Walka o matczyne ciepło. Choćby zastępcze…

Dzieci porzucone muszą szybko znaleźć rodzinę. Inaczej „zapadają się" w sobie – przestrzegają eksperci z Fundacji Rodzin Adopcyjnych.

Przez 12 lat funkcjonowania Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego w Otwocku, założonego przez Fundację Rodzin Adopcyjnych, trafiło ich blisko tysiąc. Niektóre znaleziono w liściach lub na przystanku. Inne były pozostawione przy szpitalu, śmietniku czy w oknie życia. Takich przypadków było niewiele – w sumie kilkanaście. Zdecydowana większość to dzieci, które rodzicom odebrał sąd. Powód? Zagrożenie życia niemowlęcia. Niemowlaki do IOP przynoszą także matki. Do decyzji o adopcji popycha je zła sytuacja materialna, często uważają także, iż nie sprostają wychowawczej roli. Dla swojego dziecka szukają lepszego domu.

Choć do placówki w Otwocku trafiają z różnych przyczyn, łączy je jedno. W zdecydowanej większości były niechciane. Niekiedy od samego początku swojego życia. Ból odrzucenia odczuwają także w ośrodku. – Choć staramy się zapewnić im jak najlepszą opiekę, nasze opiekunki to nie ręce kochającej matki. Dziecko za każdym razem musi przyzwyczajać się do nowych osób. Brakuje mu poczucia bezpieczeństwa i przywiązania do jednej osoby – mówi Dorota Polańska, psycholog i dyrektor IOP w Otwocku.

Psycholog zaznacza także, że już po 3. miesiącu życia, jeśli dziecko nie ma zapewnionego rodzinnego ciepła, uwagi i obecności, zaczynają się zaburzenia w rozwoju. Najpierw ruchowe, potem emocjonalne. – Dziecko zaczyna "zapadać się" w sobie – mówi.

Dlatego tak ważne, by czas, jaki spędzą w placówce, był jak najkrótszy. 66 proc. dzieci znajduje nowy dom do 100 dni. Są jednak przypadki, gdy maluchy muszą w nim czekać ponad 200 dni. – Czas działa na ich niekorzyść. Rana odrzucenia została zadana na całe życie, ale staramy się zrobić wszystko, by była ona jak najmniejsza – podsumowuje psycholog.

Świadomość problemu i potrzeb dzieci porzuconych miała zwiększyć kampania społeczna Fundacji Rodzin Adopcyjnych – „Dzieci porzucone”, która kilka dni temu odbyła się na ulicach Warszawy. Jej organizatorzy symulowali porzucenie niemowlęcia w miejscach publicznych. "Płaczący becik" wzbudzał różne reakcje – od zdrowego odruchu pomocy, po obojętność.

– Akcja miała poruszyć serca warszawiaków. Bo dzieci, którym grozi odrzucenie, są za sąsiedzkimi drzwiami. Każdy, kto będzie miał świadomość, jak ważny jest to problem, będzie gotowy pomóc – przekonywała Dorota Polańska.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..