Ciało Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" wrzucono twarzą do ziemi. Ślad po wlocie kuli, po prawej stronie czoła, wskazywał, że kat strzelał z góry. Żeby zakryć ślady zbrodni, nawieziono na "Łączkę" półtora metra gruzu. A 20 lat później przykryto asfaltową ścieżką.
Znalezienie ciała Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” ogłoszono 22 sierpnia 2013 r. Leżał pod asfaltową ścieżką, wylaną na początku lat 80. na „Łączce” cmentarza Powązki Wojskowe.
Prace na „Łączce” rozpoczęły się 23 lipca 2012 r. Zespół archeologów, antropologów, specjalistów medycyny sądowej i genetyków pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka musiała czekać, aż koparka natknęła się na szare plamy na piasku, świadczące o zasypanych tu jamach grobowych.
Ale już drugiego dnia do pracy przystąpili archeolodzy. Szkielety nie były ułożone anatomicznie. Ręce były powyginane w łokciach, ciała poupychane na siłę po 8-9, bez trumien, w niewielkich przestrzeniach.
Większość odkrytych dołów to groby masowe. Zwłoki leżące bezładnie, tak jak wpadły do dołu, często na przemian, by się ich więcej zmieściło.
Do października 2014 r. na Powązkach znaleziono szczątki 198 straconych. Dzięki badaniom genetycznym rozpoznano ciała 41 ofiar.
Prof. Szwagrzyk z jedną z czaszek odnalezionych na powązkowskiej "Łączce" Jakub Szymczuk /Foto Gość „Łupaszkę” zidentyfikowała Lidia Lwow-Eberle „Lala”, narzeczona z okresu konspiracji, która widziała go dwa tygodnie przed egzekucją.
Obydwoje byli wtedy za murami katowni przy Rakowieckiej. Ona dostała karę dożywocia, on - czekał na śmierć. Wiedziała, że go zamordowali, choć przez lata myślała, że miało to miejsce dzień wcześniej, 7 stycznia 1951 r.
Pani Lidia miała szczęście: matki, żony, narzeczone straconych w mokotowskim więzieniu nie widywały ich przed śmiercią.
Po latach wspominała, że podczas rozmowy, której pilnowało aż trzech wojskowych „Łupaszka” mówił głównie o swojej matce i córce Basi z zakończonego małżeństwa. Prosił też Lidię Lwow-Eberle , by skończyła studia i wyszła za mąż”.
Poznali się w partyzantce. Przy swoim adiutancie powiedział, by uważała się za jego narzeczoną.
„Przyjaźń z podkomendną, którą byłam. „Łupaszka” zawsze dla mnie był komendantem, choć oczywiście od pewnego momentu zwracaliśmy do siebie po imieniu. On do mnie mówił „Ewelinko”. Bo zmieniłam pseudonim z „Lala” na „Ewa”, on używał formy „Ewelina”. Byliśmy ze sobą do aresztowania w 1948 r. Potem widziałam go na naszej rozprawie, a po raz ostatni - na więziennym widzeniu” - zapisała Karolina Wichowska w książce „Łączka”, dokumentującej poszukiwania i identyfikację prac na warszawskich Powązkach.
Łupaszka został skazany po długotrwałym śledztwie. 30 listopada 1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił wyrok - karę śmierci. Oskarżycielem w procesie był Zenon Rychlik. Razem z „Łupaszką” wyrok z ust sędziów Mieczysława Widaja, Wilhelma Świątkowskiego, Leo Hochberga i Alfreda Janowskiego usłyszeli: Henryk Borowy-Borowski i Antoni Olechnowicz.
Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Major „Łupaszka” został stracony 8 lutego 1951 r. przy ul. Rakowieckiej.
Czytaj także: