Najsmutniejszy dzień Woli

Agnieszka Kurek-Zajączkowska

publikacja 06.08.2021 00:02

Ocaleni z niemieckiego bestialstwa nie wyobrażają sobie, by nie być 5 sierpnia przy pomniku Ofiar Rzezi Woli.

Najsmutniejszy dzień Woli Danuta Chaber z siostrą Reginą Borkowską na uroczystości przyjechały z dziećmi, wnukami i prawnukami. Agnieszka Kurek-Zajączkowska /Foto Gość

-  Na naszym podwórku pod jedną ścianą stali mężczyźni, a pod drugą kobiety i dzieci. Czekaliśmy na rozstrzelanie. Ja byłam malutka, ale by kula mnie trafiła, stałam na skrzynce. Przyjechał Niemiec na motorze i wstrzymał egzekucje. Tłumaczył temu, który miał nas rozstrzelać, że od godz. 12 obowiązuje rozkaz, by Polaków wywozić do obozu. "Nasz" Niemiec nie chciał tego słuchać. Powiedział, że jeszcze tylko nas rozstrzeli i potem może przestać. Ten, który przyjechał na motorze, przyłożył mu jednak pistolet do skroni i w ten sposób przekonał do zmiany decyzji, a my zostaliśmy ocaleni. Trafiliśmy do Pruszkowa, do obozu Dulag 121. Ciocia ze Żbikowa przyjechała na koniu i nas wykupiła. Wyciągnięto nas z wagonu po nazwisku. Starsza siostra była w tym czasie u babci. Płakała, czy wrócimy do domu. Wróciłam tylko ja z mamą. Nie miałyśmy co jeść i w co się ubrać - mówi Danuta Chaber, mieszkająca przy ul. Karolkowej w czasie Powstania Warszawskiego. Straszne sceny z rzezi pamięta do dziś. - Jak dziś pamiętam młodą kobietę postrzeloną w pierś. Dla mnie, 7-latki, to był wstrząsający widok. Na kolanach prosiłam też Niemca, bym mogła postrzelonemu ojcu dać pić. Niemiec mówił po polsku i zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze, że tata wróci do domu. Nigdy już nie wrócił - już ze spokojem w głosie opowiada Danuta Chaber.

5 sierpnia bez modlitwy za pomordowanych i oddania im czci nie wyobraża sobie Janusz Zieliński. - Niemcy wpadli do nas do kamienicy przy ul. Karolkowej 21 po południu 5 sierpnia. Mama wyszła z mieszkania boso i w koszuli, ze me mną 8-tygodniowym dzieckiem na ręku. Do bloku wrzucili granat. Ojciec pracował w szpitalu wolskim. Jak wrócił do domu, wszedł do ruin. Wyrzucił mamie przez okno oficerki i kożuch. Zostaliśmy zapędzeni do kościoła św. Wojciecha. Mężczyźni byli po jednej stronie, a kobiety z dziećmi pod drugiej. Ojciec przeczuwając, że to jest nasze ostatnie widzenie, chciał się do nas przedostać. Cudem za to uniknął rozstrzelania. By ukraść mu obrączkę, oprawcy obcięli mu palec. Niemcy chcąc pokazać, że prowadzą humanitarne działania, na potrzeby propagandy filmowali różne scenki. Na przykład rozlewali mleko kobietom z dziećmi. Inna sprawa, że kobiety nie miały w czym go trzymać. Łapały do tekturek. Ale takie mleko trafiło się i mnie. Śmieję się, że jestem wychowany na niemieckim mleku. Matka dotarła na rampę do Pruszkowa. Była też tam nasza ciotka, bardzo elegancka kobieta, która w obawie przed zgwałceniem upozorowała się na straszydło. Matka bardzo płakała. Nas troje nie załadowali do wagonów. Tylko my zostaliśmy na rampie. Potraktowali nas jak obłąkanych. Wręcz powiedzieli nam, że jesteśmy wariatami. Prócz nas, nikt z kamienicy przy ul. Karolkowej nie wrócił do domu. Ocalałem dzięki łasce dobrego Boga. Cudowna kobieta, moja matka, Polka zachowała mnie przy życiu - opowiada Janusz Zieliński.

Na uroczystości przy pomniku poświęconym zamordowanym mieszkańcom Woli, prócz kombatantów i osób ocalonych z rodzinami, przybyli przedstawiciele władz państwowych, dzielnicowych i samorządowych. Obecni byli m.in. przedstawiciele prezydenta RP, premiera, Sejmu i Senatu, MON, MSWiA, IPN, Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytutu Pileckiego, a także kibice Legii. W ceremonii uczestniczył ambasador Niemiec w Polsce dr Arndt Freytag von Loringhoven.

- 5 sierpnia jest niezmiennie najsmutniejszym dniem w roku pracy każdego burmistrza Woli i w roku każdego mieszkańca Woli. 5 sierpnia obchodzimy rocznicę rzezi Woli, bezprzykładnej zbrodni i jednej z największych zbrodni wobec ludności cywilnej w historii wszystkich konfliktów wojskowych - mówił rozpoczynając uroczystość burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski. Podkreślił, że gen. Heinz Reinefarth, który nadzorował egzekucje na Woli, nigdy nie został za to ukarany, a po wojnie piastował urząd burmistrza Westerland i deputowanego do Landtagu w Szlezwiku-Holsztynie. Przypomniał, że wielu spośród ok. 50 tys. zamordowanych mieszkańców Woli zostało pochowanych we wspólnych mogiłach i że nie było szans zidentyfikować wszystkich z imienia i nazwiska.

Głos zabrała również wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska. Przypomniała rozkaz przywódcy III Rzeszy Adolfa Hitlera, że "każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, a Warszawa ma być zrównana z ziemią".

Pomordowanych uczczono złożeniem kwiatów, apelem pamięci i salwą honorową. Następnie przybyli udali się w marszu pamięci na cmentarz Powstania Warszawskiego. Osoby starsze mogły podjechać do mogił autobusem, którym podróżowano po stolicy przed wojną.