O rodzinach i kulturze, które hołubią Piotrusiów Panów, rozmawiano podczas ostatniego przed wakacjami spotkania w ramach cyklu "Duchowość dla Warszawy".
Psychopedagog s. Anna Maria Pudełko AP podkreśliła, że kluczem do budowania przez mężczyzn dojrzałych związków są: siła, odwaga i wierność.
Joanna Jureczko-Wilk/ Foto Gość
Mama woła syna przez okno: - Jasiu, chodź do domu.
- A co, głodny jestem? - odpowiada Jaś.
- Nie, chce ci się spać.
Ten dowcip krążący w internecie, zdaniem panelistów kolejnego spotkania z cyklu "Duchowość dla Warszawy", doskonale obrazuje współczesny styl wychowania. O epoce niedojrzałych mężczyzn 25 maja w Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie rozmawiali: psychopedagog s. Anna Maria Pudełko AP, Jacek Pulikowski, wykładowca Studium Rodziny (jak mówi o sobie: "specjalizacja mąż i ojciec"), terapeuta i filozof Jacek Masłowski oraz prowadząca dyskusję s. Judyta Pudełko PDDM.
- W dzisiejszych rodzinach toczy się swoista walka pomiędzy rodzicami - mówił J. Masłowski. - W jej efekcie ojciec wychodzi z domu (jest fizycznie lub emocjonalnie nieobecny), a matka jest nadmiarowa w różnych aspektach.Takie matki nie pozwalają synom dojrzeć, nie dopuszczają też by ojciec - którego rola w rodzinie jest separacyjna - wyprowadził dziecko w świat, dał mu autonomię.
Zdaniem panelistów łatwiej jest kochać swoje słodkie, podporządkowane dzieci, niż "niedoskonałego" współmałżonka. Dzieciocentryzm powoduje, że zachwiane są role w rodzinie. Najważniejszymi osobami już nie są małżonkowie, ale synowie i córki. A to już prosta droga do wychowania Piotrusia Pana: mężczyzny niezdecydowanego,niedojrzałego, bojącego się podejmować życiowe decyzje, instrumentalnie traktującego innych i uciekającego przed trudnościami pod skrzydła nadopiekuńczej mamy.
Jacek Masłowski zauważył, że brak męskiego wzorca narasta od wieków, od czasu, kiedy rozpoczęła się epoka przemysłowa i mężczyźni wyjechali do pracy, potem walczyli i ginęli na wojnach, teraz emigrują zarobkowo. Ich role - lepiej lub gorzej - starają się wypełnić kobiety.
- Chłopcy nie wiedzą, co to znaczy być odpowiedzialnym, męskim, dojrzałym do założenia rodziny, bo nie dorastali w otoczeniu ojca lub dziadka. Często wychowywały ich samotne matki, zmęczone, sfrustrowane, które od swoich synów oczekiwały zaspokojenia tego, czego nie dali im ich mężowie – tłumaczył J. Masłowski. – Dzisiaj wymagania kobiet wobec mężczyzn są tak wygórowane, że na samą myśl o nich, można się załamać. Zarówno młodzi mężczyźni, jak i kobiety wchodzą w relacje nieprzygotowani, niedojrzali, konsumpcyjnie nastawieni do świata, z nadmiarem oczekiwań, dlatego założenie rodziny wydaje się im wielkim obciążeniem, a nie nagrodą.
Zdaniem Jacka Pulikowskiego, wykładowcy Studium Rodziny, mężczyznom wmawia się dziś, że będą szczęśliwi, gdy założą firmę, wykreują karierę, zdobędą wszystkie ośmiotysięczniki albo zmienią żonę na młodszą. I trafia się w ich czuły punkt, bo z natury nastawieni są na działanie, zdobywanie świata, a gorzej radzą sobie z relacjami, rozważaniem sensu własnego życia.
- Słowo ”samorealizacja” to piękna podpucha. Dlatego wielu szuka szczęścia poza domem, rodziną. Żony zamiast cierpliwie uczyć mężów głębokich relacji z Bogiem i ludźmi, stawiają ich do kąta, za to, że są tacy „chropowaci i niekumaci”. Dopingują je w tym współczesne media lansujące model życia w pojedynkę. Przodują zwłaszcza kobiece pisma, które wmawiają młodym czytelniczkom, że mężczyzna nie jest im do niczego potrzebny – ostrzegał Pulikowski.