Królak. Panicznie przestraszyła się ich władza. Bo Matkę Bożą na szczycie wieży widziały nie tylko "dewotki", ale także wielu milicjantów, esbeków i wojskowych. Zobaczyli i... uwierzyli.

Ówczesna warszawska kuria bała się prowokacji, dlatego w stosunku do wydarzeń na Nowolipkach zachowywała daleko idącą ostrożność. Wydała komunikat opisujący je jako „zjawisko naturalne” i zalecający wiernym gromadzenie się na nabożeństwach we własnych świątyniach.

Spośród 766 zatrzymanych wtedy osób (w tym 52 księży, zakonników i zakonnic), ponad 600 aresztowano. 20 osób skazano wyrokami, a 270 ukarano wyjątkowo wysokimi grzywnami za zakłócanie porządku publicznego. Wśród ukaranych byli również wojskowi. 

W tekście wykorzystano informacje z książki Witolda Dąbrowskiego „Cud na Nowolipkach”.