Z s. Jolantą Glapką, ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa Sacré Coeur, a jednocześnie psychologiem i terapeutką, byłą taterniczką oraz założycielką Fundacji Pasja Życia, rozmawia Agata Puścikowska
Agata Puścikowska: - Kilkuletnie starania dobiegają chyba końca. Niedługo w Legionowie ruszy centrum, zbudowane przez Fundację Pasja Życia, w którym osoby uzależnione, po leczeniu odwykowym, będą kontynuować terapię. A młodzież zdrowa, będzie rozwijać pasje - by w nałogi nie popaść.
s. Jolanta Glapka: - Choć rzeczywiście budowa powoli zbliża się do końca, to obawiam się, że jednak trochę czasu jeszcze upłynie, zanim Centrum ruszy pełną parą. Ale już w tej chwili, dzięki współpracy naszej fundacji z władzami Legionowa, rozpoczęliśmy zajęcia terapeutyczne w salach, które bezpłatnie udostępniło nam miasto. Mamy kilka warsztatów, grupy dla współuzależnionych. Pracujemy też psychodramą i metodą 12 kroków dla chrześcijan. Nasz prawnik udziela bezpłatnych porad potrzebującym.
Pomysł, by fundacja powstała, narodził się natomiast wiele lat temu…
- Tak, dokładnie siedem lat temu, podczas pogrzebu Ojca Świętego. Zawsze byłam zafascynowana Janem Pawłem II. Latałam za nim po świecie - towarzyszyłam Mu podczas pielgrzymek. A podczas pogrzebu pomyślałam: „Teraz koniec z lataniem… Trzeba zrobić coś konkretnego dla Papieża. Taki żywy, dobry pomnik”. Pomyślałam, o fundacji, która będzie pomagała młodym ludziom, którzy wyszli z nałogów. W tym samym czasie otrzymałam nagrodę za dotychczasową działalność, za pracę z uzależnionymi, od prezydenta Kaczyńskiego. I prawdę powiedziawszy pomyślałam sobie, że ta nagroda to tak na wyrost. Żeby nie powiedzieć, że za nic…
Ponad dwadzieścia lat pracy z narkomanami to nic?
- Zawsze można więcej i lepiej… W każdym razie dostałam nagrodę: 10 tys. zł. Oddałam pieniądze mojemu zgromadzeniu, bo przecież ślubowałam ubóstwo (śmiech). Jednak moje przełożone przekazały tą sumę na zaczyn nowej fundacji.
Niewielki zaczyn. Tymczasem budowa ośrodka pochłania grube miliony…
- I pewnie pochłonie jeszcze grubsze (śmiech). Ale wyboru nie ma: młodzi ludzie potrzebują konkretnej pomocy. Uzależnień wśród młodych jest coraz więcej....
Czym różni się pomoc, którą Siostra będzie ofiarowywać uzależnionym, od wielu podobnych miejsc?
- Zawsze marzyłam, by tworzyć pełne środowisko trzeźwościowe. W większości ośrodków, które leczą z uzależnień, pracuje się jakby tylko nad ciałem. Jest odwyk, jest jakaś terapia. I teoretycznie narkoman staje się czysty. Staje się. Ale na jak długo? Jeśli nie ma możliwości zmiany środowiska, kontynuacji terapii, poznawania ludzi zdrowych, często wraca do dawnego życia. I nałogów. Większość ośrodków świadczy pomoc medyczną i psychologiczną. A pomoc duchowa? Prawda jest taka, że leczenie narkomana bez odniesienia do Pana Boga jest bardzo trudne. Mówię to nie z perspektywy zakonnicy, lecz psychologa - terapeuty. Chodzi więc o to, by stworzyć byłym narkomanom, uzależnionym, dobre środowisko. Połączyć klasyczną terapię uzależnieniową z duchowością. Dlatego przy Centrum będzie działał hostel, w którym trzeźwi narkomani będą uczyli się żyć na nowo. Będziemy leczyć młodych ludzi - poprzez wspieranie ich talentów, pasji. Bo każdy człowiek ma w sobie wielki potencjał i gigantyczne możliwości. A młodzież zdrowa, którą się zaopiekujemy, dzięki rozwojowi pasji i talentów - będzie objęta profilaktyką uzależnień. Przez lata pracy obserwowałam, jak np. rozwój artystyczny pozytywnie wpływa na rozwój człowieka...
I w końcu powstało Młodzieżowe Centrum Rozwoju Artystycznego i Duchowego…
- Tak. Stawiamy na rozwój pasji, rozwój ducha. Większość uzależnionych to również osoby, które przeszły w młodości, dzieciństwie, różnorakie traumy. Dlatego trzeba w nich budować poczucie własnej wartości. Obserwując młodych ludzi widzę też, że brakuje im ojca. Mam wrażenie, że obecnie to praprzyczyna większości problemów z młodzieżą… Młodzi są samotni, pozbawieni wzorców i opieki mężczyzny. A stąd - bardzo blisko do problemów ze sobą, uzależnień. Dlatego w budowanym przez nas Centrum będą też działać „męskie” grupy, w których chłopcy dowiedzą się, co to jest męskość, dzielność, odwaga. A jak się dowiedzą? Choćby na wspólnych, wspaniałych, męskich wyprawach.
Ostatnie lata, mam wrażenie, nawet Siostrę - zaprawioną w bojach - wprawiają w (niezbyt pozytywne) zdumienie…
- To prawda, że z młodymi ludźmi nie dzieje się najlepiej. Kiedyś na przykład, gdy mówiłam o szkodliwości pornografii, każdy w jakiś naturalny sposób wiedział, że „takie” filmy są złe. Dziś, gdy mówię o pornografii, zapada cisza i bezradność. Młodzi ludzie, którzy właściwie od dzieciństwa się z pornografią stykają, coraz częściej traktują ją jako zwykły film czy „normalne”, „rozrywkowe” strony internetowe. Po prostu nie widzą, o co mi chodzi… Potrzeba więc dużo więcej pracy. Jestem też głęboko przekonana, że młodzi muszą nauczyć się wiary żywej. Muszą stworzyć osobisty kontakt z Bogiem. Żeby odczuwali Jego pomoc. Dlatego w ośrodku budujemy kaplicę. A będziemy też organizować regularne rekolekcje. Psychika, duch i ciało: wszystkie aspekty życia człowieka muszą działać harmonijnie. Dlatego za ducha będą odpowiadać księża, za psychikę terapeuci. A za ciało na przykład… ścianka wspinaczkowa.
Że zapytam: czy Siostra, jak dawniej, będzie się wspinać? Była przecież kiedyś Siostra taternikiem?
- Oj, chyba już nie. Nie ten wiek (śmiech). A góry kocham nadal... Natomiast dla naszych podopiecznych zbudowaliśmy już salę gimnastyczną. Ponieważ w Legionowie jest tradycja… legionów, będziemy chcieli też założyć grupę rekonstrukcyjną. I będziemy uczyć szermierki. Myślę, że takie zajęcia nauczą chłopców prawdziwej męskości…
Jakim cudem, z niewielkiego zaczynu, skromnej zakonnicy w tzw. dzisiejszych, trudnych czasach, udało się zbudować większą część ośrodka? Wiem, że były z tym kłopoty…
- Oj były. Od początku biłam się z ciągłym brakiem pieniędzy. Wciąż brakowało na wszystko. Ale wiedziałam, że skoro to jest dzieło Boże, to Bóg znajdzie te pieniądze. I tylko dla mnie był to ciężki czas, bo musiałam uczyć się zawierzenia… Część pieniędzy dostałam od polskiej Caritas, część od Episkopatu Włoch. Cegły otrzymaliśmy od prywatnej osoby - pana Jana Bergera. Niedawno też, Bogu dziękować, otrzymaliśmy od katolickiej niemieckiej Fundacji "Renovabis" - pieniądze. Więc mamy już środki na budowę drugiego piętra i dachu. Szukamy nadal środków na piętro pierwsze...
Podobno przy dziele Bożym to diabeł zamiata ogonem.
- To prawda. Pan Bóg buduje, diabeł stara się mieszać na budowie… Sporo mieliśmy problemów ostatnio: na przykład zdewastowano nam domki, w których mieszkali robotnicy. Sprawcy nic nie ukradli, tylko poniszczyli sprzęty i… obraz Pana Jezusa.
Fragment budowy ośrodka Fundacji Pasja Życia
W ośrodku schronienie znajdą młodzi ludzie, którzy chcą żyć w trzeźwości
Arch. Fundacji Pasja Życia
Była Siostra kiedyś na granicy załamania?
- Nigdy nie miałam momentu absolutnego załamania. Ale cały czas czuję, że tworzenie fundacji, budowa ośrodka, to jest walka duchowa. Na szczęście pomagają dobrzy ludzie. Jakiś czas temu zaprosiliśmy do zarządu fundacji s. Józefę Menendez: zakonnicę, mistyczkę, której Jezus mówił o swoim wielkim miłosierdziu.
Ale… ona przecież nie żyje.
- Ano właśnie. Ojciec duchowy powiedział mi, żebym zaprosiła s. Józefę do fundacji. I zaprosiłam - podczas prywatnej modlitwy. W czasie posiedzeń zarządu s. Menendez ma nawet własne krzesło przy stole. I od kiedy jest z nami - jest łatwiej pracować nad budową. Po powierzeniu jej tego dzieła znalazły się pieniądze na drugie piętro i dach ośrodka! S. Józefa jest teraz naszą oficjalną patronką: świadczy o miłosierdziu Bożym jako o czułej miłości Boga. Bo była świadkiem Bożej miłości towarzyszącej, otulającej. I właśnie takiej miłości powinni doznać nasi podopieczni.