Tuż za bramą obozu koncentracyjnego zabierano im wszystko: mszaliki, różańce, medaliki. Nazistom nie udało się odebrać polskim kapłanom jednego: godności.
O tym, co działo się za drutami przypomniano podczas sesji IPN zorganizowanej przed 70. rocznicą wyzwolenia obozu w Dachau.
Po przekroczeniu bram piekła, na których podobnie jak w Oświęcimiu napisano "Arbeit macht frei", polskim kapłanom zabierano ubranie. Dawano płócienne chodaki, pasiak i obozowy numer. Kapo wyjaśniał, że innego wyjścia niż przez komin z Dachau nie ma. A oni sami są warci mniej niż zwierzę, czy jakakolwiek rzecz. Bo o rzeczy się dba.
- Dachau z dwóch powodów zasługuje na szczególną uwagę: było najstarszym, istniejącym od 1933 r. obozem koncentracyjnym, traktowanym przez Niemców jako wzorcowy. To także centralny ośrodek eksterminacji duchowieństwa w okupowanej Europie, ze szczególnym okrucieństwem duchowieństwa polskiego - przypomniała dr Anna Jagodzińska podczas zorganizowanej przez IPN konferencji „Dachau – niemiecki obóz koncentracyjny miejscem martyrologii duchowieństwa polskiego (1939 – 1945)”. Sesja odbyła się z okazji planowanej na 29 kwietnia 2015 r. 70. rocznicy wyzwolenia przez armię amerykańską obozu, w którym planowano unicestwić kapłanów poprzez ciężką pracę, głód, brutalność i badania pseudomedyczne. - W Dachau uwięziono 1777 polskich kapłanów diecezjalnych i zakonnych. Na 1030 zamordowanych, 868 to polscy kapłani - powiedziała dr A. Jagodzińska.
Dzień obozowy rozpoczynał się pobudką, latem o godzinie 4, zimą o 5. Niewolnicza praca na przyległych plantacjach trwała do 19. W upale i w deszczu, w mrozie i śniegu. Każdego dnia, po pracy na taczkach wieziono umierających lub zmarłych z głodu i wycieńczenia. W Dachau nie było zwierząt pociągowych. Kapłanów zaprzęgano do pługa przy usuwaniu śniegu z obozu, do wozów, do bron przy uprawie roli, a nawet do wału ugniatającego szosę. Do obowiązków kapłanów należało także noszenie trzy razy dziennie posiłków dla całego obozu, czemu towarzyszył rechot esesmanów: „polskie klechy podają do stołu”. Kto nie mógł udźwignąć kotła był bity i kopany. Kotły miały ważyły po 80 kg, dwa razy więcej niż przeciętny więzień po kilku miesiącach obozu.
przeczytaj także: