Początek wieku XX w Warszawie to okres wyraźnego ożywienia inwestycyjnego. W ciągu zaledwie kilku lat powstają obiekty, które na trwałe wpisują się w panoramę miasta, stając się często jego ikonami.
W samym 1900 r. na ukończeniu były gmachy Zachęty, hotelu Bristol, Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Rosja”, Filharmonii czy Politechniki. W kolejnych latach powstały m.in. kościół Najświętszego Zbawiciela przy placu Zbawiciela, Hotel Polonia, Dom Jabłkowskich czy Pod Orłami.
Każdą z tych budów warszawiacy uważnie śledzili, komentowali, prasa rozpisywała się. Był to powiew świeżości w mieście mocno zacofanym, stłamszonym na niewielkiej przestrzeni.
Pięć lat po założeniu Stowarzyszenia Techników rozpoczęto budowę przy wznoszeniu ich gmachu. Projekt przygotował z rozmachem architekt Jan Fijałkowski. Inwestycja nie mogła być tania. Pieniądze nie były jednak problemem. Technicy należeli do elity. Jak odnotowuje Jerzy Kasprzycki na początku XX wieku w Warszawie było przeszło sześciuset inżynierów należących do Stowarzyszenia. Co ciekawe o techniczne wykształcenie było bardzo trudno (stąd elitarność). Politechnika dopiero powstawała, w zasadzie istniała tylko powołana w 1895 r. szkoła Mechaniczno-Techniczna. Najlepsi warszawscy specjaliści wykształcenie zdobywali za granicą. Było to środowisko zwarte i wpływowe. Wśród jego członków Kasprzycki wymienia przedstawicieli rodów: Radziwiłłów, Rzewuskich, Marconich czy Hoserów.
Technicy zdecydowali się wystawić swój gmach na jednej z najdroższych ulic ówczesnego miasta Włodzimierskiej (obecnie Czackiego). Tutejsze domy czynszowe słynęły z luksusu. Stał już gmach Towarzystwa Kredytowego Miejskiego (istniejący do dziś) – to tu inwestorzy, kamienicznicy zaciągali ogromne pożyczki – m.in. dzięki tej instytucji na przełomie stuleci w Warszawie nastąpiło inwestycyjne przyśpieszenie.
Tymczasem Gmach Techników miał przyćmiewać wszystkie okoliczne budowle. Jego wystrój zewnętrzny aż kipiał od detalu. Rzekłby ktoś: wręcz pretensjonalnie. Niemniej, także dziś, wyglądając dość irracjonalnie w monotonnym otoczeniu, imponuje – to obiekt jakby z zupełnie innej bajki.
Budynek ma charakter eklektyczny z wyraźnymi nawiązaniami do klasycyzmu. Fasada rozczłonkowana jest kolumnami i pilastrami. Okna arkadowe zostały bogato oprawione. Cała elewacja jest swoistą rzeźbiarską ekspozycją. To zasługa Zygmunta Otto. Specjalizował się on w rzeźbie towarzyszącej architekturze, pracował przy licznych warszawskich inwestycjach (m.in. Tatr Polski, kamienica „Gazowa” przy ul. Kredytowej). Przed wojną na osi głównej tympanonu znajdowała się kompozycja Dedal i Ikar. Obecnie mamy tam kartusz z inskrypcją „Artibus Technics 1904” ujęty przez rzeźbiarskie alegorie geniuszy – dzieło Józefa Gardeckiego. Z oryginalnych rzeźb przetrwały wyobrażenia Archimedesa i Kobiety z promieniami radu symbolizującej przyszłość.
W czasie wojny budynek znajdował się na linii frontu. Został częściowo spalony. Stopniowo remontowany, niestety, stracił swoje charakterystyczne zwieńczenie w postaci kopuł nad osiami skrajnymi i imponującej rzeźby przed wojną górującą nad tympanonem. Na szczęście nie zrealizowano projektu nadania fasadzie charakteru socrealistycznego.
Gmach NOT-u dysponuje jedną z najpiękniejszych warszawskich sal balowych (dwupiętrowa). To tu po wojnie bawiono się na pierwszych dość eleganckich sylwestrach, choć „dookoła straszyły jeszcze gruzy, zaś dla rozgrzewki rozpalano ogniska w okolicznych ruinach i wprost na jezdni".
W latach 60. budynkowi dołożono jeszcze jedno piętro, co wyraźnie weszło w szkodę całej kompozycji.