Winowajca

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 16.10.2020 07:29

To on zawiózł kard. Wojtyłę na konklawe w 1978 r., a wcześniej ostrzygł go i zapytał, czy zostanie papieżem. Po Janie Pawle II zostały mu… włosy, rower i wspomnienie wielkiej przyjaźni.

Winowajca Jeśli wszytko, czego dotknął święty staje się relikwią, to jest nią także mój nos - śmieje się br. Marian Markiewicz. Archiwum br. Mariana Markiewicza

W Rzymie, gdzie zamieszkał w styczniu 1977 r., był kierowcą kardynała Wojtyły. Woził krakowskiego kardynała na większe i mniejsze uroczystości: fordem escortem albo bardziej reprezentacyjnym beżowym audi 60.

Gdy po 33 dniach pontyfikatu zmarł Jan Paweł I, 3 października miał odebrać Karola Wojtyłę z rzymskiego lotniska. Nie poznał kardynała.

Winowajca   Chwile tuż przed konklawe zarejestrowała telewizja francuska. Brat Marian przywiózł kardynała Wojtyłę na 10 minut przed zamknięciem Spiżowej Bramy. Jeszcze przed konklawe kardynał chciał odwiedzić swojego chorego przyjaciela, abp. Andrzeja Deskura. archiwum br. Mariana Markiewicza

- Jego zachowanie i wygląd były jakieś inne. Zapytałem, czy zostanie papieżem. Był poważny, zamyślony. Chyba przeczuwał, że będzie musiał wziąć na swoje barki odpowiedzialność za cały Kościół. „Duch św. zdecyduje” – odpowiedział. Ale już przed konklawe usłyszałem, że jeden z kardynałów wychodzących do ks. Dziwisza zapowiadał, że jeśli nie będzie głosów na kogoś z Włoch, będą optować za Karolem Wojtyłą – wspomina br. Marian w przeddzień rocznicy rozpoczęcia pamiętnego konklawe z 1978 r.

Odwiedźcie też koniecznie nasz serwis: wadowice1920.gosc.pl

Z lotniska zawiózł kardynała do Kolegium Polskiego. Ten długo modlił się w kaplicy. Zwykle, gdy ktoś wchodził, unosił głowę i dawał znak, że pozdrawia. Teraz też było inaczej, cały czas klęczał i trzymał głowę w dłoniach. Wraz z księdzem Stanisławem Dziwiszem zawieźli więc walizki kardynała Wojtyły do małego pokoju nr 96 pod piętrem papieskim. Po powrocie z Mszy św. do Ducha św. usłyszał:

- Marianku, a ostrzygłbyś mnie, żebym jakoś wyglądał na tym konklawe?

Brat Marian strzyc nauczył się w nowicjacie, więc chwycił za nożyczki.

Winowajca - Inny by się pochwalił, a ja tylko powiem, że na pierwszych zdjęciach po wyborze Jan Paweł II wystąpił w mojej stylizacji. Dopiero później zajęli się nim watykańscy krawcy i fryzjerzy… Ale wówczas coś mnie tknęło, żeby te włosy przechować. Po beatyfikacji siostry pomagały mi dzielić je i umieszczać w małych relikwiarzach, które trafiły na cały świat: od Chin po Chile.

Brat Marian śmieje się, że skoro relikwią jest wszystko, czego dotykał święty, to jest nią także jego nos, za który złapał któregoś dnia Ojciec Święty. Dziś te historie i zdjęcia, połączone z gawędziarskim talentem br. Mariana Markiewicza, wprawiają w zachwyt więźniów i młodzież z poprawczaków, osoby starsze i dzieci w szkołach. Podobnie, jak biały rower, który przekazał mu Jan Paweł II. Miał służyć papieżowi do przejażdżek po Ogrodach Watykańskich. Zresztą jest sprawny do dziś.

Odwiedźcie też koniecznie nasz serwis: wadowice1920.gosc.pl

W Watykanie zjawili się na 10 minut przed zamknięciem Bramy Spiżowej. Chwilę pożegnania kard. Wojtyły z br. Marianem zarejestrowała telewizja francuska.

- Ucałowałem pierścień. Przytulił mnie, jak zawsze, do swojej piersi. Po ojcowsku.

Takich zdjęć br. Marian ma najwięcej. Jak z rodzicami, których miał okazję przedstawić w Watykanie.

Winowajca  

- Ładnie żeście tego synka wychowali. Zawiózł człowieka na konklawe i zostawił – „wypominał” wówczas papież. O br. Marianie Markiewiczu najczęściej mówił: „winowajca”.

Odwiedźcie też koniecznie nasz serwis: wadowice1920.gosc.pl

Winowajca   Jakby św. Piotr miał problem, by mnie wpuścić do nieba, to będę patrzył tylko, gdzie stoi Ojciec Święty. Może wstawi się po góralsku, po swojemu: „A, św. Piotrze wpuść go, znom go” - żartuje br. Marian. Tomasz Gołąb /Foto Gość

- Gdy po konklawe pojechaliśmy z rzeczami świeżo wybranego papieża, klęczał w kaplicy. Ja zawsze miałem do niego śmiałość, więc powiedziałem, że przyszliśmy odwiedzić. „O, to może razem w tej chałupie nie zginiemy” – odpowiedział po swojemu papież i oprowadził nas po papieskich apartamentach. Pokazał wielkie kwadratowe łóżko po Janie XXIII, fotel Pawła VI, bibliotekę, w której westchnął: „Kiedy ja to wszystko przeczytam?”. W pokoju błogosławieństw podszedłem do okna. Piękny widok na pl. Św. Piotra, od bazyliki po ostatnią kolumnę Berniniego – wspomina brat Marian, jakby opisywał wizytę z wczoraj, u kogoś z rodziny.

Różańcami, jakie otrzymał od papieża mógłby obdzielić dziś pół parafii katedralnej, w której służy do dziś. Przyjaźń z Ojcem Świętym trwała przecież do ostatnich jego dni. Świadczą o tym setki zdjęć, o których br. Marian chętnie opowiada. O tych przy XVII-wiecznym stole inkrustowanym kością słoniową z abp. Deskurem; z Kolegium Polskiego w którym przycinał żywopłoty z krzaków laurowych; z Matką Teresą, dla której również był kierowcą. Z pielgrzymek, gdzie woził za papieżem mobilny szpitalik z zapasem krwi i leków; z posługi Janowi Pawłowi przy ołtarzu; z grupami pielgrzymów, które sobie znanymi sposobami wprowadzał na papieskie audiencje i z Domu Arcybiskupów Warszawskich, gdzie służąc kard. Józefowi Glempowi, miał okazję spotykać Jana Pawła II, ale też na przykład prezydenta Georga Busha, seniora.

Winowajca

„Marian, pomódl się, tak blisko byłeś, to ciebie wysłucha” - słyszy często.

- Papież zawsze mnie przyuważył i pogroził. Był mi jak starszy brat. Jakby św. Piotr miał problem, by mnie wpuścić do nieba, to będę patrzył tylko, gdzie stoi Ojciec Święty. Może wstawi się po góralsku, po swojemu: „A, św. Piotrze wpuść go, znom go”.

Odwiedźcie też koniecznie nasz serwis: wadowice1920.gosc.pl

Wróżki z ul. Rakowieckiej