Zawał, udar, nagły wypadek... Lekarze patrzą, kładą pacjenta na łóżko i czekają, aż umrze. Nieprawdopodobne? A jednak.
Ginekologiczno-położniczy Specjalistyczny Szpital im. Świętej Rodziny w Warszawie do niedawna był synonimem tego, co w opiece nad nienarodzonymi i ich rodzinami najważniejsze: troski, ciepła, starań, profesjonalnej pomocy... To szpital, który walczył o życie, także to trudne, ledwo się tlące czy niepełnosprawne. Rodzące czuły się w nim "zaopiekowane" pod każdym względem, także psychicznym, kiedy trzeba było przyjąć rodzicielstwo bardziej wymagające i trudne. Z pomocą lekarzy, położnych, pielęgniarek, psychologów wchodziły w macierzyństwo z poczuciem ważności i celowości każdego życia. I to była wartość dodana, ogromna praca całego zespołu, z której placówka słynęła nie tylko w Warszawie.
Po odejściu wieloletniego dyrektora szpitala - prof. Bogdana Chazana (dwa lata temu prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zwolniła profesora, gdy odmówił dokonania aborcji) - z placówki zaczęły dochodzić smutne informacje. Ostatnia wręcz bulwersuje: abortowane dziecko przeżyło, ale nie udzielono mu żadnej pomocy. Przez godzinę leżało i konało. Jak relacjonują świadkowie, jego płacz był przeraźliwy. Sześciomiesięczny wcześniak od pierwszych chwil życia ma nad sobą sztab neonatologów i pielęgniarek monitorujących jego funkcjonowanie w nowoczesnym inkubatorze. Takie samo sześciomiesięczne dziecko, którego jednak matka nie przyjęła i które zostało skazane na śmierć, a wbrew postanowieniom rodziców i staraniom lekarzy, urodziło się i płaczem wołało o pomoc, pozostawiono samo sobie. Nikt nie przyszedł, nie przybiegł z inkubatorem. Czekano na zgon. Z założenia miało przecież nie żyć. Potworne, nieludzkie...
To nie jest przypadek odosobniony. O podobnych personel innych szpitali opowiada ściszonym głosem i z trwogą. Lekarze, położne, którzy zobowiązani są do ratowania ludzkiego życia, dokonują aborcji - zabicia dziecka i to na etapie, kiedy najbardziej potrzebuje ochrony, gdy samo nie może się obronić. Boją się nieprzyjemności ze strony pracodawców, utraty pracy... Ludzki strach kontra ludzkie życie. I straszliwa trauma, złamane sumienie. Czy prawo, które zmusza do takich wyborów, można nazwać ludzkim?