Misjonarz księdza Jerzego

Agata Ślusarczyk

|

Gość Warszawski 41/2021

publikacja 14.10.2021 00:00

Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym kapelana Solidarności, dzień, w którym dowiedział się o jego śmierci, pamięta w najdrobniejszych szczegółach. Od tego wydarzenia właśnie mija 37 lat.

	Pan Adam przypomina, że ks. Popiełuszko wszystkich traktował jak swoich przyjaciół. Pan Adam przypomina, że ks. Popiełuszko wszystkich traktował jak swoich przyjaciół.
Paweł Kęska

Byłem wtedy w pomieszczeniu pod zakrystią w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie mieścił się punkt dowodzenia służb porządkowych, czuwających nad bezpieczeństwem przybywających z godziny na godzinę ludzi. Przeczuwaliśmy, że z ks. Jerzym mogło stać się coś złego, choć w sercu tliła się nadzieja. Nie było o nim wieści od wielu dni. Nagle usłyszałem, jak ktoś poinformował obecnego tam również ks. Przekazińskiego o odnalezieniu ciała księdza Jerzego w wodach Zalewu Włocławskiego. Stałem tuż obok. „No to mamy świętego!” – powiedział ks. Przekaziński, jeszcze w kuluarach. „O czym on mówi? Jaki święty? Przecież to nasz brat, ojciec, przyjaciel” – pomyślałem zdumiony – mówi Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym bł. ks. Jerzego Popiełuszki i jego przyjaciel. − Wyszedłem na zewnątrz, żeby ochłonąć, w tym momencie cały kościół zawył z bólu – wspomina dzień 30 października.

Bolesne rocznice

Od czasu męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki 19 października mija 37 lat. Mszy św. w żoliborskim sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki o godz. 18 będzie przewodniczył bp Tadeusz Pikus. Będą na niej obecni przedstawiciele m.in. władz i Solidarności oraz szkół im. ks. Jerzego Popiełuszki. Przyjedzie zapewne rodzina, przyjdą parafianie i jak co roku – malejąca grupa czcicieli męczennika.

− Z roku na rok moje refleksje w tych dniach są coraz bardziej smutne. W 11. rocznicę beatyfikacji ks. Jerzego kościół na Żoliborzu był prawie pusty. Poza tym podczas Mszy Świętej ani słowem nie wspomniano o ks. Jerzym… Byłem w szoku. W najczarniejszym śnie nie mogłem sobie wyobrazić, że doczekam takiego momentu – mówi ze smutkiem pan Adam. – Wciąż mam przed oczami tłumy, które za czasów ks. Jerzego gromadziły się na Mszach św. za Ojczyznę. Zastanawiam się, gdzie są jego przyjaciele, ludzie, którym pomagał? Choć kult ks. Jerzego w Polsce i na świecie prężnie się rozwija, mam wrażenie, że w miejscu jego duszpasterskiej posługi jakby gaśnie – docieka.

Jeszcze tego samego dnia napisał list do hutników z Huty Warszawa, której duszpasterzem był ks. Jerzy.

− Mam wrażenie, że nasze pokolenie trochę zapomniało już, co mu zawdzięczamy – mówi. – Poza tym wiele faktów związanych ze śmiercią księdza Jerzego wciąż nie zostało wyjaśnionych, a w obiegowych informacjach jest dużo nieścisłości. Kto ma o tym mówić, jak nie my, którzy z nim byliśmy? − pyta.

Nocne rozmowy

Pan Adam o przyjaźni z ks. Jerzym może opowiadać godzinami. Świadectwo nagrywane dla IPN-u trwało dla przykładu… 16 godzin. To i tak nie wszystko, co miał do powiedzenia.

– Poznałem ks. Jerzego na początku 1982 roku, na dwa i pół roku przed jego śmiercią. Kolega poprosił mnie, bym podjechał z nim do jakiegoś księdza na Żoliborzu, bo słyszał o nim, że pomaga ludziom pokrzywdzonym przez komunę. Miałem wówczas własne przedsiębiorstwo ogrodnicze i nie bardzo miałem czas na takie rzeczy. Ale skoro trzeba, pojechałem – wspomina.

Kiedy przyjechał na plebanię, w progu czekał ks. Jerzy i wiele paczek – darów, które trzeba było przepakować i rozwieźć do potrzebujących.

– „Pomożecie mi?” – zapytał znienacka ksiądz Jerzy.

– Zeszło nam do drugiej w nocy, następnego dnia je rozwoziłem. Nie pracowałem na etat, miałem więcej czasu niż inni – opowiada.

Został więc już w pierwszych dniach nieformalnym kierowcą księdza, jego kurierem i ogrodnikiem. Prześladowanie księdza nasilało się.

− Po wrzuceniu do żoliborskiego mieszkania ks. Jerzego cegły z materiałem wybuchowym pilnujący go przyjaciele doszli do wniosku, że trzeba księdzu towarzyszyć całą dobę. Baliśmy się o jego zdrowie. Zagrożenia życia jeszcze wówczas do siebie nie dopuszczaliśmy – wspomina.

Nocne dyżury były okazją do obserwowania księdza w codziennych sytuacjach.

− Lubił wieczorem towarzysko zagrać partyjkę w tysiąca, porozmawiać o ludzkich problemach w kłębach papierosowego dymu. To był inny ksiądz niż ci, których do tej pory poznałem − wspomina.

Kiedyś ksiądz, widząc smutek na twarzy pana Adama, zapytał go wprost, czym się martwi. Wyjaśnił, że jest przygnębiony z powodu mamy, której stan zdrowia pogarszał się. Potrzebowała nowego rozrusznika serca, który trudno było zdobyć.

− Ks. Jerzy nakrzyczał na mnie, że wcześniej mu o tym nie powiedziałem. Powiedział, że po to jest, by pomagać. Dwa dni później mama była już po operacji – wspomina. – To była jego metoda duszpasterskiej pracy. Posługę w parafii zaczynał od odwiedzenia sąsiadów i zapytania, czy może im w czymś pomóc. Nie chciał być księdzem zamkniętym w murach kościoła – dodaje.

Często odwiedzał więc w domach swoich parafian. Chodził zazwyczaj w cywilu, często bez koloratki. Chciał być na równi z ludźmi, blisko ich problemów i cierpień, nie stwarzać dystansu, ale jednocześnie z ogromną świadomością swojej kapłańskiej misji.

− To jest rola księdza, by te cierpienia narodu poprzez ofiarę Mszy św. skierować w stronę Boga. By Bóg mógł zamienić je na łaski potrzebne do umocnienia nadziei dla ludzi, do trwania w dobrych postanowieniach, do rozszerzania braterstwa i solidarności między ludźmi – mówił, wyjaśniając głęboki sens Mszy św. w intencji Ojczyzny.

Nierzadko więc przy herbacie i domowej szarlotce tworzyły się międzyludzkie więzi, a z więzi powstawała wspólnota – żywy Kościół. Wokół parafii zaczęło gromadzić się coraz więcej osób.

Duchowa córka ks. Jerzego

Przyjaźń z ks. Jerzym odmieniła życie pana Adama.

− Z osoby, której celem było robienie biznesu i pomnażanie majątku, stałem się kimś, kto zaczął się interesować sprawami religijnymi, Polską i ludźmi, którzy byli w potrzebie, komunizmem, który trzeba było wygonić. Zacząłem co niedzielę chodzić na Mszę św., czego wcześniej nie praktykowałem – wspomina. – Braliśmy udział w czymś, z czego zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy. Dopiero po latach widzę sens tych wydarzeń i zaczynam żyć przesłaniem, które ksiądz Jerzy nam zostawił − podsumowuje.

W celu szerzenia kultu i nauczania kapelana Solidarności kilkanaście lat temu, wraz z przyjaciółmi – świadkami życia ks. Jerzego – Adam Nowosad założył modlitewną grupę Misjonarzy Księdza Jerzego, do której może dołączyć każdy, kto choć raz zetknął się z męczennikiem lub doświadczył jego działania po śmierci i chce być jego świadkiem.

− Jesteśmy grupą kilkudziesięciu zadeklarowanych orędowników kultu bł. księdza Jerzego, rozsianą w kilku miejscach w Polsce i na świecie. Nasi wolontariusze modlą się w każdy piątek przy jego grobie w powierzonych nam intencjach oraz gromadzimy świadectwa doznanych łask i wspomnienia osób, które poznały go osobiście – mówi pan Adam.

Uwagę przykuwa zamieszczona na stronie internetowej Misjonarzy Księdza Jerzego historia zatytułowana „Adoptowana córka ks. Jerzego”. Pod linkiem spisane wspomnienie: „Ksiądz Jerzy dawał nam ślub we wrześniu 1982 r. Rok później urodziła nam się Monika” – zaczyna swoją opowieść Leszek Pursakow. Opisuje także dzień chrztu córki, podczas którego ks. Jerzy kazał złapać się za ręce i wspólnie odmówić „Ojcze nasz”. „Dziś jest to normalne, ale wtedy stał razem z nami. Na mnie zrobiło to piorunujące wrażenie. Jeden z wujów, który był niewierzący, wspominał, że ta modlitwa przyprawiła go o dreszcz. Mając naszą córkę na rękach, ks. Jerzy powiedział: »To będzie moja adoptowana córka«” – pisze w świadectwie L. Pursakow. Ks.  erzy słowa dotrzymał. Po swojej śmierci, kiedy 6-letnia wówczas Monika przechodziła skomplikowaną operację, był przy niej obecny. „Ksiądz Jerzy siedział na taborecie i trzymał mnie za rękę” – wspominała dziewczynka. Nietypową obecność na sali operacyjnej potwierdzili także lekarze, twierdząc, że operacja poszła, jakby ich „ktoś za rękę prowadził”.

− Wszystkie opublikowane na stronie świadectwa chcemy wydrukować i złożyć w darze dla powstającego w rodzinnych Okopach muzeum męczennika – mówi.

Przesłanie wolności

Sam wielokrotnie daje świadectwo więzi z błogosławionym. Kiedy jako przewodnik oprowadza pielgrzymów po Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki, zatrzymuje się przy gablocie z jedynym portretem męczennika autorstwa malarki Teresy Chromy, namalowanym za jego życia, którego kopię otrzymał papież Jan Paweł II. W gablocie znajdują się także przedmioty związane z księdzem, m.in. buty narciarskie, kijki, ciepły sweter. − Nie każdy wie, że ks. Jerzy kochał góry. W 1984 roku, kiedy wokół niego robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, przyjaciele doradzili mu wypoczynek u sióstr urszulanek na Jaszczurówce – wspomina.

Ksiądz Jerzy nocował w pokoju, w którym zwykle zatrzymywał się kard. Wojtyła. − Z zeznań świadków wynika, że spędził na modlitwie całą noc. Od tego momentu był zupełnie odmieniony, na powrót stał się radosny i pełen energii. Był znów taki, jakim go poznałem – mówi. – Tam dokonało się coś ważnego: ksiądz Jerzy zawierzył swoje życie całkowicie Bogu i dzięki temu tak umocniony był gotowy wyruszyć po koronę męczeństwa. Ta postawa zawierzenia jest dla nas wzorem do naśladowania i przesłaniem, by koleje swojego losu, zdrowie i przyszłość powierzyć Bogu i żyć bez lęku. Podobną wskazówkę, „byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia” pozostawił także podczas ostatniej publicznej modlitwy w parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, gdzie na kilka godzin przed śmiercią prowadził Różaniec – dodaje.

Młodym słuchaczom tłumaczy z kolei sens słynnych słów, które stały się ewangelicznym programem życia ks. Jerzego: „Zło dobrem zwyciężaj”.

− Tu nie chodzi o nadstawianie drugiego policzka, ale o coś znacznie głębszego. Trzeba przylgnąć do prawdy, do Chrystusa i krzyża, bo sami z siebie jesteśmy bezradni wobec zła – tłumaczy Adam Nowosad. – Ksiądz Jerzy nigdy nie był przeciwko człowiekowi, nigdy nie walczył z człowiekiem, do pilnujących go ubeków wychodził z herbatą i ciastkami, piętnował natomiast system, który zniewalał. Dla nas oznacza to, że nie powinniśmy oceniać ludzi, ale ich kochać, nawet jeśli czynią zło – dodaje.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.