Kto chciałby zostać proboszczem? "Chyba ja, ojcze"

tg /archwwa.pl

publikacja 23.07.2021 21:09

70 lat temu powstała parafia w Izabelinie. Ksiądz Aleksander Fedorowicz był jej pierwszym proboszczem. Ludzie wierzą, że świętym...

Kto chciałby zostać proboszczem? "Chyba ja, ojcze" Ks. Fedorowicz mawiał, że "w Izabelinie nic ciekawego nie ma, tylko Msza św.". Msza św. była dla niego najważniejsza, w ofierze Chrystusa uobecnianej w Eucharystii widział źródło życia Kościoła. Całe duszpasterstwo i katechezę organizował wokół niej. Był polskim prekursorem soborowego ducha w dziedzinie odnowy liturgii mszalnej - tylko tu ołtarz stał od początku ustawiony "do ludu". archwwa.pl

Kiedy ks. Fedorowicz pojawił się w Izabelinie, miał jedną walizeczkę osobistych rzeczy. Ale prawdopodobnie w jeszcze mniejszą można by go spakować w podróż do domu Ojca. Wszystko by oddał biednym. Siostry, które posługiwały na plebanii, nieraz robiły wyrzuty proboszczowi: więcej wody do zupy już się dolać nie da. Kolejnej łaty na ubraniu też naszyć nie można. Podobnie jak na jego podziurawionych gruźlicą płucach. Na grobie, w centrum cmentarza, zapisano w 1965 r. niewiele słów. "Bóg jest miłością" - to była nie tylko dewiza jego życia, ale jego codzienny chleb. 

Kto chciałby zostać proboszczem? "Chyba ja, ojcze"   Ks. Fedorowicz mawiał, że "w Izabelinie nic ciekawego nie ma, tylko Msza św.". Msza św. była dla niego najważniejsza, w ofierze Chrystusa uobecnianej w Eucharystii widział źródło życia Kościoła. Całe duszpasterstwo i katechezę organizował wokół niej. Był polskim prekursorem soborowego ducha w dziedzinie odnowy liturgii mszalnej - tylko tu ołtarz stał od początku ustawiony "do ludu". archwwa.pl

Wąskie metalowe łóżko, stara szafa, mała umywalka, brewiarz, okulary i wytarta sutanna. Pokoik ks. Fedorowicza w Izabelinie nie zmienił się od pół wieku. Podobnie jak opinia o jego świętości. Minęło 70 lat od powołania ks. Fedorowicza na proboszcza nowo erygowanej parafii św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie. Kapłan stworzył tę parafię od postaw na prośbę prymasa Stefana Wyszyńskiego, który miał do niego ogromne zaufanie. Ludzie widzieli w swoim proboszczu nie tylko przewodnika duchowego, ale również ojca i przyjaciela.

Ponad 70 lat temu ks. Fedorowicz przyjechał do podwarszawskich Lasek na zaproszenie ks. Władysława Korniłowicza, ówczesnego opiekuna duchowego zakładu dla dzieci niewidomych. Tu spotkał się z prymasem Wyszyńskim, który zaprosił do siebie kilku księży, w tym braci księży Aleksandra i Tadeusza Fedorowiczów. Prymas powiedział, że chce utworzyć nową parafię na skraju Puszczy Kampinoskiej, a później zapytał kapłanów, który zgodziłby się zostać jej proboszczem. "Chyba ja, ojcze..." - odezwał się cicho ks. Ali. Jako dziecko podobnie zareagował na pytanie matki, czy któryś z jej synów zostanie księdzem - wysunął się wtedy przed starszych braci i nieśmiało powiedział: "Chyba ja, mamo...".

Ali urodził się, jako przedostatnie z 9 dzieci Aleksandra i Zofii z Kraińskich, 16 czerwca 1914 r. w Klebanówce na Podolu (Kresy Wschodnie). Dorastał otoczony piękną przyrodą i w rodzinie, gdzie miłość niosła za sobą nie tylko ciepło, ale jasny przekaz mądrości dotyczącej Boga, świata, sensu życia i ludzi. Ali był cichy i uśmiechnięty, służba bardzo go lubiła i wszyscy przewidywali, że zostanie księdzem, a później może nawet biskupem.

Na początku uczył się w domu, następnie w gimnazjum we Lwowie. W czasach szkolnych po raz pierwszy miał możliwość codziennego uczestnictwa w Mszy św.

"Eucharystia to powinien być wasz specjalny sakrament. Bo Eucharystia stanowi o jedności. Obojętne, gdzie się będzie na Mszy św. i u Komunii św. - jednoczy nas wszystkich Chrystus" - napisał w późniejszych rozważaniach. Z powodu słabego zdrowia, nawracającego zapalenia płuc i pobytów w sanatoriach Ali kilkakrotnie przerywał naukę. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1942 r., po nich pomagał w pracy duszpasterskiej w Lipinkach pod Gorlicami, a później we wsi Tywonia, w kaplicy należącej do parafii w Jarosławiu. 28 czerwca 1951 r. otrzymał nominację na proboszcza erygowanej wkrótce potem parafii Izabelin-Laski.

Dekret otwierający parafię św. Franciszka z Asyżu odczytano podczas porannej Mszy św. 8 lipca 1951 roku. Tydzień później - 15 lipca - odbyła się ceremonia wprowadzenia proboszcza. Tego samego dnia, w nowo powołanej parafii zostało ochrzczone pierwsze dziecko. Pierwszy ślub odbył się 5 sierpnia, a pierwszą osobę, która odchodziła do wieczności, wspólnota żegnała dzień później.

Ludzie na skraju Puszczy Kampinoskiej żyli bardzo ubogo. Entuzjazm, którym zarażał ks. Ali mieszkańców okolicznych wsi, był tak wielki, że niemal wszyscy przystąpili do wspólnej budowy kościoła. Ksiądz Ali nie tylko jednoczył ludzi wokół krzyża, ale chodził od domu do domu i pomagał, wspierał i rozumiał problemy swoich parafian.

- Tu była ogromna bieda, a ludzie borykali się z uzależnieniami, ubóstwem. Proboszcz to rozumiał. Kiedyś, wracając z "kolędy", zobaczył leżącego w rowie człowieka i pospieszył mu na pomoc. Okazało się, że to pijany. Ksiądz Ali wziął go na plecy, zaniósł na plebanię. Zdziwionej s. Klarze ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, która krzątała się po plebanii, nakazał przygotowanie łóżka i ciepłego posiłku. Pijany mógł się umyć, najeść i wyspać... Takich przypadków były dziesiątki. Ksiądz Ali kochał ludzi i niósł im tę miłość. Szczególnie tym, którzy najbardziej jej potrzebowali - wspomina pan Jan z Izabelina.

"Ważna jest tylko miłość, ważne jest, żebym robił, co dobre i żebym chciał dokoła siebie szerzyć dobro" - powtarzał ks. Ali. Ludzie lgnęli do swojego pasterza jak do najlepszego ojca i przyjaciela, również prymas Wyszyński miał ogromne zaufanie do ks. Alego. Parafia w Izabelinie była jednym z pierwszych miejsc w Polsce, oprócz opactwa benedyktynów w Tyńcu, gdzie odprawiano Mszę twarzą do wiernych oraz w języku polskim, a świeccy włączali się w liturgię, w całym znaczeniu tego słowa.

Ksiądz Ali odwiedzał swoich parafian, którym pomagał i troszczył się o nich. Do dzisiaj starsze parafianki wspominają, jak z żalem patrzyły na schodzone i wytarte buty proboszcza. - Złożyłyśmy się i kupiłyśmy mu nowe na imieniny. Minęła jedna niedziela, druga, trzecia... Proboszcz nadal w tych samych. Idziemy i pytamy, czemu nie założył nowych. "Oddałem" - powiedział cicho. "Temu, kto bardziej ich potrzebował" - to tylko niektóre z wielu historii opowiadanych przez mieszkańców wsi, świadków życia ks. Alego.

- Przyjechaliśmy tu z Podlasia za pracą. Nie mieliśmy grosza przy duszy, a chcieliśmy wziąć ślub - wspomina pani Janka. - "To nie o pieniądze chodzi, a o sakrament" - powiedział proboszcz i pobłogosławił nasze małżeństwo - mówi. Pomagał wielodzietnym rodzinom. W kronice parafialnej poczytać można o systematycznych zbiórkach warzyw, owoców czy innych darów, które przekazywane były dla najbardziej potrzebujących.

"Msza św. tworzy Kościół, jest źródłem życia jedynym, Komunia św. go jednoczy" - mówił i pisał ks. Fedorowicz, utyskując na brak kontaktu wiernych z ołtarzem. "Tylko liturgia, a przede wszystkim Msza św. może uratować żywotność naszych parafii" - dodawał i pierwszy w Polsce zbudował ołtarz tak, by odprawiać twarzą do wiernych. Dużo wcześniej, przed zakończeniem Soboru Watykańskiego II, wprowadzał język polski do liturgii, procesję z darami, zbieranie tacy przez wiernych. Na izabelińskiej plebanii odbywały się spotkania na temat liturgii z udziałem m.in. ks. Wojciecha Danielskiego i ks. Jana Ziei, w których rodziła się koncepcja nowoczesnej parafii. Gdy wchodził do kościoła, wierni mieli wrażenie, że idzie święty. Ale nie tylko oni. 10 stycznia 1962 r., podczas pierwszego nabożeństwa ekumenicznego w Polsce, ks. Fedorowicz wygłosił kazanie w kościele św. Marcina. Wielu uczestników miało w oczach łzy. A gdy pastorzy odwiedzili jego mieszkanie, mówili: "U nas takich księży nie ma".

Gdy w 1955 r. przybył do parafii w charakterze rezydenta ks. Bronisław Dembowski, ks. Aleksander zwołał słynne "zebranie pracowników", czyli trzech sióstr i ks. Bronisława. Była to rzecz niespotykana, więc bardzo intrygująca. Ksiądz proboszcz bez żadnych wstępów oznajmił, że "siostry nie są po to w parafii, aby kręcić się koło księży i wobec tego od jutra ty, Bronek, sprzątasz u siebie, ja sprzątam u siebie, a siostry jak chcą, to niech sobie sprzątają u siebie". Na tym zebranie się zakończyło.

Podobno już samo patrzenie na ks. Aleksandra przy ołtarzu było jak modlitwa. "Gdy mówił, tyle było pokory, miłości i uwielbienia w samym wyrazie twarzy, że się wprost czuło wyraźną obecność Boga. Zwykle zaczynał mówić - niepewnie, nieśmiało - korzył się sam przed majestatem Boga, a potem ogarniała go coraz większa fala miłości i tę miłość chciał przelać w serca wszystkich. Z jasnym, jakże dobrym, uroczym, chłopięcym uśmiechem chciał wszystkim pokazać Boga i prosił, prosił o miłość - prosił o zawierzenie Jedynej Miłości, o zawierzenie Bogu” - wspomina s. Olga Kańska.

Izabelin dzięki ks. Alemu stał się też centrum życia liturgicznego, do którego przyjeżdżali nieraz księża i świeccy z bardzo daleka. Sam proboszcz bardzo niechętnie opuszczał parafię. Czynił to tylko dla innych obowiązków duszpasterskich bądź zdrowotnych. W listopadzie 1959 r. zachorował na nowotwór węzłów chłonnych.

Uśmiech nie znikał jednak z jego twarzy. "Charakterystyczne było dla ks. Aleksandra to, że gdy odprawiał Mszę św. i miał zacząć kazanie, przez chwilę spoglądał na wiernych w Kościele z serdecznym uśmiechem - dopiero potem zaczynał mówić. Każdy z obecnych był w zasięgu tego spojrzenia i uśmiechu" - wspomina Zofia Wyrzykowska. Ujmujący uśmiech stał się nawet inspiracją dla tytułu książki, wydanej w 2001 r. z inicjatywy ówczesnego proboszcza ks. Mirosława Cholewy.

Cieszył się również podczas udzielania Komunii św.: "Jak udzielał Komunii św., to bardzo często się uśmiechał, po prostu cieszył się, że ludziom daje Boga".

Cieszył się, gdy w 1965 r. mógł spędzić swoje ostatnie Święta Wielkanocne z parafianami, choć był już wtedy bardzo cierpiący. Na 2 tygodnie przed śmiercią żegnał się także uśmiechem. "Miał coś z odblasku nieba, szczęścia, odchodzenia w światłość, zanurzania się w Chrystusie" - wspominali znajomi ks. Alego.

Ksiądz Ali zmarł w opinii świętości 15 lipca 1965 r. na plebanii, żegnany przez tłumnie odwiedzających go parafian i przyjaciół. "Bóg jest Miłością" - cytat z Pisma Świętego z Listu św. Jana i credo życia proboszcza wyryty jest na płycie jego grobu w Izabelinie. Choć od śmierci minęło ponad pół wieku, na grobie cały czas palą się znicze i leżą świeże kwiaty. Wiele osób, przekonanych o świętości kapłana, odwiedza to miejsce i mały pokoik "gołębnik" nad zakrystią, w którym mieszkał.

Ksiądz Fedorowicz mówił, że Boga może ukochać tylko człowiek ubogi i wolny. Nie bez powodu patronem parafii został św. Franciszek. Parafia była jednocześnie świetlicą dla dzieci, domem kultury dla dorosłych, salą potańcówek dla młodych, ośrodkiem opieki społecznej, izbą wytrzeźwień i stołówką. Drzwi nigdy się nie zamykały. Całe mieszkanie proboszcza stanowiło 5 m kw., za ścianą ołtarzową, na piętrze zwanym gołębnikiem. Łazienka była tak mała, iż brat ks. Fedorowicza żartował, że Ali to chyba w ogóle się nie myje. A on śmiał się, że przynajmniej nie musi wstawać z krzesła, bo wszystko ma w zasięgu ręki. Kiedy ktoś z gości litował się, że ma taką nędzną plebanię, odpowiadał, że to barak sióstr, a on sam ma eleganckie lokum. W lecie można było się w tym pokoju udusić albo wpuścić rój komarów.

- Był zawsze tak bardzo dobry, miał takie głębokie oczy, one widziały coś więcej. I prześliczny uśmiech - zapamiętała jedna z sióstr, które pomagały na plebanii.

Ojciec Leon Knabit, przekonany o jego świętości, rozpoczął odprawianie Mszy św. w każdą rocznicę śmierci i ułożył modlitwę o beatyfikację, którą codziennie słychać w kościele św. Franciszka z Asyżu. Podczas 50. rocznicy śmierci ks. Fedorowicza kard. Kazimierz Nycz publicznie zwierzył się, że myśli nad rozpoczęciem starań o uznanie go błogosławionym.

Kolejni proboszczowie podtrzymują pamięć o ks. Alim, a każdego miesiąca w okolicy urodzin kapłana odprawiana jest Msza św. o jego rychłą beatyfikację. Wierni modlą się za wstawiennictwem swojego duchowego opiekuna, wypraszając kolejne łaski i ciche cuda. Jedna z kobiet po operacji i wielomiesięcznej walce wygrała z nowotworem. Wierzy, że zdrowie zawdzięcza m.in. swojemu pierwszemu proboszczowi, za którego wstawiennictwem modliła się do Boga.

Wierni, przekonani o świętości życia swojego skromnego proboszcza, proszą go o orędownictwo u Boga w powierzonych intencjach. W swoich kazaniach ks. Ali najczęściej mówił o miłości, którą niósł innym, pociągając ich do Boga i siebie nawzajem. Dla ks. Alego miłość nie była jedynie czczym słowem. Tę miłość wyrażał świadectwem swojego życia i tę Bożą miłość czuje się, odwiedzając choćby na chwilę malowniczy Izabelin.

O pamięć ks. Fedorowicza i kontynuowanie jego dzieł miłosierdzia dba Fundacja "Przyjaciele Alego", która co roku organizuje w Izabelinie rodzinną imprezę "Alirun", przy parafii zaś prowadzi m.in. grupę wsparcia dla osób uzależnionych, warsztaty pisania ikon, poradnię prawną i mediacje. Na stronie fundacji przyjacielealego.pl można posłuchać konferencji zmarłego 65 lat temu kapłana, przeczytać wspomnienia i wirtualnie zwiedzić jego niezwykły pokój.