Przeszliśmy tę drogę razem

Gość Warszawski 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

O uratowanym małżeństwie, owocach wspólnego życia i nawróceniu opowiadają Agnieszka i Kamil Szymańscy.

Więcej świadectw można znaleźć na stronie projekt.sychar.org. Więcej świadectw można znaleźć na stronie projekt.sychar.org.
Archiwum rodzinne Agnieszki i Kamila Szymańskich

Agnieszka Kurek-Zajączkowska: Plany na walentynki już są?

Kamil Szczepański: Właściwie nie. Byliśmy na premierze 4. części serialu „The Chosen” i to była taka przedłużona randka.

Agnieszka Szymańska: Teraz każdy dzień jest dla nas jak walentynki. Poza tym należymy do Domowego Kościoła, gdzie w formację jest wpisany dialog małżeński, który nam bardzo dużo daje. Może 14 lutego uda nam się tak porandkować.

Tak było od początku?

K.S.: Byliśmy szczęśliwą rodziną. Choć, jak na to patrzę z perspektywy czasu, widzę, że teraz, kiedy jesteśmy z Bogiem, z modlitwą w sercu i na ustach, jest tysiąc razy lepiej, niż było kiedyś. Po 10 latach małżeństwa przyszedł kryzys. Wyprowadziłem się z domu. Odszedłem na trzy lata do drugiej kobiety, z którą wcześniej przez dwa lata się spotykałem.

Mówi się, że żona o takich sprawach dowiaduje się ostatnia.

A.S.: Dla mnie to był szok, tym bardziej że mąż nie podał prawdziwego powodu odejścia. Mówił, że potrzebuje wolności, bo ja go ograniczam. Wyprowadził się z domu 1 lipca, a ja już 4 lipca, szukając pomocy, trafiłam do Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar”, do ogniska w Piasecznie. Zobaczyłam, że są osoby z podobnymi problemami, ale uśmiechają się, mimo że na powrót małżonka czekają już po kilka lat. Nie rozumiałam tego, ale ta radość w ich oczach sprawiała, że zaczęłam szukać jej źródła. A potem to już czułam prowadzenie Pana Jezusa. Zawierzyłam nasze małżeństwo Maryi, zaprzyjaźniłam się z modlitwą różańcową. Chciałam ratować nasz związek i dać dzieciom przykład, że małżeństwo jest na całe życie. Było mi bardzo trudno, ale Bóg jest Panem rzeczy niemożliwych. Poprzez ten kryzys bardzo zbliżyłam się do Niego. Trafiłam też na program „12 kroków”. Otworzyłam drogę do własnego rozwoju.

Co się działo przez te trzy lata?

K.S.: Mieliśmy takie „techniczne” spotkania z żoną, głównie w sprawach dzieci. Staraliśmy się nie kłócić, chociaż czasami ciężko było oddzielić emocje od faktów. Po jakimś czasie dostrzegłem, że Agnieszka inaczej do mnie mówi niż kiedyś. Wyglądała atrakcyjnie. Dbała o siebie. Nie tylko nie popadła w melancholię, ale i widziałem jej optymizm. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Miała przyjaciół. Zazdrościłem jej tego. A w drugim związku dostrzegałem więcej złego niż dobrego. Czułem w sercu, że chcę być dobrym człowiekiem, a nie krzywdzicielem.

A.S.: Mottem WTM „Sychar” są słowa: „Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania”. Wspólnota powtarza, że małżonkowie wracają do szczęśliwych współmałżonków, i radzi, żeby czekać, nie czekając. Podkreśla też, że drugi człowiek nie jest źródłem naszego szczęścia. Przyjmowałam to i czułam, że zmierzam w dobrym kierunku.

Kto zrobił pierwszy krok, by wrócić do siebie?

K.S.: Wydaje mi się teraz, że od jakiegoś czasu już czekałem na znak od Agi, że mam jeszcze u niej szansę. W domu mieliśmy spotkanie przed I Komunią Świętą syna. Żona zapytała, czy może mnie pobłogosławić. Pociekły mi łzy. To był kamień milowy mojego nawrócenia i odbudowy naszej relacji.

Potem już poszło gładko?

A.S.: Przebaczenie jest procesem. Pewne rzeczy musiały być wypowiedziane, by pójść dalej. Do każdej rozmowy zapraszaliśmy Boga. Kluczowym momentem naszego pojednania była spowiedź Kamila. Jego pokutą była Droga Krzyżowa. Kiedyś w WTM „Sychar” kupiłam książkę „Droga Krzyżowa dla małżonków”. Przeszliśmy tę drogę razem. Ta noc trwała i trwała, bo my na każdej stacji płakaliśmy, przytulaliśmy się do siebie i przepraszaliśmy się wzajemnie. Po niej czuliśmy się tak, jak w dniu naszego ślubu, odchodząc od ołtarza.

Pamiętam pierwsze dotknięcie rąk i moją reakcję: byłam jak ślimak chowający się do skorupki. Potrzebowałam czasu. Modliłam się, żeby Bóg uzdolnił moje serce do pokochania męża na nowo. Zanim Kamil się wprowadził, wspólnie odmawialiśmy Różaniec przez telefon. Czytałam Biblię, powtarzałam sobie fragmenty o przebaczeniu 77 razy. Złe myśli oddawałam Panu Bogu. Zrozumiałam, że nie mogę wracać do przeszłości, by ona nas niszczyła. Zaczęliśmy patrzeć w przyszłość, która nas budowała. Owoc naszego pojednania to dziś już 7-miesięczna Sara.

Co to wszystko Państwu dało?

A.S.: Wiem, że „małżeństwo samo się nie zrobi”. Trzeba spędzać ze sobą czas. Nie można zamiatać problemów pod dywan, bo one i tak wyjdą. Zrozumiałam, że w małżeństwie nie chodzi o to, że ja mam mieć dobrze, ale że to jest służba drugiemu. Jeśli mąż będzie się czuł dobrze ze mną, to ja też będę szczęśliwsza. Wybaczyliśmy sobie samym i sobie wzajemnie.

K.S.: Każdego dnia modlimy się Różańcem. Pojawiające się trudności oddajemy Jezusowi przez ręce Maryi. Należę do Rycerzy Jana Pawła II. Spotkania Tato.net też są mi bliskie. Pracuję nad sobą na warsztacie „12 kroków”. Chcę być dobrym mężem i ojcem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.