Pechowa przeprawa

Jedną z najpilniejszych potrzeb w procesie (od)budowy powojennej Warszawy było ponowne spięcie dwóch brzegów Wisły stałym mostem. Niemcy przed wycofaniem się z miasta wysadzili w powietrze wszystkie przeprawy.

W 1945 roku pozrywane przęsła burzyły wody Wisły, przecinając jej nurt jak stępione noże. Biuro Odbudowy Stolicy przyznało pierwszeństwo mostowi im. ks. Józefa Poniatowskiego. Otwarcie nastąpiło 22 lipca 1946 r. Na tę odbudowę patrzył cały Naród, spawacze spawali, murarze murowali, a poeci brali się do piór. Władysław Broniewski pisał:

„Lud,

co przed wrogiem karku nie schylał,
dźwiga
za przęsłem przęsło.
Filar pod niebo!
Łuki na filar!
Wzwyż!
W dal!
W socjalizm!
W zwycięstwo.”
I dodawał na końcu z przekonaniem: „Most budujemy: Polskę.”

Choć po wojnie przeprawa odzyskała większość swojej oprawy architektonicznej to jednak wielu elementów nie przywrócono, m.in. eleganckich kutych barierek. Przedwojenny most wciąż leży w wodzie i przy niskim stanie rzeki daje się dostrzec. Przęsło, jezdnia, szyny tramwajowe…

Nie było to jednak pierwsze zniszczenie mostu Poniatowskiego. Jest to być może najbardziej pechowa warszawska przeprawa. W „Małej apokalipsie” Tadeusza Konwickiego fantastyczna wizja zerwania mostu wpleciona jest niemal mimochodem w narrację. Oto szwendający się po mieście bohater staje się świadkiem katastrofy: „Wtedy nagle zobaczyłem, że z mostu Poniatowskiego poszedł wielki kłąb kurzu i środkowe przęsło, niczym potężna winda, osunęło się majestatycznie do wody, która zagotowała się na krótką chwilę (…). Domy na moich oczach zawalały się, ale mosty nigdy – powiedziałem grzecznie". W oniryzmie powieści Konwickiego, której akcja rozgrywa się w latach 70., całe zdarzenie wydaje się senne i nawet konieczne, oto wypadkowa upadku wszystkiego.

Wróćmy do rzeczywistości. Most Poniatowskiego po raz pierwszy został oddany do użytku w roku 1914. Nazwano go na cześć cara mostem Mikołajewskim, przyporządkowano mu także numer III. Projekt przygotowali inżynierowie Mieczysław Marszewski i Wacław Paszkowski, natomiast dekorację architektoniczną Stefan Szyller. Przeprawę w powietrze wysadzili już w 1915 r. wycofujący się z Warszawy Rosjanie. Niemcy, którzy następnie zajęli miasto dokonali prowizorycznej naprawy, ale wkrótce krótkotrwałą ciągłość przerwał pożar. Po I wojnie most odbudowano w latach 20. Swoją najsłynniejszą rolę odegrał być może w roku 1926. W czasie Przewrotu Majowego miał się stać instancją pojednawczą pomiędzy dwiema stronami sporu. To na środku Mostu Poniatowskiego spotkali się prezydent Stanisław Wojciechowski  i Józef Piłsudski. Ten pierwszy przybył z Belwederu, drugi od strony praskiej, z Sulejówka. Spotkanie było krótkie, nerwowe i bezowocne. W kolejnych dniach spór, jak wiemy, rozstrzygnięto siłowo. To wydarzenie upamiętnił poeta Marian Piechal. Pisał tak:

„Przedtem tutaj dwa kraje istniały – nie jeden:
„z tej strony przyczajony jak lew stał Belweder,
z tamtej – pola, gdzie domy dachy w słońcu szczycą,
most był tęczą przymierza, a rzeka granicą (…)
Tu stał biały belweder, a tam – Sulejówek…”.

Obecnie Most Poniatowskiego rozpina się na długości przeszło pół kilometra i wciąż jest jedną z ikon Warszawy. Niestety, wiele do życzenia pozostawia przystosowanie go do ruchu pieszego i rowerowego.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..