Wypchany koń z wbitym w bok napisem z krzyża Chrystusa, Hitler modlący się na klęczkach w dawnym getcie żydowskim w centrum Warszawy, ukrzyżowana kobieta w szpitalnym uniformie. Sztuka to jeszcze czy tylko prowokacja?
Wystawę prac Maurizio Cattelaniego, jednego z najbardziej oryginalnych współczesnych twórców, można oglądać w Warszawie do 24 lutego. Jedna z prac wystawiona jest w bramie przy ul. Próżnej. Nie ma tu żadnej informacji o eksponacie, a sama rzeźba odwrócona jest do nas tyłem. Widziana z kilkunastu metrów przez wąską szparę w zniszczonej bramie nie wygląda jak dyktator, który skazał na śmierć dużą część ludności Europy.
Ale HIM to właśnie Hitler, a jego obecność w modlitewnej pozie w dawnej dzielnicy żydowskiej ma prowokować. Chyba jednak nie za mocno, skoro organizatorzy postanowili go ukryć za bramą. Gdyby nie pracownik ochrony, który pilnuje eksponatu 24 godziny na dobę i zapytany potwierdza, że tu znajduje się dzieło Cattelaniego, można by go minąć bezwiednie. – Rzadko tu ktoś zagląda – potwierdza strażnik.
Dzieła Cattelaniego osiągają zawrotne sumy. I to nie tylko od chwili, gdy rok temu 50-latek ogłosił zakończenie kariery artystycznej. Papieża Jana Pawła II, który wystawiany był w 2000 r. w warszawskiej Zachęcie i którego od przygniatającego go meteorytu uwolnił poseł Witold Tomczak, kolekcjoner kupił ponoć za kilkaset tysięcy euro. Prace Cattelana wystawiają największe galerie świata. O sprowadzenie ich do Warszawy, kurator wystawy AMEN starała się ponad dwa lata. – Nie ma sztuki kontrowersyjnej: jest tylko dobra albo zła – tłumaczy Justyna Wesołowska z Centrum Sztuki Współczesnej.
Oprócz HIM-a klęczącego przy ul. Próżnej, wszystkie prace oglądać można w Zamku Ujazdowskim. Wśród nich wypchane labradory pilnujące kurczaka, gołębie, które „usiadły” na gzymsach budynku, powieszonego na masztach chłopca, kobietę „ukrzyżowaną” na szpitalnym łóżku i zduplikowaną postać o twarzy samego Cattelaniego, ubranego jak do własnego pogrzebu.
Jest jeszcze i koń. Chyba najbardziej kontrowersyjne dzieło. W leżące na podłodze wypreparowane zwierzę artysta wbił bowiem napis z krzyża Jezusa Chrystusa, INRI. Podobno niekontrowersyjny, bo nie wszyscy wiedzą, że oznacza on "Jezus Chrystus Król Żydowski".
Więcej o wystawie w najnowszym wydaniu "Gościa Warszawskiego" (nr 48).