125. rocznica śmierci arcybiskupa Warszawy

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 17.09.2020 21:09

Na rękach Zygmunta Szczęsnego Felińskiego zmarł Juliusz Słowacki. Nie tylko wieszcz był przekonany o świętości niezwykłego kapłana.

125. rocznica śmierci arcybiskupa Warszawy Warto odwiedzić Muzeum abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, jakie dwa lata temu otwarto przy Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Żelaznej 97. Tomasz Gołąb /Foto Gość

Gdy został arcybiskupem Warszawy, Zygmunt Szczęsny Feliński miał zaledwie 39 lat. Cały Petersburg płakał, że opuszcza go najlepszy ksiądz w Rosji. Jego powołanie zrodziło się nad grobem przyjaciela, Juliusza Słowackiego. Choć Zygmunt Szczęsny Feliński już jako młodzieniec złożył ślub czystości. Wieszcz, zanim zmarł na kolanach świętego przyjaciela w Paryżu w 1849 r., przepowiedział że ten „czysty brylant” kiedyś stanie się chlubą narodu.

Abp Zygmunt Szczęsny Feliński spędził na ul. Miodowej zaledwie 16 miesięcy. Wystarczająco jednak, by uznano ten czas za opatrznościowy powiew Ducha Świętego. Stolica przyjęła jednak abp. Felińskiego chłodno: jego kandydaturę wysunął car, a wezwania do nieprzelewania krwi wzbudzały podejrzenia o współpracę z zaborcą.

Pasterzowanie abp. Felińskiego przypadło na okres między 9 lutego 1862 r. do 14 czerwca 1863 r., czyli największego wrzenia, manifestacji patriotycznych i wybuchu powstania styczniowego. Władze carskie kojarzyły się ze stanem wojennym, godziną policyjną, aresztowaniami i zsyłkami na Sybir. Arcybiskup kierował się jednak doświadczeniem: przewidywał klęskę ponownego zrywu narodu. Uważał, że „prawdziwy patriotyzm" polega „nie na głośnych okrzykach, lecz na sumiennej, a wytrwałej pracy dla dobra kraju".

„Z postawieniem nogi na ziemi warszawskiej rozpoczęło się moje trudne, po ludzku mówiąc niemożebne posłannictwo" - wspominał ks. Zygmunt Feliński. Wiedział, że znalezienie wyjścia z dramatycznej sytuacji nie tylko wiernych, ale całej stolicy będzie wymagało cudu. Musiał się jednak liczyć także z własną ofiarą, skoro – mimo odmiennej oceny słuszności powstania styczniowego – jednoznacznie je poparł, narażając się carowi.

Odważnie stanął po stronie uciśnionego ludu, a na znak protestu 12 marca 1863 r. złożył dymisję z Rady Stanu, domagając się dla Polski nie tylko autonomii, ale i niepodległości. Wezwany przez cara do Petersburga, odrzucił propozycję wolności za cenę poddania się i porzucenia kontaktów ze Stolicą Apostolską. Zanim wygnany opuścił Warszawę, spotkał się jeszcze z kapłanami przy ul. Miodowej, zalecając by strzegli praw Kościoła i pilnowali wiary, mieli Boga w pamięci i sercu i nie zrażali się przeciwnościami, a w chwili próby odpowiadali: „Non possumus”. Wincenty Popiel, biskup-nominat płocki, wspominał to spotkanie: „Prawdziwie wyglądał jak bohater, a raczej jak święty. O sobie ani wspomniał; myślał tylko o Kościele i o drugich, a w obejściu był prostoty dziecięcej”. Dopiero w chwili jego zesłania do Jarosławia nad Wołgą Warszawa dostrzegła, jak wielkiego pasterza straciła. Jego maryjność i niezłomność, ale także droga życia bardzo przypominają życie kard. Stefana Wyszyńskiego, który zresztą rozpoczął jego proces beatyfikacyjny.

Dla polskich wygnańców na Syberii stał się jednak na 20 lat błogosławieństwem. Działalność charytatywna i apostolska abp. Felińskiego sprawiła, że przez kilka pokoleń wspominano go jeszcze jako wzór świętości bielszy od śniegów.

Nie robił zresztą nic nowego: w trosce o wychowanie ubogich i bezdomnych dzieci, założył już wcześniej w stolicy sierociniec i szkołę przy ul. Żelaznej i oddał obydwie te instytucje pod opiekę Sióstr Rodziny Maryi, które sprowadził z Petersburga. Dzień przed wygnaniem z Warszawy zdążył jeszcze poświęcić tam stojącą do dziś figurę Maryi.

Bł. Honorat Koźmiński wspominał, że jego krótkie rządy w Warszawie były jak „wiew Ducha Świętego”. W ciągu kilkunastu miesięcy zrobił tyle, ile poprzednicy przez lata: odrodził życie religijne, dbał o poziom duchowy i intelektualny kapłanów i wiernych, upowszechnił nabożeństwo majowe, szerzył kult Najświętszego Sakramentu, kładł nacisk na katechizację, organizował misje i rekolekcje.

Po powrocie z wygnania, zmuszony został jednak przez cara, by osiąść na ostatnie 12 lat życia w galicyjskiej wiosce. I tam robił to samo, co przez całe życie: służył innym przez zbawienną działalność duszpasterską i charytatywną.

Zmarł w opinii świętości, 17 września 1895 r. Pochowany tymczasowo w Krakowie, a potem w Dźwiniaczce, gdzie spędził ostatnie lata życia, ściągał do grobu wiernych, którzy od początku wymadlali u jego grobu łaski i uzdrowienia. Dopiero w 1920 r. sprowadzono ciało pasterza diecezji do Warszawy. Z podziemi archikatedry warszawskiej ostatecznie przeniesiono je w 2003 r., po beatyfikacji, do Kaplicy Literackiej. Abp Zygmunt Szczęsny Feliński został kanonizowany przez Benedykta XVI w 2009 r.