W 72. rocznicę krwawej niedzieli na Wołyniu ulicami Warszawy przeszedł pokojowy marsz upamiętniający pomordowanych przez UPA.
Uroczystości w stolicy rozpoczęły się Mszą św. w kościele św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży. Wygłoszona przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego homilia była wielkim apelem o godne upamiętnienie zabitych. - Mamy prawo domagać się prawdy. Na niej musi być oparte przebaczenie. Ale przebaczyć nie znaczy zapomnieć. Upominamy się o przyjęcie przez polski parlament ustawy określającej zbrodnie na Wołyniu jako ludobójstwo. Piszemy apel do Kościoła katolickiego, by tak jak wyniósł na ołtarze 108 męczenników II wojny światowej zamordowanych przez Niemców, tak i pamiętał o tych, którzy stracili życie na Kresach. Apelujemy do władz Warszawy o utworzenie pomnika pomordowanych na Wołyniu - wyliczał duchowny.
Odniósł się także do postawy Ukraińców. - Naród ukraiński musi zdać sobie sprawę z tego, co zrobił dobrze, a co źle. Nie chodzi o odszkodowania, nie chodzi o przesuwanie granic, a o zwykłe "przepraszam” i nie upamiętnianie zbrodniarzy. Mówimy o przebaczeniu, ale czy oni w ogóle chcą przebaczenia - pytał ks. Isakowicz-Zalewski.
Po Mszy św. spod kościoła św. Aleksandra wyruszył marsz pamięci. Przeszedł Nowym Światem do Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu. Pochód miał charakter pokojowy. Podczas drogi był wymieniane nazwy prawie 100 polskich wiosek na Wołyniu zaatakowanych przez UPA 11 lipca 1943 r. i liczba zabitych mieszkańców.
Po marszu, w Domu Spotkań z Historią odbył się pokaz filmów o czystce etnicznej z 1943 r. Wyświetlono "Sieroty Wołynia, córki Zamościa” Macieja Wojciechowskiego oraz "Zapomniane zbrodnie na Wołyniu” Tadeusz Arciucha i Macieja Wojciechowskiego. W projekcji i spotkaniu wzięli udział: Ewa Siemaszko - badaczka zbrodni na Kresach, współautorka monografii "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Krzesimir Dębski - kompozytor, którego dziadkowie zginęli z rok ukraińskich nacjonalistów, a rodzice cudem ocaleli podczas ataku na miasteczko Kisielin 11 lipca 1943 roku, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski od lat zabiegający o należyte upamiętnienie ofiar zbrodni ludobójstwa na Kresach oraz Maciej Wojciechowski – reżyser, scenarzysta i producent.
Pokojowy marsz pamięci przeszedł ulicami stolicy Agnieszka Kurek-Zajączkowska /Foto Gość Uroczystości upamiętniające ofiary czystki etnicznej odbyły się również na Żoliborzu. Na Skwerze Wołyńskim, przy Pomniku Rzezi Wołyńskiej odmówiono modlitwę ekumeniczną w intencji ofiar, odbył się apel pamięci, wystrzelono salwę honorową i złożono wieńce. W uroczystościach uczestniczył Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Anna Lewak, prezes zarządu Okręgu Wołyńskiego Światowego Związku Żołnierzy AK oraz Szczepan Siekierko, prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu.
Krwawa niedziela to punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, która w latach 1943 - 1944 dotknęła Polaków, a w dużo mniejszej skali również Rosjan, Żydów, Ormian i Czechów ze strony Ukraińców. Była wynikiem działań nacjonalistów, którzy już pod koniec XIX w. głosili hasła "Polacy za San”. Miała na celu depolonizacje Wołynia. Szacuje się, że zginęło wtedy ok. 50–60 tys. Polaków i w odwecie 2-3 tys. Ukraińców. Sam atak z 11 lipca dotyczył prawie 100 polskich miejscowości i odznaczał się wyjątkową brutalnością. Ludność, również dzieci, kobiety i starcy, ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi. Wsie, po wymordowaniu mieszkańców, były plądrowane i palone.
W czasie pokojowego marszu pamięci był wymieniane nazwy prawie 100 polskich wiosek na Wołyniu zaatakowanych przez UPA 11 lipca 1943 r. i liczba zabitych w nich mieszkańców.