Zmiany na ul. Miodowej. Zawsze życzliwy, wrażliwy, niestrudzony… Po blisko 40 latach pracy w kurii warszawskiej, przechodzi na emeryturę ks. Grzegorz Kalwarczyk.
Z pokoju na pierwszym piętrze Kurii Metropolitalnej Warszawskiej rozciąga się widok na dziedziniec. Tu przy oknie stoi biurko księdza kanclerza. Drzwi właściwie się nie zamykają. – Nigdy nie widziałam go zasmuconego, chociaż powodów do zmartwień pewnie mu nie brakowało – mówi s. Teresa Janek, urszulanka, która podobnie jak ks. Grzegorz Kalwarczyk w kurii warszawskiej przepracowała blisko 40 lat. – Oboje zaczynaliśmy pracę przy kard. Stefanie Wyszyńskim. Ja przyszłam kilka miesięcy wcześniej, 1 grudnia 1973 r. Kanclerzem był wówczas ks. prałat Franciszek Olszewski. Potem przez wiele lat to stanowisko należało do ks. Króla, a w 1992 r. objął je ks. Grzegorz, kapłan wielkiego serca i taktu. Najpierw zajmował się sprawami sakramentalnymi. Nie pamiętam, żeby któryś z interesantów wychodził od niego z poczuciem zawodu. Zawsze potrafił znaleźć odpowiedni czas i rozwiązanie problemu. I zawsze miał dla każdego dużo uśmiechu – wspomina urszulanka. – Jeszcze niejedną rzecz dla Kościoła przyjdzie mu pewnie dokonać, bo duch do pracy wciąż ochoczy. Jak to u starszego pokolenia, które nie liczy godzin i kropli potu – przekonuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.