"Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych" - pisał ks. Jan Twardowski, a za nim wiele rodzin na nagrobkach swoich bliskich zmarłych. Jak daleko sięga nasza pamięć?
Groby mojej rodziny znajdują się na warszawskim cmentarzu, liczącym sobie ponad 150 lat. Na nim obok siebie stoją okazało, strzeliste grobowce rodzinne, oraz proste, skromne groby staroobrzędowców. Z wielu pozostały już tylko sterczące zardzewiałe krzyże lub kamienne kikuty. Czas wytarł aniołom rysy twarzy i oderwał kawałki skrzydeł. Ta najstarsza część cmentarza kontrastuje z kwaterami pełnymi nowoczesnych, granitowych grobowców. Do tych ostatnich w pierwszych dniach listopada sunie pochód wyposażony w kwiaty i lampiony. W starszej części cmentarza jest wtedy pusto, ciemno, smutno. Na sterczących z liści starych nagrobkach nikt już nie zapali znicza, nie położy chryzantemy. Może rodzina już się wykruszyła, może pamięć zanikła…
Na początku Ewangelii św. Mateusza wymienia się imiona 42 przodków Jezusa. Jeszcze gorzej jest w Pierwszej Księdze Kronik, gdzie rodowód wywodzący się od Adama, zajmuje kilka stron. Autorzy raczej nie zadali sobie tyle trudu, po to tylko żeby zanudzić czytelnika. Ks. prof. Waldemar Chrostowski wyjaśnia, że dla żydów znajomość własnych korzeni i pokoleń przodków była czymś bardzo istotnym. Nadawała człowiekowi tożsamość. Każdy miał za sobą wielką, wielopokoleniową historię. Pochodził skądś, był potomkiem kogoś, wywodził się z jakiegoś rodu... I ta przeszłość wciąż była żywa i pielęgnowana w pamięci kolejnych pokoleń.
A my? Czy znamy imiona naszych pradziadków? Ich rodziców? Jak daleko sięgają nasze rodzinne korzenie i nasza modlitwa za bliskich zmarłych?
Mamy w rodzinie zwyczaj, że w Dniu Wszystkich Świętych i w Dniu Zadusznym idziemy na cmentarz z torbami zniczy. Zapalamy je nie tylko na grobach bliskich, ale też na tych opuszczonych kikutach i omszałych płytach, z których czas starł już nazwiska i daty. Żeby w tych dniach nikt nie był samotny, żeby z modlitwą przesłać płomyk pamięci.