Więźniowie obozu pracy zazdrościli ks. Stanisławowi Szulmińskiemu jednego: wiary, że to łagrowe piekło kiedyś się skończy.
▲ Sługa Boży ks. Stanisław Szulmiński.
Archiwum Ośrodka Postulacji SAC
Najdalej z Ewangelią dotarł do Uchty, na Syberię. Nie jak pragnął – jako misjonarz, ale jako więzień obozu pracy. − Boskie oko widzi wszystko i wszędzie. Nawet tu, w tej zapyziałej dziurze. Wszystko ma swój kres… − pocieszał współwięźniów sowieckiego łagru ks. Stanisław Szulmiński SAC. Pallotyński kandydat na ołtarze, którego proces beatyfikacyjny w diecezji warszawsko-praskiej dobiega końca, nie spodziewał się, że właśnie tu – na „nieludzkiej ziemi” zrealizuje się jego najgłębsze marzenie: pracy misyjnej na Wschodzie.
Wiara łączy, a nie dzieli
Urodzony 10 lipca 1894 r. w Odessie Stanisław dorastał w atmosferze różnorodności religijnej, tolerancji i patriotyzmu. Druga żona jego ojca Aleksandra Szulmińskiego była prawosławną Ukrainką, ojciec – gorliwym katolikiem i społecznikiem, działającym na rzecz ubogich.
− W rodzinnym domu Stanisław uczył się szukać tego, co w wierze łączy, a nie dzieli. Idea pojednania Kościołów prawosławnego i katolickiego dojrzewała w nim przez całe życie – wyjaśnia ks. Przemysław Krakowczyk SAC, wicedyrektor pallotyńskiego Ośrodka Postulacji.
Jako nastolatek postanowił zostać świętym. Długimi godzinami modlił się w kamieńskiej katedrze, czasami także leżąc krzyżem. Mieszkańcy Kamieńca Podolskiego, gdzie zamieszkał wraz rodziną, mówili o nim: „święty chłopak”. W 1917 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Żytomierzu. Życzliwy, rozmodlony, chętnie pomagał słabszym w nauce. Przez wielu kleryków uważany za wzór.
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.