Beksiński nieobojętny. 27 prac, które poruszą każdego

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 16.06.2021 18:44

Mówił o sobie: ateista. Nie chciał, żeby jego sztuka kojarzona była z Kościołem. A jednak w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej otwarto wystawę obrazów genialnego malarza. I to po raz czwarty.

Beksiński nieobojętny. 27 prac, które poruszą każdego Nowy dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej Piotr Kopszak (po lewej), kustosz MAW Ewa Korpysz i przyjaciel Z. Beksińskiego Piotr Dmochowski, który wraz z żoną Anną kolekcjonuje dzieła artysty i użycza ich na co najmniej trzy lata muzeum przy Dziekanii 1. Tomasz Gołąb /Foto Gość

Życie Zdzisława Beksińskiego naznaczone było wieloma osobistymi tragediami - w 1998 r. zmarła jego ukochana żona Zosia, a w następnym roku jego jedyny syn Tomek popełnił samobójstwo. 21 lutego 2005 r. artysta został brutalnie zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu. Całe życie zmagał się z lękami i fobiami, z niedomaganiem fizycznym i wyobcowaniem. Najlepiej czuł się w swojej pracowni, nie pojawiał się nawet na wernisażach swoich wystaw, nigdy nie był za granicą. Nawet gdy już zdecydował się w 1977 r. opuścić swój rodzinny Sanok, gdzie cieszył się sporą sławą, to tylko po to, aby przed nią uciec. Miał nadzieję na wtopienie się w anonimowy tłum stolicy. A jednak przeszedł do historii jako malarz genialny, perfekcjonista, który poświęcił swoją twórczość głównie człowiekowi, tematowi przemijania, śmierci, rozpadu. Malował z ogromną precyzją i dbałością o detale: potrafił spędzić tygodnie nad obrazem, by na koniec zamalować go i rozpocząć od nowa.

- Beksiński był człowiekiem niezwykle inteligentnym i dowcipnym. Choć cierpiał z powodu problemów psychicznych, ale nikt nie odbierze mu wielkiego talentu - mówi Piotr Dmochowski, kolekcjoner dzieł artysty i jego przyjaciel przez prawie 30 lat życia. Razem z żoną Anną prowadzi w Paryżu galerię prac Z. Beksińskiego. Razem marzyli, by można je było oglądać także w Warszawie, mieście, w którym geniusz spędził ostatnią część swojego życia.

Urodził się w 1929 roku. W 1947 r., pod naciskiem ojca, Beksiński wstąpił na krakowską politechnikę (wówczas część Akademii Górniczo-Hutniczej), gdzie studiował architekturę. Po ukończeniu uczelni w 1952 r. w ramach nakazu pracy został zatrudniony jako inspektor nadzoru przez państwowe przedsiębiorstwo budowlane. Chociaż Beksiński rysował od dzieciństwa, dopiero w 1953 r. zainteresował się na poważnie fotografią, malarstwem i rzeźbą, szukając zapewne w sztuce ucieczki od codzienności nielubianego zawodu.

W 1960 r. artysta porzucił fotografię, a w swoich rysunkach, obrazach, rzeźbach i reliefach zaczął eksperymentować z formą. Jednocześnie nadal rysował, używając do tego pióra lub długopisu, a później czarnej kredy. Malował od lat 70. Dzieła z tego okresu przywołują najczęściej fantastyczny świat: dziwne i opustoszałe pejzaże oraz tajemnicze istoty - ludzkie lub hybrydy - czasami w stanie rozkładu, zmumifikowane lub przypominające szkielety. Do perfekcji opanował trudną sztukę malarstwa olejnego.

Pierwsza ważna wystawa Beksińskiego miała miejsce w Warszawie w 1964 roku. W kolejnych latach artysta nadal pokazywał swoje prace na różnych wydarzeniach indywidualnych i zbiorowych, jednak to dopiero wystawa w galerii "Współczesnej" w Warszawie w 1972 r. pozwoliła mu zaistnieć w świadomości szerokiej publiczności. W latach 90. artysta zdobył międzynarodowe uznanie, przede wszystkim we Francji, Niemczech, Belgii i Japonii, głównie dzięki wysiłkom P. Dmochowskiego, który zorganizował wiele wystaw artysty, publikował książki i artykuły na jego temat oraz sfinansował i wyprodukował film "W hołdzie Beksińskiemu".

Najszczęśliwszy był w swojej pracowni, malując przez 12 godzin dziennie, przy podkładzie muzyki klasycznej, na płycie pilśniowej.

- Pewnie na dzisiejszy wernisaż też by nie dotarł - śmieje się P. Dmochowski, który 16 czerwca otworzył wraz biskupem Michałem Janochą i dr. Piotrem Kopszakiem, nowym dyrektorem Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, wystawę 27 prac artysty przy ul. Dziekania 1.

To już 4. prezentacja jego twórczości w MAW, choć pierwsze dwie odbyły się jeszcze w poprzedniej siedzibie, na Powiślu. Pierwsza odbyła się w 1995 roku. W 2004 r. publiczność warszawska miała okazję obejrzeć kilka dzieł artysty w ramach prezentacji "Visions de ténebrès". W 2018 r., dzięki uprzejmości państwa Dmochowskich i współpracy paryskiej Galerie Roi Doré, odbyła się przekrojowa wystawa "In hoc signo vinces", na której znalazły się obrazy, rysunki i wyjątkowe fotografie.

- Tę wystawę przygotowywał od kilku lat zmarły niedawno ks. Mirosław Nowak. Dzięki niemu udało się wygospodarować kawałek przestrzeni na nieco dłuższą niż czasowa wystawę - tłumaczy Piotr Plewa, zastępca dyrektora MAW.

Sam Beksiński określał się zresztą jako ateista. "Nawet w koszmarnym śnie nie chciałbym wystawić w Muzeum Archidiecezji" - napisał kiedyś w liście, choć sam podarował MAW jeden ze swoich obrazów, a w jego malarstwie doszukać się można wielu motywów religijnych. Mówił, że tworzy sztukę maniakalną, pod wewnętrznym przymusem, jakby chciał fotografować marzenia i sny.

- To nieoczywiste miejsce na dzieła Beksińskiego, bo on sam wiele lat mówił o tym, że nie chce ich pokazywać w przestrzeniach kojarzonych z Kościołem. Ale protestowałby w latach 80. przeciwko wystawieniu ich na przykład w Domu Partii. Po prostu chciał unikać łatek, skojarzeń, szufladek, opowiadania się za jednymi czy drugimi - podkreśla P. Dmochowski. - Ta wystawa przypomina początki reaktywowanego w 1980 r. na Solcu Muzeum. Byłem wówczas studentem i w przestrzeniach tego muzeum mieliśmy wykłady. Wieczorami zaś odbywały się w nich koncerty, na przykład Przemysława Gintrowskiego. MAW było wówczas jedynym miejscem, gdzie współcześni artyści mogli pokazywać swoje prace, a wielu dzisiejszych muzealników było uczestnikami wystaw. W tym muzeum sztuka nowoczesna zawsze miała swoje miejsce, to było jego siłą. Dzięki temu zresztą mamy dziś wspaniałe jej zbiory, bo wdzięczni artyści często przekazywali nam swoje prace. Nie będziemy uciekać od takich tematów, choćby komuś prace Beksińskiego wydawały się kontrowersyjne - zapowiada nowy dyrektor MAW.

Beksiński stworzył indywidualny styl. Jego prace to niezwykłe dzieła o dopracowanej, gładkiej powierzchni i pięknej, głębokiej, nasyconej kolorystyce, w pewnych okresach ustępujące szarościom i czerniom. Zawsze jednak skupione wokół miejsca człowieka w świecie, problemów przemijania, życia i śmierci. Jego twórczość jest nasycona symbolami, tajemniczymi treściami, wypełniona katastroficzną, pełną grozy atmosferą. Malował pejzaże i kompozycje figuralne łączące realizm z atmosferą ze snu lub majaków, fantastyczne widoki, w których egzystują zdeformowane i często okaleczone aż do potworności sylwetki ludzkie, stwory i widma.

- Malarstwo Beksińskiego budzi skrajne emocje: jednym się podoba, drugimi wstrząsa, są tacy, którzy je odrzucają. Z pewnością ta twórczość nie pozostawia widza obojętnym - opowiada kustosz dr Ewa Korpysz, wyróżniając w twórczości Z. Beksińskiego kilka okresów, różniących się między sobą tematycznie i środkami wyrazu.

Artysta pozostawił po sobie ponad tysiąc obrazów, rysunków, fotografii i rzeźb. Lękał się śmierci, ale pokonał ją swoją twórczością, którą chcą oglądać tłumy ludzi. Dobrze, że będą mieli okazję robić to przez co najmniej trzy lata w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

Godziny otwarcia MAW: 

  • wtorek-piątek: 12.00-18.00;
  • sobota-niedziela: 12.00-16.00;
  • poniedziałek: nieczynne.