Nie chciał rozlewu krwi

Agata Kłosek

publikacja 28.01.2023 22:39

W czasie przygotowań do powstania styczniowego arcybiskup Warszawy, św. Zygmunt Szczęsny Feliński, tego zrywu nie popierał. Miał powody.

Nie chciał rozlewu krwi Arcybiskup Feliński starał się jednak dystansować od uwikłania w politykę, a żadna z jego decyzji nie była podyktowana pobudkami politycznymi, lecz zawsze - moralnością płynącą z wiary katolickiej, zabieganiem o zachowanie człowieczeństwa. Tomasz Gołąb/ Foto Gość

Powstanie styczniowe zapisało się chlubnie na kartach polskiej historii: jako bohaterski czyn uciśnionych Polaków, akt ich wielkiej odwagi i bezmiernego poświęcenia, akt sprzeciwu wobec cara łamiącego prawo do wolności wyznaniowej czy kulturowej, wreszcie – akt miłości ojczyzny. W tym kontekście dziwi, a wręcz szokować może informacja, że ówczesny arcybiskup Warszawy Zygmunt Szczęsny Feliński, obecnie ogłoszony świętym, w czasie przygotowań do powstania nie popierał tego zrywu.

W listopadzie 2022 r. przypadała 200. rocznica urodzin arcybiskupa Felińskiego, natomiast w styczniu 2023 r. obchodzimy 160. rocznicę wybuchu powstania 1863 roku. To niezwykła historyczna okazja, aby przyjrzeć się bliżej ówczesnym wydarzeniom oraz postaci Zygmunta Szczęsnego Felińskiego na ich tle.

Kiedy został arcybiskupem Warszawy w 1862 r., powszechnie wiadomo było, że przygotowywany jest zryw zbrojny (wprowadzono nawet stan wojenny). Feliński miał nadzieję, że jednak do niego nie dojdzie. „Uważałem zbrojne powstanie w ówczesnych okolicznościach nie tylko za niewczesne, lecz za zgubne dla narodu” – pisał po latach w swoich „Pamiętnikach”. Obawy budziła w nim nie tylko nierówna walka, której powodzenie oceniał zdroworozsądkowo. Nie ufał zaangażowanemu w przygotowania Ludwikowi Mierosławskiemu, którego poznał podczas powstania poznańskiego 1848 roku i zapamiętał nieudolność jego pertraktacji z rządem pruskim. A porażka tamtego powstania, w którym Feliński brał udział jako młody entuzjastyczny patriota, wywołała u niego głęboką refleksję nad sensem zbrojnych zrywów. Jako świadek rewolucji czerwcowej w Paryżu oraz obserwator politycznej działalności rewolucyjnych polskich demokratów z Centralizacji paryskiej stał się przeciwnikiem rewolucji społecznych. Tymczasem powstanie styczniowe początkowo przypominało rewolucję.

W Polsce funkcjonowały wówczas dwa główne stronnictwa polityczne: białych i czerwonych. Tych pierwszych Feliński określał mianem umiarkowanych patriotów, drugich – mianem rewolucjonistów. Pomimo że arcybiskup przeciwstawiał się wzniecaniu zrywu w tamtym czasie, nie chciał w żadnym wypadku sprzymierzać się z rządem. Najbardziej utożsamiał się z poglądami stojącego na czele stronnictwa białych Andrzeja Zamoyskiego. Feliński, chcąc pokazać, że jest po stronie narodu i nie jest sprzymierzeńcem rządu, odwiedził Zamoyskiego zaraz po objęciu funkcji arcybiskupa Warszawy. Gest odwiedzin polityka nie spodobał się zresztą władzom.

Feliński jako arcybiskup nie mógł uniknąć mieszania się w sprawy polityczne, co spowodowane było przyznanym mu członkostwem w Radzie Stanu. Odrzucenie tej funkcji postawiłoby go od razu w kłopotliwej sytuacji wobec rządu, który póki co gotów był z nim rozmawiać. Jak sam stwierdził, funkcję członka Rady Stanu zamierzał wykorzystać dla dobra kraju.

Arcybiskup Feliński starał się jednak dystansować od uwikłania w politykę, a żadna z jego decyzji nie była podyktowana pobudkami politycznymi, lecz zawsze – moralnością płynącą z wiary katolickiej, zabieganiem o zachowanie człowieczeństwa. Kiedy rozpoczęło się krwawe tłumienie powstania styczniowego, Feliński wystąpił z Rady Stanu. Do księcia Konstantego Mikołajewicza, próbującego zmienić jego decyzję, miał powiedzieć: „Sługa Chrystusa nie powinien być człowiekiem stronnictwa; nie godzi mu się zaprząc do jakiego bądź politycznego wozu. On musi wciąż stać na wyżynach prawdy chrześcijańskiej, bezwzględnej, aby mieć prawo każdemu stronnictwu wykazać błędy i wskazać drogę prawdziwą (…) a w odpowiedniej chwili stanąć jako rozjemca i pośrednik, do zgody i przebaczenia wzywający”.

Napisał też list do cara, w którym stawał w obronie uciśnionych Polaków. Wręczył go osobiście księciu; nie miał zamiaru go publikować. Po pewnym czasie w nieznany sposób dostał się on jednak do gazet i stał się pretekstem (obok innych przyczyn) do skazania Felińskiego na wywózkę w głąb Rosji. Arcybiskup pisał w nim: „Zaklinam W[aszą] C[esarską] Mość w imię miłości chrześcijańskiej i w imię interesów obu narodów, aby chciała położyć koniec tej walce eksterminacyjnej. (…) Nie czekaj, N[ajjaśniejszy] Panie, ostatecznego wyniku walki: więcej jest prawdziwej wielkości w przebaczeniu cofającym się przed rzezią niźli w zwycięstwie, wyludniającym kraj cały”.

W liście padły również słowa wezwania do udzielenia Polakom autonomii pod berłem carskim. W praktyce oznaczały powrót do sytuacji Królestwa Polskiego z lat 1815-1830. Feliński określił swoją propozycję „jedynym rozwiązaniem zdolnym powstrzymać rozlew krwi”: „Najjaśniejszy Panie! Ujmij potężną dłonią kierownictwo polskiej sprawy; uczyń z Polski naród niepodległy, połączony z Rosją dynastycznym tylko węzłem; jest to jedyne rozwiązanie, zdolne powstrzymać rozlew krwi i położyć stałe trwałego uspokojenia podwaliny”.

W powyższych słowach ujawnia się realistyczna ocena wydarzeń i dążenie do etapowego odzyskiwania niepodległości. Zdaje się, że owo połączenie się z Rosją „dynastycznym węzłem” Feliński pojmował jako etap przejściowy, właściwy tylko na tamten czas. Powtarzał bowiem często w listach i „Pamiętnikach”, że Polska kiedyś odzyska całkowitą niepodległość. Pisał wielokrotnie, że pragnie, aby ojczyzna odzyskała niepodległość państwową. Cała treść listu skierowana była przeciwko działaniom cara i okazała się kontrowersyjna dla księcia Konstantego. Napisanie tego pisma i wręczenie go księciu było śmiałym gestem arcybiskupa kończącym dobre stosunki z Mikołajewiczem. Od tego gestu i od czasu wystąpienia z Rady Stanu, Feliński stał się jawnym opozycjonistą rządu.

Pomimo że nie popierał wybuchu powstania, rozumiał intencje powstańców i nie tylko bronił ich przed carem, lecz także tłumaczył ich postawę papieżowi. Wbrew zakazom ze strony rządu prowadził tajną korespondencję ze Stolicą Apostolską i Piusem IX, w której informował o sytuacji polskiej. W liście do Sekretarza Stanu kardynała Giacomo Antonellego wyjaśniał intencje powstańców: „Pragnienie niepodległości to jest ognisko, w którym się skupiają wszystkie promienie naszej egzystencji; forma rządu, dobrobyt narodowy i prywatny, szczęście osobiste, nawet religia, wszystko to blednie wobec płonącego znicza patriotyzmu, to jest pryzmat, przez który widzi się tutaj wszystkie sprawy. (…) Jeśli wolno mi wyrazić swoje przekonanie, uważam, że Rzym w tej chwili nie powinien wypowiadać się w naszej sprawie”.

Felińskiemu zależało, by papież nie potępił powstania, choć domagała się tego Rosja. Okazał solidarność z walczącymi, pomimo że nie był zwolennikiem styczniowego zrywu. Zachował niezależność zarówno wobec stronnictw politycznych, jak również wobec rządu, co poskutkowało jego odrzuceniem przez społeczeństwo. Rząd zareagował wezwaniem arcybiskupa do Petersburga, a następnie zesłaniem go w głąb Rosji. Feliński pełnił więc funkcję arcybiskupa warszawskiego bardzo krótko, właśnie w czasie okołopowstaniowych zawirowań w latach 1862-1863.

Święty Zygmunt Szczęsny po latach, w „Pamiętnikach” podsumował swoje poglądy dotyczące zrywów zbrojnych, znów zaskakując – tym razem dystansowaniem się wobec nurtów skrajnie legalistycznych: „Z powodu przygnębiających następstw narodowego ruchu w 1863 roku ujawnił się w gronie najpoważniejszych publicystów naszych nieznany dawniej kierunek potępiania wszelkich usiłowań naszych patriotów odzyskania orężem utraconej niepodległości; kierunek ten zamanifestował się tak bezwzględnie, iż cofając się wstecz dziejowego prądu, potępił te nawet heroiczne wysiłki narodu, które świadcząc o jego żywotności i bezgranicznym poświęceniu, ocaliły cześć naszą zagrożoną i prawa nasze do samoistnego bytu wobec Europy zatwierdziły. (…) W moim przekonaniu kwestii zachowania się naszego w stosunku do rządów zaborczych nie należy rozstrzygać ryczałtowo, lecz wypada rozdzielić ją na trzy przynajmniej kategorie: kwestie prawa, kwestię czasu i kwestię środków. Co do słuszności: ani prawo przyrodzone, ani religia, ani prawo międzynarodowe, ani wreszcie tradycja dziejowa nie zabrania nam dochodzenia orężem wydartej przemocą niepodległości. Ze stanowiska przeto zasady nikt potępić nas nie może za zbrojne powstanie, jakoby za rzecz z natury swej niegodziwą. Kwestia znowu czasu i okoliczności stanowi jedynie kwestię roztropności i z tego tylko stanowiska roztrząsaną być winna; a i tu sam fakt niepowodzenia nie daje nam jeszcze prawa uznania ruchu jakiego za nierozważny, skoro względy moralne oporu zbrojnego wymagały. (…) Jedyne przeto pole, na którym wolno wyrokować o godziwości lub niegodziwości zbrojnego w celu odzyskania niepodległości powstania, jest [to] sposób prowadzenia walki, i pod tym też względem dziejopisarze nasi i publicyści mają nie tylko prawo, ale i obowiązek oświecać sumienie narodowe, by ustrzec patriotów od zgubnych dla ducha narodowego wybryków”.

W powyższych słowach ujawnia się szacunek arcybiskupa wobec Polaków walczących zbrojnie o niepodległość i cześć okazana ich gotowości do poświęcenia. Z punktu widzenia ówczesnych nurtów kulturowych w światopoglądzie Felińskiego widoczne jest natomiast połączenie idei romantycznych i pozytywistycznych. Hasło pracy organicznej nie było jednak wtedy jeszcze rozpowszechnione, a więc dystans arcybiskupa wobec powstania bywał (i bywa nadal) oceniany negatywnie. Tymczasem całokształt jego postawy może stanowić dobry przykład niepopadania w skrajności, nieulegania jednemu kierunkowi w polityce, lecz kierowania się ponadczasowym systemem wartości. Dla św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego był to zawsze system wartości katolickich i wypływająca z religii moralność. Arcybiskup uważał, że najważniejszą drogą prowadzącą Polaków do prawdziwej wolności – tak wewnętrznej, jak i państwowej – jest ich odrodzenie moralne i duchowe – przed walką z bronią w ręku.