Wierzył Panu Bogu jak dziecko

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 18.01.2021 09:26

O swojej wierze pisał wierszami. Prostymi, żeby trafiły do profesora i pięcioletniego szkraba. 15 lat temu odszedł ks. Jan Twardowski.

Wierzył Panu Bogu jak dziecko Całe życie był związany z Warszawą. Tomasz Gołąb /Foto Gość

– Przez całe życie czułem i do tej pory w to wierzę, że Ktoś mnie prowadzi. Nie są mi potrzebne żadne dowody, to moja wiara i niewidzialny Bóg – mówił ksiądz-poeta, którego piętnasta rocznica śmierci mija dziś.

Poeta naiwności i ksiądz najpowszedniejszego realizmu. Ks. Jan Twardowski wierzył, że świat idzie ku dobremu, choć polemistów wobec takiej tezy znalazłby pewnie całe zastępy. Na szczęście rzesze tych, którzy uwielbiają prostotę i trafność spostrzeżeń zmarłego 18 stycznia 2006 r. kapłana z Krakowskiego Przedmieścia, są chyba znacznie większe.

Ks. Jan Twardowski urodził się 1 czerwca 1915 roku w Warszawie. Po wojnie wydał m.in. tomy: "Wiersze" (1959), "Znak ufności" (1970) - tom, który przyniósł poecie dużą popularność, "Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko s z dziećmi" (1973), "Niebieskie okulary" (1980), "Który stwarzasz jagody" (1983), "Na osiołku" (1986), "Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1939-85" (1986), "Sumienie ruszyło" (1989), "Niecodziennik" (1991), "Nie martw się" (1992), "Wiersze" (1993). Zmarł w szpitalu przy ul. Banacha w otoczeniu rodziny i przyjaciół.

- Cenię wielką teologię, ale moja wiara jest bardzo prosta: jest pokładaniem nadziei w Jezusie Chrystusie. Wiem, że On jest tym jedynym, który nie zawiedzie. Chrystus uratował nas od rozpaczy, ukazał sens naszemu życiu, śmierci, miłości. Tę radosną nowinę dobrze jest przekazywać w dzisiejszym zagubionym świecie - przyznawał.

O wierze mówił wierszami. Wypowiadane przez kilkadziesiąt lat słowa układają się w dekalog, u którego podstaw leżą: dziecięctwo, zdziwienie, prostota, świadomość obecności Boga, ufność i spokój, tajemnica i zachwyt, ale także paradoksy, doświadczenie, radość i uśmiech oraz nadzieja.

„Właściwie wszyscy chodzimy po morzu, dlatego że żyjemy wbrew zasadom pewności. Każdej chwili możemy umrzeć, albo może umrzeć ktoś najbliższy. Możemy zachorować, stracić pracę, mieszkanie. Życie jest naprawdę chodzeniem po morzu. Jednak Bóg nas trzyma. Trzeba Mu ufać. Jeśli powiedział: »Przyjdź« – to objął opiekę nad nami. To właśnie jest najważniejsze – na dziś, na jutro, na pojutrze, na krótkie i na długie życie” – mówił ks. Twardowski w 1999 r.

Z Warszawą związany był przez całe życie. Urodził się w kamienicy przy ul. Koszykowej 20, potem uczył się przy ul. Elektoralnej, w klasie matematyczno-przyrodniczej Gimnazjum im. Czackiego, na studiach polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, a pod koniec okupacji wstąpił do tajnego Seminarium Duchownego. Księdzem został 4 lipca 1948 r. Na pierwszej placówce, w parafii w Żbikowie, uczył religii w szkole specjalnej, później katechizował młodzież w gimnazjum na Woli. Był wikarym w kościołach: św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie, Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim. Od 1959 r. aż do emerytury był rektorem kościoła sióstr wizytek na Krakowskim Przedmieściu. Prowadził duszpasterstwo dzieci, był spowiednikiem w szpitalach, a także wykładowcą i wychowawcą wielu pokoleń warszawskich kleryków.

Słynął z niezwykłego poczucia humoru. Kiedy w 1999 r. Katolicki Uniwersytet Lubelski przyznał mu tytuł doktora honoris causa, laureat skomentował to z właściwym sobie humorem: "Jestem już leciwy, to znaczy otoczony pleśnią, grzybami i honorami". 

Czy może nas dziwić, że ks. Twardowski, który bez przerwy zapraszał do spojrzenia na świat i wiarę oczami dziecka, ukochał właśnie Różaniec? I to odmawiany czasem najzupełniej mechanicznie, bez głębszej refleksji? Ksiądz poeta mówił, że Różaniec to klucz do Pana Boga, bo istotą tej modlitwy jest trzymanie się, trwanie, wierność, choćby po ciemku. Ks. Janowi z Krakowskiego Przedmieścia Różaniec wydawał się też modlitwą najbardziej aktualną. „Dzisiaj człowiek jest zalatany. Nie ma czasu na dokładną modlitwę, ani na rozmyślanie. Otoczony interesantami, tysiącem spraw, może tylko chwycić się Różańca, gdziekolwiek jest, i budować sobie dach nad głową, celę, małą kapliczkę, miejsce gdzie nagle może się znaleźć i odetchnąć Bożą atmosferą obecności Jezusa i Matki Bożej”.

Ks. Twardowski zachwycał się różańcem: że prosty, a jednocześnie natchniony; że mądry, a pozwala największym uczonym stać się dziećmi; że uczy dobrego humoru, a jednocześnie potrafi okiełznać największe ludzkie potwory – cierpienie i śmierć. Jedno w tej modlitwie jest jednak najbardziej cudowne: że pozwala naszemu życiu nie dzielić się na część świętą i powszednią. Bo Różaniec brzmi tak samo i w kościele, i przy obieraniu kartofli.

- Życie nauczyło mnie, że Bóg istnieje. Ale sam fakt istnienia jeszcze nic nie znaczy. Najważniejsze jest ufać Bogu. Trzeba wierzyć, że to Bóg kieruje naszym życiem, że On nas prowadzi - mówił ks. Jan, dodając że "w życiu najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze – to niedobrze".

Największy poeta wśród kapłanów był piewcą Bożej Opatrzności. Szczęśliwie Bóg dał poecie długie i piękne życie. A gdy się zakończyło, spoczął w Panteonie Wielkich Polaków w świątyni w Wilanowie. Choć on sam pewnie by wybrał coś skromniejszego.