Jak Madonna z Faenzy ocaliła Warszawę, Wilno i Kraków

Ewa Storożyńska

publikacja 09.05.2020 16:56

- Objawienie Matki Bożej Łaskawej powinno wpisać się w historię Polski jako fakt historyczny, podobnie jak zjawienie się Bogurodzicy w Guadalupe, La Salette czy Knock odnotowane są w pisanej historii Meksyku, Francji i Wielkiej Brytanii - uważa Ewa Storożyńska, znawczyni historii cudownego wizerunku.

Jak Madonna z Faenzy ocaliła Warszawę, Wilno i Kraków "Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą" autorstwa E. Storożyńskiej ukazuje panoramę wydarzeń Bitwy Warszawskiej, których kulminacją było zjawienie się Bogurodzicy. Materiały prasowe

Mija 369. rocznica intronizacji obrazu Matki Bożej Łaskawej "ze strzałami" w kościele księży pijarów w Warszawie (obecnie katedra polowa WP). Nikt nie przypuszczał, że obraz przedstawiający logo polskich szkół pijarów odegra niezwykłą rolę w dziejach trzech stolic Rzeczypospolitej - Warszawy, Wilna i Krakowa, odmieni los Polski, Europy i wpłynie na historię świata XX wieku...

Mamy na myśli fakt dwukrotnego, publicznego zjawienia się bohaterki obrazu bolszewickim żołnierzom (14 i 15 sierpnia 1920 r.). Matka Boża zapamiętana przez bolszewików, odtworzona na podstawie świadectw przez malarzy Kossaka i Mazura, jest identyczna z ikonograficznym znakiem warszawskiej Madonny Łaskawej.

To dwukrotne ukazanie się Najświętszej Maryi, w Ossowie i Wólce Radzymińskiej, będzie jedynym w historii naszego narodu (także w historii świata) publicznym zjawieniem. W obu przypadkach świadkami będą setki bolszewickich żołnierzy. Ich świadectwa, przekazywane w obozach jenieckich, staną się powszechnie znane dzięki lekarzom, sanitariuszom i innym osobom tam posługującym.

Świadectwa te są zgodne, mimo że fakty te miały miejsce w dwóch różnych miejscowościach (Ossów, Wólka Radzymińska), w różnym czasie (poranek, głęboka noc), a świadkami byli żołnierze dwóch (różnych) dywizji, ludzie (programowo) nie wierzący ani w istnienie Boga, ani tym bardziej Jego Matki.

Stało się dokładnie tak, jak czterdzieści siedem lat wcześniej Bogurodzica zapowiedziała Wandzie Malczewskiej: "Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niezadługo powstaną przeciwko niej dawni gnębiciele, aby ją zdusić, ale Moja młoda armia, w Imię Moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę. W święto Wniebowzięcia (...) odniesiecie świetne zwycięstwo nad wrogiem, dążącym do zagłady waszej".

Czas najwyższy, by te profetycznie zapowiedziane wydarzenia (przekazane przez bezpośrednich i pośrednich świadków) znalazły się na kartach historii Polski. Nie byłby to bynajmniej precedens: zjawienie się Bogurodzicy w Guadalupe, La Salette czy Knock odnotowane są w pisanej historii Meksyku, Francji i Wielkiej Brytanii zgodnie z prawdą, czyli jako fakty historyczne. Natomiast w Polsce pamięć o wydarzeniach z 14 i 15 sierpnia 1920 r. nadal jest przekazywana jedynie ustnie. Czas, by z okazji setnej rocznicy wydarzeń (2020 r.) zmienić ten stan rzeczy.

Zmowa milczenia, świadome fałszowanie historii Polski przez konsekwentne zatajanie faktów (przy użyciu represyjnych przepisów prawnych i cenzury) jest zjawiskiem niespotykanym nigdzie indziej, no może za wyjątkiem byłego ZSRR, o czym piszę w przygotowywanej do druku książce o sowieckiej masonerii.

Powstanie obrazu Madonny "ze strzałami" zawdzięczamy decyzji króla Władysława IV Wazy. Monarcha postanowił zaprosić do Polski pijarów, księży nauczycieli, prowadzących szkoły powszechne o nowatorskim programie we Włoszech i Czechach.

Król Władysław, człowiek wykształcony (władał biegle językiem niemieckim, włoskim i łacińskim), zdawał sobie sprawę z beznadziejnego poziomu oświaty w Rzeczypospolitej. W XVII w. ciągle nauczano według anachronicznego systemu: uczniowie przez pierwsze lata opanowywali (w mowie i piśmie) język łaciński, a dopiero później zaczynała się właściwe przyswajanie wiedzy. Na opłacanie dwustopniowej, wieloletniej, edukacji, mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi rodzice.

Natomiast szkoły księży pijarów (Scholarum Piarum Matris Dei) były bezpłatne, lekcje odbywały się w ojczystym języku uczniów (ewenement na skalę europejską!), a wychowankowie mieszkali w (bezpłatnych) "konwiktach" (internatach). Dzięki temu systemowi dostęp do nauki otrzymały także dzieci z odległych, ubogich rejonów Rzeczypospolitej.

Ksiądz Hiacynt Orselii, rektor pierwszej polskiej placówki Scolarum Piarum Matris Dei w Warszawie, zwlekał z jej inauguracją. Poszukiwał obrazu, który byłby wizytówką (logo) "Szkół Pobożnych". Po bezowocnych poszukiwaniach postanowił obraz taki zamówić. W kolonii włoskich rzemieślników (pracujących dla dworu) znalazł artystę, który go namalował - za wzór posłużyła przywieziona przez ks. Orsellego do Polski rycina sławnej faenzkiej Madonny Łaskawej "ze strzałami". Wizerunek ten był mu szczególnie bliski (urodził się w pobliskim Brindisi) i pragnął "pobudzenia w Polsce czci Dziewicy Łaskawej i zyskania Jej opieki".

Madonnę "ze strzałami" czczono we włoskiej prowincji Emilia-Romania od roku 1391, kiedy to w takiej postaci ukazała się Joannie de Costumis, obiecując wysłuchanie próśb o zatrzymanie epidemii cholery w zamian za... pokutną procesję. Biskup Faenzy niezwłocznie wyraził zgodę na jej zorganizowanie. Po pokutnym przemarszu ulicami miasta nikt w mieście więcej nie umarł wskutek zarazy. Proces kanoniczny prowadzony przez komisję biskupią potwierdził także nadprzyrodzony charakter innych uzdrowień, a także niezwykłych wydarzeń. Obraz Madonny "ze strzałami" biskup Faenzy ogłosił cudownym, zezwalając na jego koronację (na prawie papieskim) w roku 1631.

W XXI w., w czasach szczepionek i powszechnie dostępnych antybiotyków, trudno sobie uzmysłowić, że choroby zakaźne były śmiertelnym zagrożeniem dla mieszkańców Europy. Podczas "morowego powietrza" (epidemii) niejednokrotnie zdarzało się, że na stu ludzi pozostawał przy życiu tylko jeden człowiek, a wskutek pandemii z roku 1376 wiele miast Włoch, Niemiec, Francji, Polski i Węgier zostało całkowicie wyludnionych.

Główną przyczyną pojawiania się ognisk zarazy były wojny, ale nie tylko. Zarazki roznosiły wszechobecne pchły, wszy, latające insekty (muchy, komary), a także myszy i szczury. Pandemiom sprzyjał katastrofalny poziom higieny, ciasna zabudowa i przeludnienie miast, gdzie nie było sposobu na uniknięcie kontaktu z zainfekowanymi osobami, ze skażonymi pokarmami, wodą i powietrzem.

Do końca XVIII w. nie znano leków na choroby dziesiątkujące ludność Europy - cholerę, czerwonkę, dżumę, gruźlicę, kiłę, ospę, płonicę, trąd, tyfus, wściekliznę, zapalenie wątroby, opon mózgowych i zimnicę. Zarażonym nie można było pomóc. Byli więc izolowani w obozach odległych od skupisk ludzkich, gdzie w straszliwych warunkach umierali: "Choroba przychodziła nagle. Objawiała się silnym bólem głowy, rwącymi wymiotami i krwawą biegunką. Żar palił wnętrzności, a pragnienie było tak wielkie, że chorzy w gorączce czołgali się do studni, rowów i kanałów, gdzie chłeptali wodę i siniejąc w okrutnych boleściach, konali. Wymierały całe rodziny i osiedla. (...) Obawiano się dotykać, myć, ubierać zmarłych, aby się nie zarazić. Domy ofiar zabijano deskami, wapnem malowano na nich białe krzyże, na znak, że tędy przeszło morowe powietrze. Każdego dnia kilku mężczyzn jeździło furmanką po okolicy, żelaznymi hakami wciągali ciała zmarłych na wóz i wywozili na cmentarz gdzie, także hakami, ściągano zwłoki do dołów, posypywano wapnem i przykrywano ziemią".

Jedynym dostępnym remedium (profilaktycznym, nie leczniczym) był "tęgi ocet". Używano go nie tylko do dezynfekcji rąk, ale także do mycia ścian i podłóg w domach zmarłych na zarazę. Dopiero w XVIII w. (1756 r.) miały miejsce pierwsze próby szczepień (przeciwko ospie). Przełom w leczeniu chorób zakaźnych nastąpił po 124 latach (1880), dzięki odkryciom L. Pasteura. Od tego czasu szczepienia stały się podstawowym środkiem zapobiegającym chorobom ludzi i zwierząt.

W świetle tego, co powiedziano wyżej, rozumiemy, jak wielkim wydarzeniem było powstrzymanie przez Bogurodzicę epidemii: był to cud, łaska, amnestia, cudowne darowanie życia. Rozumiemy więc, skąd tak wielką cześć i uwielbienie okazywano w Italii Pogromicielce Zarazy, Matce Łaskawej...

Minęło kilka miesięcy od intronizacji obrazu Matki Łaskawej u pijarów w Warszawie (24.04.1652 r.). W owym czasie rubieże Królestwa Polskiego nękała, przywleczona przez Kozaków, "czarna zaraza", rozprzestrzeniając się na całą Rzeczypospolitą. W końcu "morowe powietrze" dotarło na ziemie Mazowsza. "Wszystkimi wstrząsnęła straszliwa wiadomość: w okolicy wybuchła epidemia cholery! Nie ma miejscowości, do których zaraza by nie dotarła. Chorzy umierają w ciągu kilku godzin od wykrycia choroby. Jedni padają na ulicy niczym rażeni piorunem, inni umierają w pracy, na polu. Ludzie barykadują się w domach, przestają oddychać, uważają na to, co jedzą i piją... »Mors nigra« najczęściej atakuje biedaków, ale bogatych też nie oszczędza. Siostry [pielęgniarki] nie mogą uporać się z ciągłym napływem konających i zarażone, same umierają (...). Zwłoki składane są po dziesięć, dwadzieścia na wozach (...). Masowe mogiły kopią ochotnicy, ledwie nadążając z grzebaniem. Księża odprawiają za zmarłych tylko Msze święte zbiorowe".

Na wieść o wybuchu epidemii właściciele majątków ziemskich z bronią w ręku przepędzali obcych. Kto miał zapasy żywności, mógł zabarykadować się w obejściu, spuszczając psy z łańcuchów... Stale rosnąca liczba zgonów w pobliżu stolicy wskazywała, że lada moment śmierć zapuka także do jej wrót.

Warszawianie byli przerażeni. Miasto było ciasno zabudowane, ekstremalnie przeludnione, bowiem zajmowało zaledwie... 11 hektarów. Na wąziutkich uliczkach panowały ścisk i tłok. O każdej porze pełno tu było wozów, powozów, a chodnikami (niewiele szerszymi od wstążki) tłum taszczył kosze z żywnością zakupioną na fretach (placach targowych) położonych poza murami metropolii.

"Freta nowomiejska" leżała po północnej stronie Barbakanu, "freta bernardyńska" - za mostem przerzuconym nad fosą otaczającą miejskie fortyfikacje, za bramą "Dworzan" ("Krakowską"). Takie usytuowanie targowisk powodowało, że bramy miasta w ciągu dnia pozostawały otwarte.

Problem skutecznego zabezpieczenia Warszawy przed "morowym powietrzem " został rozwiązany... dopiero po 118 latach (1770 r.), kiedy miasto otoczyły "Wały Lubomirskiego" pełniące (obok funkcji obronnych) rolę kordonu sanitarnego. W czasie zagrożenia epidemią bramy zamykano, a wały patrolowano, by uniemożliwić uciekinierom ze skażonych terenów przedostanie się do stolicy. Kwarantanna odbyta oficjalnie w strażnicach-gospodach umożliwiała podróżnym, pocztylionom itd. wjazd do Warszawy bez przeszkód.

W roku 1652 nie było sposobu na uchronienie warszawian przed "morowym powietrzem", los mieszkańców miasta był zatem przesądzony... Jednak Opatrzność miała inne plany. Oto ks. Orselii wystąpił w ratuszu w charakterze męża opatrznościowego. Opowiedział rajcom o dwukrotnym cudownym wygaśnięciu "mors nigra" za sprawą faenzkiej Madonny "ze strzałami".

Przypomniał także, że replika tego cudownego, koronowanego obrazu od kilku miesięcy odbiera cześć w kościele przy ul. Długiej, i zaproponował zorganizowanie procesji wokół murów stolicy, by zamknąć epidemii wstęp do miasta. Rajcy z radością i rozbudzoną nadzieją przystali na propozycję Orsellego.

Przy śpiewie suplikacji i biciu dzwonów obraz Matki Łaskawej opuścił świątynię pijarów. W przemarszu wzięła udział dosłownie cała Warszawa, na czele z magistratem. Niesiono świece, chorągwie i feretrony ze świętymi figurami. Obraz Madonny Łaskawej poprzedzony Przenajświętszym Sakramentem mijał bramy stolicy, a tłum błagał, by Maryja zechciała okryć Warszawę płaszczem swej opieki i nie dopuściła, by zaraza weszła w jej progi: "Obyś zdrowych uchroniła, zdrowie chorym przywróciła, od bram śmierci wybawiła, Boska Lekarko!".

Ani Orselii, ani rajcowie, ani lud stolicy nie zawiódł się na łaskawości Maryi. Od czasu solennej procesji nie odnotowano na Mazowszu żadnego zgonu wskutek morowego powietrza! Epidemia w ciągu jednej doby całkowicie wygasła, nie dochodząc do stolicy.

Magistrat, poruszony tę szybką i cudownie skuteczną interwencją, postanowił okazać wdzięczność swej Dobrodziejce, stosownie do wielkości otrzymanej laski. Podczas podniosłej uroczystości w ratuszu rajcowie okrzyknęli obraz cudownym. Madonnie Łaskawej nie tylko ofiarowano wotum dziękczynne, królewską koronę (koronę zamkniętą, ośmiooblękową, zwieńczoną małym globem ziemskim z krzyżem), ale także obrano Ją patronką stolicy, co zapisano, na wieczną rzeczy pamiątkę, w dokumencie "Votum Varsaviae".

Zaufanie i wiara rajców w moc orędownictwa Madonny ze strzałami były tak wielkie, że powierzyli Jej nie tylko Warszawę, lecz także Rzeczypospolitą, obwołując Strażniczką Polski Custos Poloniae.

Pamiętajmy, że ofiarowanie Bogurodzicy godności królewskiej nastąpi dopiero cztery lata później i nie będzie aktem dobrowolnym - Potop Szwedzki, zdrada polskiego wojska, kategoryczna odmowa papieża Aleksandra VII udzielenia pomocy zmuszą króla-wygnańca Jana Kazimierza do ekspresowego (w ciągu 4 miesięcy) spełnienia życzenia Matki Bożej, ignorowanego przez Wazów przez pół wieku (konkretnie przez 47 lat).

Bogurodzica prosiła o obranie Jej Królową Polski, co przekazał królowi Zygmuntowi Wazie neapolitański jezuita, o. Juliusz Mancinelli, poprzez swego konfratra o. Piotra Skargę, spowiednika króla. Monarcha zlekceważył tę wiadomość, co zmusiło 72-letniego o. Mancinellego do odbycia pieszej wędrówki z Neapolu do Krakowa. Dotarł (po dwóch latach) do Krakowa 8 maja 1610 r., gdzie Bogurodzica w kolejnym widzeniu potwierdziła swoje życzenie. Mimo że oo. Skarga i Mancinelli pośród świeckich i kościelnych notabli propagowali ideę intronizacji Bogurodzicy, posłuchanie u króla Zygmunta zakończyło się klęską misji. Także jego syn, Władysław IV Waza, zbojkotował wolę Maryi. Dopiero jednoczesna okupacja Polski (przez Szwedów) oraz Litwy (przez Moskali) zmusiła młodszego Wazę, Jana II Kazimierza do spełnienia żądania Maryi (1.04.1856 r.).

Niewesoły (oględnie mówiąc) nastrój podczas intronizacji Bogurodzicy znakomicie oddał Jan Matejko w obrazie „Śluby Jana Kazimierza". Wszyscy mają świadomość, że intronizacja Bogurodzicy dokonuje się zbyt późno. Gdyby Maryja przed 47 laty została Królową Polski, może powstrzymałaby Wazów przed podjęciem katastrofalnych decyzji. Może Polska uniknęłaby szwedzkiej okupacji (lipiec 1655 r.), tzn. "brutalnych gwałtów, rekwizycji i metodycznego rabunku wszystkiego, co dało się zrabować", czy podboju Wielkiego Księstwa Litewskiego przez cara Aleksego (sierpień 1655 r.), kiedy "wymordowano kilkanaście tysięcy wilnian, zrabowano i zniszczono wiele dobytku", i jednoczesnej napaści Kozaków na południe Polski, zajęcia Lublina i grabieży ziem aż do linii Wisły. W kwietniu 1656 r. sprawy zaszły tak daleko, że uwolnienie Polski i Litwy od wojsk okupacyjnych miało trwać 5 długich lat... Epidemia cholery, która dzięki Matce Łaskawej ominęła Warszawę, przemieszczała się na wschód i doszła na Litwę, zagrażając stolicy księstwa. Wileński sufragan w trosce o owczarnię postanowił wezwać na pomoc sławną już warszawską Uśmierzycielkę Zarazy. Wysłał do Warszawy umyślnego, by zamówił replikę obrazu Mater Gratiarum i jak najszybciej sprowadził ją do Wilna. Na wykonanie zlecenia było mało czasu, dlatego "obraz wileński był w technice mniej staranny, pobieżniej wykonany".

"Solenna introdukcja" miała miejsce 14 kwietnia 1653 r.: "Obraz Mater Gratiarum z nabożeństwem o ukrócenie zarazy uroczyście przez biskupa Jerzego Tyszkiewicza do kościoła [Świętych Piotra i Pawła] był wprowadzony".

Nabożeństwa błagalne wzruszyły serce Matki Łaskawej i także tutaj śmiercionośna plaga błyskawicznie wygasła. Obraz Mater Gratiarum jako pierwszy w Wilnie zyskał miano cudownego, uważano, że "jest Tarczą (Palladium) osłaniającą miasto i mieszkańców przed wszelkimi klęskami, a szczególnie przed klęską zarazy". Biograf Wilna Józef Bieliński przekazał, że wizerunek Matki Bożej Miłosierdzia w Ostrej Bramie dopiero po powstaniu listopadowym zyskał renomę cudownego.

Gdy w roku 1705 Warszawie groził wybuch epidemii, świątynia pijarów nie mogła pomieścić tłumów pragnących modlić się przed ołtarzem Matki Łaskawej. Problem rozwiązano, przenosząc polichromowaną figurę Mater Gratiarum (dłuta królewskiego snycerza, Wilhelma Barsza) do największej warszawskiej świątyni, kolegiaty św. Jana (obecnie katedry).

"Figurę niosło [na rzeźbionym feretronie] czterech kapłanów, którym towarzyszyła orkiestra i chór złożony tak z artystów, jak i amatorów, bowiem zarówno odpusty, jak i święta Madonna Gratiarum miały wspaniałą oprawę muzyczną". "A zgromadzony zewsząd lud przypatrywał się tej pobożnej i pięknej ceremonii". Figurę umieszczono na ołtarzu ozdobionym kwietną dekoracją, gdzie "aż do samej nocy, przy światłach, nabożeństwa były odprawiane, ponieważ wiadomym było, że za pobożnym udaniem się do tegoż wizerunku powietrze morowe ustawało".

Madonna nie zawiodła pokładanego zaufania! Magistrat, w dowód wdzięczności, ofiarował patronce Warszawy wotum, piękną srebrną sukienkę, a także dopilnował, by cudowny obraz i jego otoczenie "złotymi klejnotami i różnymi wspaniałościami, nie do uwierzenia, ozdobiono".

W trzy lata później (1708 r.) epidemia zaatakowała jednocześnie stolicę Litwy i dawną stolicę Rzeczypospolitej, Kraków. Wilnianie po 55 latach od ostatniego ataku moru już nie pamiętali, skąd należy oczekiwać ratunku. Bóg im o tym sam przypomniał: "Burmistrz miasta, Jan Gawlowiecki na skutek widzenia, jakie miał pewnej nocy, oddal publicznie Wilno w opiekę Bogurodzicy przed obrazem Matki Bożej Łaskawej »ze strzałami«".

Madonna i tym razem zniszczyła ogniska epidemii, a magistrat obwalał Mater Gratiarum patronką Wilna.

Jak wspomnieliśmy, w tym samym roku morem został dotknięty także Kraków. Także tutaj każdego dnia śmierć zbierała straszliwe żniwo. Niebo pozostało głuche na błagania krakowian, chociaż błagano o zmiłowanie przed cudownymi obrazami Pani Jasnogórskiej (w kościele Mariackim), Smętnej Dobrodziejki (oo. franciszkanów), Matki Bożej Różańcowej (oo. dominikanów), Matki Bożej od Wykupu Niewolników (ss. prezentek) oraz przed Panią na Piasku (oo. karmelitów), zaraza nadal szalała. Sytuacja zmieniła się radykalnie, kiedy "Michał Behm, radca krakowski, dostawszy z Warszawy od pewnego ojca Piarum Scholarum obrazek i wiadomość o Najświętszej Pannie Łaskawej wymógł u biskupa krakowskiego, że w Niedzielę Krzyżową odprawi nabożeństwo do Mater de Gratiis".

Biskup, widząc ostatnią szansę w orędownictwie warszawskiej Pogromicielki Zarazy, zarządził, aby namalowano postać Madonny "ze strzałami" na północnej elewacji kościoła Mariackiego (od ul. Floriańskiej), gdzie "kapłani tuteczni, na ten czas przytomni, z ludem schodząc się gromadno, z wielkim nabożeństwem litanię co wieczór odprawiali".

Żarliwe prośby krakowian zostały wysłuchane i także tutaj epidemia błyskawicznie ustała. W dowód wdzięczności magistrat powierzył Kraków opiece Matki Łaskawej. Replikę warszawskiego obrazu Madonny "ze strzałami” (z laudacyjną inskrypcją i panoramą Krakowa) uroczyście zainstalowano w kościele Mariackim. Dziejopis Hiacynt Pruszcz napisze w roku 1745 o Mater Gratiarum jako "Najpotężniejszej Królestwa Polskiego i miasta Krakowa Obronie".

Od obrania Matki Łaskawej patronką miasta udział magistratu w publicznych nabożeństwach był obligatoryjny. W roku 1770 "miasto Kraków sprawiło wotywę w kościele archiprezbiterialnym Panny Maryi (Mariackim) na ubłaganie, ażeby Bóg nasze miasto od tej plagi uwolnił". Świadectwem wdzięczności krakowian jest przepiękna figura Madonny "ze strzałami" (dłuta J. Krzyżanowskiego) w rok później odsłonięta na Plantach (nieopodal kościoła kapucynów).

Księża pijarzy, opiekunowie Mater Gratiarum, dbali o rozwój jej kultu "po różnych collegiach wprowadzili do swych kościołów tę nową uroczystość i Maryję Łaskawą za Patronkę szkołom swoim polecili". W swoich drukarniach powielali obrazki i modlitewniki, wysyłając je do wspólnot modlitewnych w Białobrzegach Radomskich, Bydgoszczy, Chełmie Lubelskim, Dąbrowie Górniczej, Kosowie Poleskim, Krakowie, Lubieszowie, Lwowie, Łomży, Łowiczu, Łukowie, Międzyrzeczu Koreckim, Piotrkowie Trybunalski, Radomiu, Radzyniu, Rokitnie-Majątku, Warszawie, Wieluniu, Wilnie i Zamościu.

Przytoczone wyżej świadectwa mówią o tym, jak Matka Boża Łaskawa ratowała mieszkańców Warszawy, Wilna i Krakowa, miast oficjalnie Jej opiece powierzonych.

Jako Strażniczka Polski interweniowała wielokrotnie: w roku 1920, gdy była zagrożona niepodległość Polski wskutek bolszewickiej napaści, w roku 1943, na 16 miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego, w roku 1980 i 1981, przed ogłoszeniem stanu wojennego. Szczegółowo o tych wydarzeniach piszę w monografii tematu (opracowanej z śp. ks. Józefem Bartnikiem), która zdobyła zaszczytne wyróżnienie historyków polskich. Drugie wydanie publikacji "Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą" już ukazało się nakładem krakowskiej oficyny AA.