Kampania „Wieprzowina jest chuda” ma edukować najmłodszych, by nabrali właściwych nawyków żywieniowych.
Najpierw dzieci uczyły się, że świnka jest różowa, pyzata, sympatyczna. Można ją narysować w obcisłym podkoszulku, w meloniku na głowie albo w spodenkach na szelkach. Teraz dzieci uczą się, jak świnkę uderzyć tłuczkiem – tak, żeby dobrze rozbić schabowego na kotlety. Uczą się też jak smażyć, żeby nie przypalić sympatycznego prosiaczka.
Gdzie tę tajemną wiedzę można posiąść? Ano w Warszawie, na przykład w przedszkolu na Ursynowie.
Wszystko w ramach kampanii finansowanej przez Fundusz Promocji Mięsa Wieprzowego. Chodzi o to, aby odczarować zły wizerunek wieprzowiny, za którą od PRL-u idzie czarny PR. Nie ulega wątpliwości, że świnie się zmieniły – wyszczuplały, nie jedzą co popadnie. Nie znaczy to jednak, że wskoczyły do koszyka przeznaczonego dla jagnięciny czy łososia.
Kampania „Wieprzowina jest chuda” ma edukować najmłodszych, aby nabrali właściwych nawyków żywieniowych. Jej wdrażanie w przedszkolach polega na kolorowych teatrzykach, w których główną rolę grają świnki. Dzieci dostają także kolorowe książeczki z prosiaczkami. Ponadto mają pogadankę z dietetykiem, który opowiada o piramidzie żywieniowej i o tym, że trzeba jeść małe, a częste posiłki, mięso jak najmniej przetworzone, a nie pasztety czy parówki.
Jest i mowa o nowoczesnych sposobach produkcji wieprzowiny i o karach dla tych, którzy źle traktują zwierzęta. Potem przedszkolaki dostają od kucharza małe tłuczki i mięso schabowe, które rozbijają na kotlety. Na koniec otrzymują odblaskową świnkę i certyfikat kucharza. A w domu rodzice zastanowią się, jak wytłumaczyć dziecku, że schabowy pochodzi od prosiaczka zasztyletowanego, a w najlepszym razie zagazowanego.