Ks. Vyacheslav Bystrytskiy: Widziałem przedsionek piekła

tg/ archwwa.pl

publikacja 10.08.2022 12:43

Od pierwszych dni wojny pytał Pana Boga, co oprócz spowiedzi, odprawiania Eucharystii, modlitwy i rozmowy z ludźmi mógłby jeszcze czynić. Odpowiedź znalazł w przypowieści o Dobrym Samarytaninie.

Ks. Vyacheslav Bystrytskiy: Widziałem przedsionek piekła Ks. Vyacheslav Bystrytskiy dziękuje za wszelką pomoc, ale prosi też, by nie zapominać, że dziś potrzeby walczącej Ukrainy są jeszcze większe. Ks. Vyacheslav Bystrytskiy/ archwwa.pl

W 2009 r. skończył Archidiecezjalne Seminarium Misyjne „Redemptoris Mater” w Warszawie. Od 2014 r. ks. Vyacheslav Bystrytskiy pracuje w Ukrainie. Obecnie jest wikariuszem w parafii Chrystusa Króla w Chmielnickim, w centralnej Ukrainie. Tam zastała go wojna.

Podziękowania z Chmielnickiego
Pan mój i Bóg mój!

Od pierwszych dni wojny zastanawiał się i pytał Pana Boga, co – oprócz rzeczy, które już robi – jak spowiedź, odprawianie Eucharystii, modlitwa, rozmowa z ludźmi – mógłby jeszcze czynić.

Pytałem Boga, jak mam konkretnie w zaistniałej sytuacji odpowiedzieć na Miłość, której doświadczyłem od Niego przez lata mojego życia. Modliłem się, czytałem Biblię. Pan do mnie przemówił przez Słowo o dobrym Samarytaninie, który się zaopiekował Izraelitą, porzuconym przez wszystkich. Dla mnie to było Słowo, które zachęcało, by pomagać najbardziej potrzebującym – uchodźcom, rannym, tym którzy stracili bliskich albo wszystko - mówi.

Najpierw nie wiedział, jak to robić. Zdawał sobie sprawę, że jego możliwości są bardzo ograniczone.

- Ale Pan, jak zawsze, zaczął sam to prowadzić. Zaczęli do mnie się odzywać różni znajomi z różnych krajów, pytając: w czym możemy pomóc.

Dzięki nim mógł zrobić już wiele. W pierwsze dni wojny kupował najpotrzebniejsze rzeczy. Na przykład dużą partię termicznej bielizny, bo na początku marca było bardzo zimno. Potem kilka razy załadował bus jedzeniem i wodą, by rozdawać je ludziom w pociągach, którzy uciekali przed wojną. Bywało, że jechali ponad 12 godzin ze wschodu, południa czy z Kijowa, w przepełnionym pociągu tylko z dokumentami. Wraz z nimi podróżowało wiele małych dzieci.

- Wielu bardzo cierpiących zatrzymywało się u nas, w parafii. Jedni zostawali na dłużej, inni na jedną noc i ruszali dalej. Staraliśmy się im pomagać, jak mogliśmy, oferując  jedzenie, nocleg, dobre słowo o Chrystusie, który zwyciężył śmierć. Czasem wystarczyło po prostu wysłuchać - wspomina ks. ks. Vyacheslav Bystrytskiy. W tym czasie życie sakramentalne w parafii nie ustawało: wielu ludzi przychodziło modlić się o pokój.

Bardzo szybko okazało się, że potrzebnych rzeczy nie można już kupić na miejscu. Trzeba było zorganizować zbiórki w krajach Unii Europejskiej i transportować jako dary do Ukrainy.

- Pan Bóg znowu to przeprowadził. Poznałem Rycerzy Jana Pawła II w Warszawie, którzy systematycznie wożą pomoc dla Ukrainy. Chętnie udostępnili miejsce na przechowywanie zebranej pomocy, jak również pomagają w jej przewożeniu. Od tego momentu nadchodząca z różnych krajów UE, a przede wszystkim z Polski, z różnych parafii, od Związku Ukraińców w Polsce, księży, wspólnot neokatechumenalnych i innych nieobojętnych na cierpienie ludzi, których znam osobiście, jest zbierana w Warszawie, a stąd trafia w Ukrainę, a potem od razu do potrzebujących - mówi kapłan z Chmielnickiego.

Podziękowania z Chmielnickiego
Pan mój i Bóg mój!

 

Większość otrzymanej pomocy trafia na wschód w najtrudniejsze miejsca. Często są miejsca, które zostały wyzwolone spod okupacji, albo miejsca, gdzie nie ma możliwości dowieźć pomocy, bo tereny są pod ostrzałem.

- We współpracy z fundacją „Szansa na życie”, staramy się docierać w takie miejsca, by przyjść z pomocą, gdyż tamtym ludziom jest niezwykle trudno. Pomoc niejednokrotnie trafiła do takich miejsc jak Severodoneck, Kramatorsk, do miejscowości za Charkowem, za Mykolajiv, do Buchy i Borodianki, tuż po wyzwoleniu tych miejsc, jak również do wielu innych miejscowości z linii frontu - opowiada.

Tylko w mieście Chmielnicki, na przełomie lipca i sierpnia przebywało około 80 tys. uchodźców, którzy też potrzebują pomocy na co dzień. Fundacja „Szansa na życie” i jej wolontariusze zapewniają stałe utrzymanie około 250 z nich.

- Oprócz leków, środków higieny, ubrań, a przede wszystkim jedzenia o długim terminie przydatności, o które nieustannie się zwracają potrzebujący, udało się zorganizować dość drogie aparaty do podciśnieniowego leczenia ran, o które zwróciły się do mnie szpitale. Taki aparat jest w stanie w ciągu 5-10 dni wygoić ranę, która wcześniej nie chciała się wyleczyć. Dzięki różnym dobroczyńcom udało się już zorganizować 25 takich aparatów z wymiennymi akcesoriami do nich. Lekarze byli bardzo wdzięczni za pomoc - dodaje kapłan.

Kilkakrotnie jeździł z transportami na wschód. Był wśród pierwszych, którzy dotarli z pomocą po wyzwoleniu Borodianki, Buchy i Irpenia.

- To, co zobaczyliśmy po drodze, wyglądało jak obrazy z gry komputerowej albo apokaliptycznych filmów: spalone czołgi na drodze szybkiego ruchu, pociski od gradów sterczące z asfaltu pośrodku ulicy, bariery wygięte jak druciki po eksplozji pocisku, kilkunastometrowe dziury w domach czarnych od wybuchów. Kiedy dotarliśmy do Borodianki, stanąłem przed blokiem, który był w połowie zniszczony przez bomby lotnicze. Spod gruzów wyciągnięto 44 ciała. To było, jak przedsionek piekła. Zobaczyłem jakiego zniszczenia dokonuje diabeł, którego dziełem jest każda wojna.

Niedawno ks. Vyacheslav Bystrytskiy z pomocą dotarł do Cyrkuny i Rogania, 40 km od granicy z Rosją artyleria wciąż ostrzeliwuje te tereny. Gdy z przyjaciółmi rozdawał opakowania z żywnością, nieustannie było słychać wybuchy. Dary przyjmowano najpierw z lękiem, później z coraz większą radością i wdzięcznością. Szybko jednak wojskowa eskorta nakazała wycofanie się konwoju. Został dostrzeżony przez rosyjskie drony i w każdej chwili mogli znaleźć się w intensywnym ostrzale. Przemieścili się więc do Rogania, kolejnego miasta położonego blisko Charkowa. W Saltivku, dzielnicy Charkowa, która najbardziej ucierpiała od rosyjskiej agresji, znowu przeraziły ich widoki kilkunastopiętrowych bloków, z przeogromnymi dziurami w ścianach i dachach.

- Wyglądały jak rozwalone konstrukcje z klocków. Podobnie jak wypalone prawie do pnia drzewa, na ulicach, które kiedyś tętniły życiem i sklepy, w których wymieszały się kiedyś bardzo wesołe kolory witryn z teraźniejszymi, czarnymi, sterczącymi na różne boki resztkami konstrukcji. Szerokie i długie ulice są niemal puste, nie licząc zagród przed czołgami i pojedynczych ludzi, którzy z niewiadomych pozostali w mieście. Spodziewali się nas, więc załadowany po sufit darami samochód opróżniony został szybko.

Po drodze mijali wiele rozbitych rosyjskich czołgów. Potężny żelazny sprzęt, produkowany przez ludzi, by zabijać i podporządkowywać sobie słabszych potęgował poczucie głębokiego bólu z powodu niesprawiedliwości, jaka rozgrywa się na ich oczach. Walerij, jeden z gospodarzy pokazał im odłamek pocisku sterczący z drzewa, który kilka dni wcześniej przeleciał pół metra od niego. Na polu za jego domem i sadem, między domami zademonstrował dziurę w ziemi, wielkości wykopu pod budowę. Pobliski dom został całkowicie zniszczony, cała rodzina zginęła. Kilka innych zabudowań też zostało zrujnowanych. Poza modlitwą niewiele można było tu pomóc.

- Od początku wkroczenia Rosji, Ukraina otrzymała bardzo dużo pomocy, szczególnie z Polski. W Ukrainie widać wielką wdzięczność Polsce za wsparcie. Wojna nadal trwa i potrzeby, niestety nie zmalały. Pomimo nadchodzącej pomocy, potrzeby cały czas rosną. Nieustannie otrzymuję kolejne prośby o pomoc medyczną, przyrządy, żywność z długim terminem przydatności do spożycia. Nie ustaję więc w poszukiwaniu możliwości pomocy - zapewnia kapłan. - Często ludzie mnie pytają: skoro Pan Bóg jest dobry, to dlaczego dopuścił wojnę i bestialstwa, które się dokonały w Buchy, w Borodiance... Dlaczego cierpią niewinni? Czy rzeczywiście On jest dobry? Dlaczego tego wszystkiego nie powstrzyma? Dla mnie to okazja, by głosić im Ewangelię, przedstawiać całą prawdę, o której mówi Biblia. Człowiek w swojej wolności może wybierać: stać po stronie Boga lub po stronie diabła. Każdy człowiek, kiedy wybiera grzech, staje po stronie diabła i dokłada się do zniszczenia. Wojna namacalnie pokazuje, czym jest śmierć, do której prowadzi grzech. Dla chrześcijan wiara w Chrystusa, który zwyciężył demona i chce dać nam udział w tym zwycięstwie, jest niezastąpioną pomocą. Doświadczenie bliskości Boga na modlitwie dodaje siły i nadziei. Chrystus Zmartwychwstały każdego dnia objawia nam oblicze kochającego Boga Ojca, który nigdy nie zapomina o swoich dzieciach. Nawet w sytuacji wojny. Chrystus Zmartwychwstał - wyznaje ks. Vyacheslav Bystrytskiy.