Jeśli cmentarz Powązkowski jest najstarszą nekropolią Warszawy, a powstał dopiero pod koniec wieku XVIII, to gdzie wcześniej grzebano zmarłych?
Jeśli cmentarz Powązkowski jest najstarszą nekropolią Warszawy, a powstał dopiero pod koniec wieku XVIII, to gdzie wcześniej grzebano zmarłych? Być może ktoś zadał sobie w listopadowe dni takie pytanie. Z pewnością sam też zdołał udzielić odpowiedzi – musiały istnieć cmentarze inne, dziś zapomniane. W istocie tak właśnie było. Ale gdzie one się znajdowały i co po nich dziś zostało? – to już nie jest powszechnie wiadome.
W czasach świetności starej Warszawy bogatych jej obywateli, zwanych patrycjuszami, chowano w podziemiach staromiejskich kościołów. W przypadku np. katedry świętojańskiej – pospołu z koronowanymi głowami i bohaterami narodowymi. Zwykłych mieszczan, zwanych dawniej pospólstwem, grzebano na poświęconej ziemi wokół kościołów. Najstarszym takim cmentarzem był teren za farnym kościołem św. Jana – odpowiadający dziś placykowi Kanonia. Warszawską biedotę wywożono natomiast za miasto, ale nie tak znowu daleko, bo tam, gdzie dziś ulica Świętojerska. Dawniej stał tam kościół św. Jerzego zwany kościołem św. Jura. Przy nim miejsce wiecznego spoczynku znajdowali najniżej w społecznej hierarchii sytuowani. Tam też grzebano skazańców traconych przez warszawskich katów. Toteż gawiedź uważała miejsce to za przeklęte i stawiała opór przed chowaniem tam bliskich.
Cmentarzy przykościelnych i miejsc grzebalnych w historii Warszawy było bardzo wiele. Już przed wojną Franciszek Galiński pisał:
„Niemal przy każdym kopaniu ziemi pod fundamenty nowych budynków, przy robotach wodociągowych i kanalizacyjnych, przy budowaniu nowych dróg itp. natrafiają kopacze na szczątki ludzkie. Są to bądź pojedyncze szkielety, bądź wreszcie pozostałości dawnych cmentarzy, dziś już nieistniejących, więc zapomnianych”.
Dreszcze mogą przebiec po plecach, kiedy uświadomi sobie człowiek, że korzystając z usług restauracji czy jarmarcznych wystawców przy wieży kościoła św. Anny, konsumuje na dawnym terenie grzebalnym. Świadectwem tego jest niewielka kolumienka z figurką Maryi wystawiona przez bernardynów, a będąca pamiątką utworzenia w tym miejscu cmentarza publicznego. Był rok 1643.
Na terenie dawnego cmentarza znajduje się m.in. - o zgrozo! - Belweder oraz ministerstwo finansów. Gmach resortu wystawiono na ziemiach dawniej należących do księży misjonarzy, którzy grzebali tu mieszkańców pobliskich jurydyk, m.in. Bożydaru, Kałęczyna, Aleksandrii.
W końcu, w duchu oświecenia i troski i higienę warszawian (dziś byśmy powiedzieli BHP), urządzono cmentarz poza miastem - na Koszykach przy kościele świętych Piotra i Pawła. Został on poświęcony w roku 1783. Pięć lat później zaczął przyjmować osoby świeckie. Wiele krzyku i awantur było o tę nekropolię. Zdawała się ona znajdować lata drogi od Warszawy. Bliscy zmarłych nierzadko nie godzili się na grzebanie swoich bliskich tak daleko – zdarzało się też, że potajemnie wykopywali ich ciała i wozami przewozili z powrotem do miasta.
Cmentarzyk, zwany Świętokrzyskim na Koszykach nie był jednak zbyt rozległy i nie mógł trwać zbyt długo. Ostatecznie został zamknięty w roku 1836. Dziś pamiątką po nim jest kaplica św. Barbary.