Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym kapelana Solidarności, dzień, w którym dowiedział się o jego śmierci, pamięta w najdrobniejszych szczegółach. Od tego wydarzenia właśnie mija 37 lat.
Pan Adam przypomina, że ks. Popiełuszko wszystkich traktował jak swoich przyjaciół.
Paweł Kęska
Byłem wtedy w pomieszczeniu pod zakrystią w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie mieścił się punkt dowodzenia służb porządkowych, czuwających nad bezpieczeństwem przybywających z godziny na godzinę ludzi. Przeczuwaliśmy, że z ks. Jerzym mogło stać się coś złego, choć w sercu tliła się nadzieja. Nie było o nim wieści od wielu dni. Nagle usłyszałem, jak ktoś poinformował obecnego tam również ks. Przekazińskiego o odnalezieniu ciała księdza Jerzego w wodach Zalewu Włocławskiego. Stałem tuż obok. „No to mamy świętego!” – powiedział ks. Przekaziński, jeszcze w kuluarach. „O czym on mówi? Jaki święty? Przecież to nasz brat, ojciec, przyjaciel” – pomyślałem zdumiony – mówi Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym bł. ks. Jerzego Popiełuszki i jego przyjaciel. − Wyszedłem na zewnątrz, żeby ochłonąć, w tym momencie cały kościół zawył z bólu – wspomina dzień 30 października.
Bolesne rocznice
Od czasu męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki 19 października mija 37 lat. Mszy św. w żoliborskim sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki o godz. 18 będzie przewodniczył bp Tadeusz Pikus. Będą na niej obecni przedstawiciele m.in. władz i Solidarności oraz szkół im. ks. Jerzego Popiełuszki. Przyjedzie zapewne rodzina, przyjdą parafianie i jak co roku – malejąca grupa czcicieli męczennika.
− Z roku na rok moje refleksje w tych dniach są coraz bardziej smutne. W 11. rocznicę beatyfikacji ks. Jerzego kościół na Żoliborzu był prawie pusty. Poza tym podczas Mszy Świętej ani słowem nie wspomniano o ks. Jerzym… Byłem w szoku. W najczarniejszym śnie nie mogłem sobie wyobrazić, że doczekam takiego momentu – mówi ze smutkiem pan Adam. – Wciąż mam przed oczami tłumy, które za czasów ks. Jerzego gromadziły się na Mszach św. za Ojczyznę. Zastanawiam się, gdzie są jego przyjaciele, ludzie, którym pomagał? Choć kult ks. Jerzego w Polsce i na świecie prężnie się rozwija, mam wrażenie, że w miejscu jego duszpasterskiej posługi jakby gaśnie – docieka.
Jeszcze tego samego dnia napisał list do hutników z Huty Warszawa, której duszpasterzem był ks. Jerzy.
− Mam wrażenie, że nasze pokolenie trochę zapomniało już, co mu zawdzięczamy – mówi. – Poza tym wiele faktów związanych ze śmiercią księdza Jerzego wciąż nie zostało wyjaśnionych, a w obiegowych informacjach jest dużo nieścisłości. Kto ma o tym mówić, jak nie my, którzy z nim byliśmy? − pyta.
Nocne rozmowy
Pan Adam o przyjaźni z ks. Jerzym może opowiadać godzinami. Świadectwo nagrywane dla IPN-u trwało dla przykładu… 16 godzin. To i tak nie wszystko, co miał do powiedzenia.
– Poznałem ks. Jerzego na początku 1982 roku, na dwa i pół roku przed jego śmiercią. Kolega poprosił mnie, bym podjechał z nim do jakiegoś księdza na Żoliborzu, bo słyszał o nim, że pomaga ludziom pokrzywdzonym przez komunę. Miałem wówczas własne przedsiębiorstwo ogrodnicze i nie bardzo miałem czas na takie rzeczy. Ale skoro trzeba, pojechałem – wspomina.
Kiedy przyjechał na plebanię, w progu czekał ks. Jerzy i wiele paczek – darów, które trzeba było przepakować i rozwieźć do potrzebujących.
– „Pomożecie mi?” – zapytał znienacka ksiądz Jerzy.
– Zeszło nam do drugiej w nocy, następnego dnia je rozwoziłem. Nie pracowałem na etat, miałem więcej czasu niż inni – opowiada.
Został więc już w pierwszych dniach nieformalnym kierowcą księdza, jego kurierem i ogrodnikiem. Prześladowanie księdza nasilało się.
− Po wrzuceniu do żoliborskiego mieszkania ks. Jerzego cegły z materiałem wybuchowym pilnujący go przyjaciele doszli do wniosku, że trzeba księdzu towarzyszyć całą dobę. Baliśmy się o jego zdrowie. Zagrożenia życia jeszcze wówczas do siebie nie dopuszczaliśmy – wspomina.
Nocne dyżury były okazją do obserwowania księdza w codziennych sytuacjach.
− Lubił wieczorem towarzysko zagrać partyjkę w tysiąca, porozmawiać o ludzkich problemach w kłębach papierosowego dymu. To był inny ksiądz niż ci, których do tej pory poznałem − wspomina.
Kiedyś ksiądz, widząc smutek na twarzy pana Adama, zapytał go wprost, czym się martwi. Wyjaśnił, że jest przygnębiony z powodu mamy, której stan zdrowia pogarszał się. Potrzebowała nowego rozrusznika serca, który trudno było zdobyć.
− Ks. Jerzy nakrzyczał na mnie, że wcześniej mu o tym nie powiedziałem. Powiedział, że po to jest, by pomagać. Dwa dni później mama była już po operacji – wspomina. – To była jego metoda duszpasterskiej pracy. Posługę w parafii zaczynał od odwiedzenia sąsiadów i zapytania, czy może im w czymś pomóc. Nie chciał być księdzem zamkniętym w murach kościoła – dodaje.
Często odwiedzał więc w domach swoich parafian. Chodził zazwyczaj w cywilu, często bez koloratki. Chciał być na równi z ludźmi, blisko ich problemów i cierpień, nie stwarzać dystansu, ale jednocześnie z ogromną świadomością swojej kapłańskiej misji.
− To jest rola księdza, by te cierpienia narodu poprzez ofiarę Mszy św. skierować w stronę Boga. By Bóg mógł zamienić je na łaski potrzebne do umocnienia nadziei dla ludzi, do trwania w dobrych postanowieniach, do rozszerzania braterstwa i solidarności między ludźmi – mówił, wyjaśniając głęboki sens Mszy św. w intencji Ojczyzny.
Nierzadko więc przy herbacie i domowej szarlotce tworzyły się międzyludzkie więzi, a z więzi powstawała wspólnota – żywy Kościół. Wokół parafii zaczęło gromadzić się coraz więcej osób.
Duchowa córka ks. Jerzego
Przyjaźń z ks. Jerzym odmieniła życie pana Adama.
− Z osoby, której celem było robienie biznesu i pomnażanie majątku, stałem się kimś, kto zaczął się interesować sprawami religijnymi, Polską i ludźmi, którzy byli w potrzebie, komunizmem, który trzeba było wygonić. Zacząłem co niedzielę chodzić na Mszę św., czego wcześniej nie praktykowałem – wspomina. – Braliśmy udział w czymś, z czego zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy. Dopiero po latach widzę sens tych wydarzeń i zaczynam żyć przesłaniem, które ksiądz Jerzy nam zostawił − podsumowuje.
W celu szerzenia kultu i nauczania kapelana Solidarności kilkanaście lat temu, wraz z przyjaciółmi – świadkami życia ks. Jerzego – Adam Nowosad założył modlitewną grupę Misjonarzy Księdza Jerzego, do której może dołączyć każdy, kto choć raz zetknął się z męczennikiem lub doświadczył jego działania po śmierci i chce być jego świadkiem.
− Jesteśmy grupą kilkudziesięciu zadeklarowanych orędowników kultu bł. księdza Jerzego, rozsianą w kilku miejscach w Polsce i na świecie. Nasi wolontariusze modlą się w każdy piątek przy jego grobie w powierzonych nam intencjach oraz gromadzimy świadectwa doznanych łask i wspomnienia osób, które poznały go osobiście – mówi pan Adam.
Uwagę przykuwa zamieszczona na stronie internetowej Misjonarzy Księdza Jerzego historia zatytułowana „Adoptowana córka ks. Jerzego”. Pod linkiem spisane wspomnienie: „Ksiądz Jerzy dawał nam ślub we wrześniu 1982 r. Rok później urodziła nam się Monika” – zaczyna swoją opowieść Leszek Pursakow. Opisuje także dzień chrztu córki, podczas którego ks. Jerzy kazał złapać się za ręce i wspólnie odmówić „Ojcze nasz”. „Dziś jest to normalne, ale wtedy stał razem z nami. Na mnie zrobiło to piorunujące wrażenie. Jeden z wujów, który był niewierzący, wspominał, że ta modlitwa przyprawiła go o dreszcz. Mając naszą córkę na rękach, ks. Jerzy powiedział: »To będzie moja adoptowana córka«” – pisze w świadectwie L. Pursakow. Ks. erzy słowa dotrzymał. Po swojej śmierci, kiedy 6-letnia wówczas Monika przechodziła skomplikowaną operację, był przy niej obecny. „Ksiądz Jerzy siedział na taborecie i trzymał mnie za rękę” – wspominała dziewczynka. Nietypową obecność na sali operacyjnej potwierdzili także lekarze, twierdząc, że operacja poszła, jakby ich „ktoś za rękę prowadził”.
− Wszystkie opublikowane na stronie świadectwa chcemy wydrukować i złożyć w darze dla powstającego w rodzinnych Okopach muzeum męczennika – mówi.
Przesłanie wolności
Sam wielokrotnie daje świadectwo więzi z błogosławionym. Kiedy jako przewodnik oprowadza pielgrzymów po Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki, zatrzymuje się przy gablocie z jedynym portretem męczennika autorstwa malarki Teresy Chromy, namalowanym za jego życia, którego kopię otrzymał papież Jan Paweł II. W gablocie znajdują się także przedmioty związane z księdzem, m.in. buty narciarskie, kijki, ciepły sweter. − Nie każdy wie, że ks. Jerzy kochał góry. W 1984 roku, kiedy wokół niego robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, przyjaciele doradzili mu wypoczynek u sióstr urszulanek na Jaszczurówce – wspomina.
Ksiądz Jerzy nocował w pokoju, w którym zwykle zatrzymywał się kard. Wojtyła. − Z zeznań świadków wynika, że spędził na modlitwie całą noc. Od tego momentu był zupełnie odmieniony, na powrót stał się radosny i pełen energii. Był znów taki, jakim go poznałem – mówi. – Tam dokonało się coś ważnego: ksiądz Jerzy zawierzył swoje życie całkowicie Bogu i dzięki temu tak umocniony był gotowy wyruszyć po koronę męczeństwa. Ta postawa zawierzenia jest dla nas wzorem do naśladowania i przesłaniem, by koleje swojego losu, zdrowie i przyszłość powierzyć Bogu i żyć bez lęku. Podobną wskazówkę, „byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia” pozostawił także podczas ostatniej publicznej modlitwy w parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, gdzie na kilka godzin przed śmiercią prowadził Różaniec – dodaje.
Młodym słuchaczom tłumaczy z kolei sens słynnych słów, które stały się ewangelicznym programem życia ks. Jerzego: „Zło dobrem zwyciężaj”.
− Tu nie chodzi o nadstawianie drugiego policzka, ale o coś znacznie głębszego. Trzeba przylgnąć do prawdy, do Chrystusa i krzyża, bo sami z siebie jesteśmy bezradni wobec zła – tłumaczy Adam Nowosad. – Ksiądz Jerzy nigdy nie był przeciwko człowiekowi, nigdy nie walczył z człowiekiem, do pilnujących go ubeków wychodził z herbatą i ciastkami, piętnował natomiast system, który zniewalał. Dla nas oznacza to, że nie powinniśmy oceniać ludzi, ale ich kochać, nawet jeśli czynią zło – dodaje.
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.