Depresja jest czasami ostatnią deską ratunku. Może człowieka zbliżyć do ludzi i Boga, ale jeśli ją zlekceważymy - grozi nam śmierć - uważa ks. Krzysztof Grzywocz.
We wtorkowy wieczór aula, a nawet korytarz w Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie, nie pomieściły gości, którzy tłumnie przyszli na pierwszy wykład z cyklu "Duchowość dla Warszawy", zainaugurowany przez Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie. O depresji i duchowości mówił ks. dr Krzysztof Grzywocz - wykładowca teologii duchowości na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, kierownik duchowy i rekolekcjonista stały współpracownik Centrum Formacji Duchowej. W późniejszej dyskusji wzięli udział także: psycholog dr Agnieszka Kozak i psychoterapeuta Andrzej Mielecki.
We wprowadzającym wykładzie ks. Grzywocz przypomniał za św. Pawłem z Tarsu, że duchowość człowieka łączy w sobie ciało, duszę i psychikę. Zintegrowanie tych trzech elementów świadczy o dojrzałej duchowości chrześcijańskiej. Dokonuje się ono w spotkaniu: z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą.
- W etymologii słowa spotkanie znajdziemy cząstkę "tkanie". Bo żeby się spotkać z innymi, trzeba mieć odwagę tkania, czyli przenikania, tak jak osoby Trójcy Świętej - przenikają się, nie tracąc swojej tożsamości. Poprzez spotkanie karmimy swoje najgłębsze potrzeby na poziomie ciała, ducha i psychiki: potrzebę picia, jedzenia, dachu nad głową, ale też czułości, dobrego dotyku, zachowania dobrego imienia, dowartościowania, potrzebę Boga, dzielenia się swoją wiarą z innymi. Wystarczy zaniedbać jedną potrzebę egzystencjalną i rozsypuje się cały człowiek. Niekarmienie potrzeb w spotkaniu jest przemocą - mówił ks. Grzywocz, podkreślając, że Bóg potrzebuje ludzkich instrumentów, żeby objawić się, być widocznym w życiu człowieka, a są nimi właśnie: więzi, miłość, przyjaźń.
Zdaniem ks. Grzywocza, jeśli któraś z potrzeb "chlebowych" człowieka nie jest zaspokojona, może pojawić się depresja. Dla człowieka nią dotkniętego zawsze jest przeżyciem trudnym, niebezpiecznym, ale ma też wymiar pozytywny: nie przychodzi bez powodu. Znany szwajcarski psychiatra Karol Gustaw Jung mawiał, że depresja jest jak czarna dama, którą gdy się pojawia, trzeba zaprosić do stołu i zapytać po co przyszła.
- Depresja pojawia się jak anioł, który mówi człowiekowi: umierasz z powodu niewykarmienia jakichś podstawowych potrzeb. Każe się dokładnie przyjrzeć ciału, psychice i duszy - czy w tym zakresie nie ma jakiegoś braku. Często ubytek na poziomie duchowym, brak więzi z Bogiem, objawia się na poziomie fizycznym czy psychicznym: jemy za dużo, pijemy za dużo, mamy pretensje do wszystkich o wszystko, oczekujemy zbyt wiele od innych... Im większe braki - tym większa depresja. Jeśli anioła depresji zlekceważymy, będziemy chcieli szybko się go pozbyć, nasz system się rozsypie - ostrzegał ks. Grzywocz.