Święty mnich wyprosił uzdrowienie

Agata Ślusarczyk Agata Ślusarczyk

publikacja 18.11.2019 15:44

Krzysztof Noworyta pieszo pielgrzymował przez Liban do grobu św. Charbela. Są już tego pierwsze owoce.

Święty mnich wyprosił uzdrowienie Krzysztof Noworyta wędrował przez Liban z przyczepionym do plecaka wizerunkiem świętego mnicha. Archiwum Krzysztof Noworyta

Krzysztof Noworyta na co dzień pracuje dla jednej z warszawskich agencji kreatywnych. - Przychodzi taki moment, kiedy zaczynam jechać na rezerwie i wtedy coś w środku mi mówi: "Choć Krzysiek, przejdziemy się”. Czuję się wówczas tak, jakby Bóg wzywał mnie po imieniu i zapraszał w drogę - wyjaśnia.

Zostawił więc służbowe sprawy, zamknął komputer, spakował plecak i z początkiem października wyruszył na pielgrzymi szlak. Tym razem do kraju św. Charbela i libańskiego poety Khalila Gidrana. To piąta po Santiago de Compostella, Manopello, Jerozolimie i Meksyku wyprawa podróżnika-pielgrzyma.

- Wiedziałem, że św. Charbel "specjalizuje się” w uzdrowieniach i cudach, a metafory libańskiego poety nie mają sobie równych. Chciałem poznać kraj, który rodzi tego typu geniuszy - mówi.

Święty mnich wyprosił uzdrowienie   Figurki świętego mnicha to częsty widok w Libanie. Archiwum Krzysztof Noworyta

Szczegółowego planu pielgrzymki nie miał. Po przylocie do Bejrutu pieszo chciał dotrzeć do miejsc związanych z życiem mnicha i libańskiego poety. - Piesze pielgrzymowanie nie jest tu popularne. Zdecydowana większość pielgrzymów przyjeżdża autokarami do grobu św. Charbela - zauważył Raymond Nader, dyrektor libańskiej telewizji katolickiej Tele-Lumiere i gorliwy propagator świętego. Dlatego postanowił pomóc pielgrzymowi z Polski. Opowiedział także historię swojego spotkania ze świętym, który przekazał mu orędzie, a na dowód prawdziwości spotkania odcisnął na jego ramieniu swoją dłoń.

Na pamiątkę pielgrzymiego spotkania ściągnął ze ściany swojego gabinetu wizerunek mnicha i wręczył Krzysztofowi. Pielgrzym z Polski już jeden wizerunek  świętego ze sobą miał - na szlak wyruszył z przyczepionym do plecaka plakatem mnicha i arabskim napisem: "Pielgrzym z Polski do św. Charbela”. - To była moja "polisa ubezpieczeniowa”, która wzbudzała entuzjazm. Kierowcy trąbili, machali, rzucali jabłka, żebym miał, co jeść i… zostawiali swoje intencje - mówi podróżnik.

Worek intencji i tak już pękał w szwach. - Czułem się jak wielbłąd, którego zadaniem jest zanieść te wszystkie prośby do grobu św. Charbela i je tam zostawić - mówi. W powierzaniu libańskiemu mnichowi trudnych intencji miał już wprawę - kilka lat temu modlił się za jego przyczyną o uzdrowienie kolegi, który zachorował na raka. - Po kilku miesiącach - ku zaskoczeniu lekarzy - rak zniknął. Złożyło się na to zapewne wiele czynników, ale pomyślałem, że może św. Charbel także brał w tym udział - wspomina K. Noworyta.

Podróżując przez kraj kojarzony z terroryzmem, nie czuł strachu. - Może dlatego, że miałem wielu przyjaciół, których poznałem w Libanie. Oni byli moimi aniołami stróżami. Poza tym, starałem się unikać niebezpiecznych regionów i miejsc - mówi.

Święty mnich wyprosił uzdrowienie   Pustelnia św. Charbela . Archiwum Krzysztof Noworyta

Sanktuarium w Annaya, gdzie mieści się grób i pustelnia maronickiego świętego, odwiedza wielu pielgrzymów. Z całego świata napływają tysiące listów, a każdego 22. dnia miesiąca - na pamiątkę cudu uzdrowienia, jakiego za przyczyną świętego doświadczyła Nouhad Al-Chami, odbywają się liczne nabożeństwa i procesje. Nic więc dziwnego, że uwagę przykuwa tablica, na której widnieje napis: "Jeśli nie zrozumiesz ciszy, nie zrozumiesz moich słów”.

- Odczytałem to jako wskazówkę od św. Charbela, jak mam dalej przeżywać moją pielgrzymkę - mówi. I dodaje: - Całe jego pustelnicze życie było zanurzeniem się w ciszę, w której spotykał Boga. Myślę, że jest to także przesłanie do współczesnego świata, pochłoniętego zdobyczami cywilizacji.

Od tej pory Krzysztof starał się być „pustą szklanką”, którą zapełniał Bóg - mówiąc do niego przez przyrodę, wydarzenia i napotkanych ludzi.  - Miałem wrażenie, że wzrok św. Charbela ciągle na mnie spoczywa. Jego wizerunek obecny był w kościołach, jego figurka - w przydrożnych kapliczkach i domowych ogródkach, a prawie co drugi mężczyzna w Libanie ma na imię Charbel. Czułem, że jest to jego ziemia.

Po trzytygodniowej wędrówce do Polski wrócił nie tylko z przekonaniem, że św. Charbel mu pobłogosławił, ale ogromnym doświadczeniem Libanu jako części Ziemi Świętej. - Będę się starał o tym wszystkim opowiedzieć. Jak? Jeszcze nie wiem - przyznaje.

Pomysł z pewnością się narodzi. Po ostatniej wyprawie do Jerozolimy powstała przecież ciesząca się ogromną popularnością interaktywna wystawa "Śladami Jezusa”. - Na razie zbieram ślady działania św. Charbela - trzy dni po powrocie z pielgrzymki dowiedziałem się, że u mamy mojego kolegi cofnął się rak - mówi.

O pielgrzymce przez Liban będzie można posłuchać 23 listopada o godz. 19 w stołecznej Klubokawiarni "Tam i z Powrotem".