Po śmierci marszałka jego stronnicy i sukcesorzy tradycji dokładali wszelkich starań, żeby pamięć o wodzu nie umarła. Trzeba przy tym podkreślić: pamięć zaklęta w legendzie jest pamięcią wypraną, wybiórczą.
W Warszawie takim wiernym utrwalaczem był prezydent, wybitny prezydent Stefan Starzyński, który największe inwestycje w stolicy wiązał od 1935 r. właśnie z pamięcią Piłsudskiego.
Być może wielu czytelników zdziwi się, a nawet obruszy, ale prawda jest taka, że propagandziści II RP byli zapracowanymi praktykami. Formatowanie nastrojów społecznych było ważnym aspektem funkcjonowania systemu. Święto Niepodległości obchodzone 11 listopada to także realizowanie określonej, sanacyjnej linii politycznej.
Po raz pierwszy 11 listopada jako święto państwowe pojawiło się w kalendarzu w roku 1937 – dziewiętnaście lat po 1918 r. i dwa lata po śmierci Piłsudskiego. Dlaczego tak późno? Być może dlatego, że w 1918 r. Polski na mapie wcale jeszcze nie było. Proces kształtowania się państwowości i kreślenia granic był złożony i wielomiesięczny. Dopiero w czasie konferencji w Wersalu w 1919 r. międzynarodowa społeczność oficjalnie uznała II RP.
11 listopada to dzień poddania się Niemiec w czasie I wojny i w efekcie jej koniec, zarazem kres starego porządku Europy. Dlatego w wielu krajach to dzień znaczący. Niemniej, kapitulacja Niemiec nie była raczej przyczynkiem do ustanowienia polskiego święta w tym dniu. Powód był inny – tego dnia Piłsudski przejął pełnię władzy. Dodajmy, że jeszcze w 1928 r. świętowano (choć w kalendarzu świąt państwowych ten dzień nie był oznaczony) 9 listopada! Tego dnia, na początek 10-lecia obchodów Niepodległości, odbyła się np. premiera wielkiej produkcji filmowej „Pana Tadeusza”. 9 listopada 1918 r. Rada Regencyjna na łamach „Monitora Polskiego” ogłosiła niepodległość.
Widzimy zatem, że 11 listopada jest datą umowną, z perspektywy wygląda to na swoisty akt założycielski.
W dwudziestoleciu międzywojennym ma swoje korzenie ważna (być może celowa) pomyłka historyczna. Do dziś w wielu publikacjach pojawia się zdjęcie rzekomo przedstawiające przyjazd Piłsudskiego do Warszawy w 1918 r. Ostatnio fotografia pojawiła się w tygodniku „W Sieci Historii”. Podpis brzmiał: „Powitanie Komendanta na dworcu kolejowym w Warszawie 11 listopada 1918 r. po jego powrocie z więzienia w Magdeburgu”. To, jednak, jak ustalili badacze nie jest prawda. Zdjęcie zrobiono w tym samym miejscu, ale w grudniu dwa lata wcześniej. W rzeczywistości w 1918 r. Piłsudski przyjechał ok. godz. 7 rano 10 listopada. Na powitanie komendanta wyszło dosłownie kilka specjalnie poinformowanych osób z księciem Zdzisławem Lubomirskim z Rady Regencyjnej na czele. Nie było owacji, ani symboli narodowych. Powszechna eksplozja radości nastąpiła dopiero kilka godzin później. Na cześć Piłsudskiego wiwatowano m.in. przy ul. Moniuszki, gdzie mieszkał do 13 listopada.
Obecnie w Warszawie mamy szereg tablic poświęconych Piłsudskiemu (m.in. przy ul. Moniuszki) – oznaczone są domy, w których mieszkał, w których przebywał. Warszawa ma dwa pomniki marszałka, plac jego imienia i miejsca w inny sposób z nim związane. Gdyby nie II wojna i PRL z pewnością byłaby stolica najwierniejszym pamięci marszałka miastem. Jeszcze przed wojną jego imieniem nazwano m.in. plac i Uniwersytet. Największe plany urbanistyczne Starzyńskiego były w dużej mierze związane właśnie z Piłsudskim. Imieniem marszałka miał zostać nazwany most, jemu poświęcona miała być rozległa dzielnica, którą planowano na Polu Mokotowskim. Plany te nie zostały zrealizowane z powodu wybuchu wojny. Nie powstał też projektowany w latach 30. na plac Na Rozdrożu pomnik wodza legionów.