Zanim spoczęły w relikwiarzu na Woli, uratowały podróżnych wykolejonego pociągu.
Prasa donosiła, że to cud, że w wypadku na przejeździe niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego nikt nie ucierpiał. Ksiądz Łukasz Urbanek z parafii Miłosierdzia Bożego i św. Faustyny, przy ul. Żytniej w Warszawie wie, komu zawdzięcza ten cud.
Ks. Łukasz 26 czerwca jechał pociągiem TLK ze stolicy do Częstochowy kupić relikwiarz dla otrzymanych kilka dni wcześniej relikwii św. Rity z Cascii. Przedziały były zapełnione, jechało nim w sumie 270 podróżnych.
Na przejeździe w Krzyżanowie zepsuł się tir, silnik zgasł na samym środku torowiska. Kierowca widząc nadjeżdżający pociąg, zdołał uciec z kabiny, ale maszyniście nie udało się już wyhamować.
Pociąg z impetem uderzył w ciężarówkę. Wykoleił się i wlókł zmiażdżoną kabinę tira, a naczepa uderzyła w pobliski dom. Jego mieszkaniec akurat wyszedł na chwilę z pokoju do kuchni. Kiedy wrócił w w ścianie miał olbrzymią dziurę, pokoju praktycznie nie było.
- Kiedy ochłonąłem, wyjąłem z marynarki relikwie św. Rity. Powiedziałem pasażerom w przedziale, że jestem przekonany, że to ona nas uratowała. Okazało się, że jechałem w towarzystwie osób, które mają do niej wielkie nabożeństwo - opowiada ks. Łukasz.