Plac Dąbrowskiego nie znajduje się – to prawda – w ciągu żadnej szerokiej arterii, ale jest częścią ciekawego szlaku pieszego, wydeptywanego od chwili otwarcia stacji metra Świętokrzyska. Wiosną ciężko znaleźć tu wolną ławkę.
Wśród licznych placów Warszawy ten nie grzeszy siłą przebicia. Nie rozpycha się wystawnymi gmachami, nie leży w głównym nurcie komunikacyjnym (kołowym). W tych nowoczesnych czasach nie przepoczwarzył się nawet, odrzucając przykłady większych „kolegów”, w parking. Wciąż stara się trzymać fason i częściowo chociaż spełniać swoją, niezmienną od lat, funkcję.
Plac Jana Henryka Dąbrowskiego to ścisłe centrum miasta. Nie znajduje się – to prawda – w ciągu żadnej szerokiej arterii, ale jest częścią ciekawego szlaku pieszego. Szlak ten wydeptywany jest przynajmniej od roku 2001, kiedy otwarto stację metra Świętokrzyska. Podróżni z torbami, plecakami, teczkami, książek naręczami wysiadają z kolejki, przechodzą przez Marszałkowską, kierują się ku Rysiej i bieżą przez plac po skosie, do Kredytowej, wdreptują następnie w Traugutta, dochodzą do Krakowskiego Przedmieścia i wsiąkają w uniwersyteckie gmachy.
Większość mija placyk mimochodem, śpiesznym krokiem, ze spojrzeniem sennym, bez refleksji o miejscu. A przestrzeń to ciekawa i ważna.
Historia zaczyna się w połowie XVIII wieku, kiedy Marszałek Wielki Koronny Franciszek Bieliński tworzy jurydykę – prywatne miasteczko – od marszałkowskiego nazwiska nazwane Bielino. Główną osią Bielina staje się, nomen omen, ulica Marszałkowska. Rynek zaś znajduje się właśnie w miejscu dzisiejszego placu. Minęło niespełna kilkadziesiąt lat i w roku 1791 jurydyki zniesiono. Wkrótce zatem rynek został obsadzony zielenią i zyskał sobie miano placu Zielonego.
Architektura, która towarzyszyła temu miejscu do wybuchu II wojny światowej, powstawała na przełomie XIX i XX wieku. To ona sprawiała, że plac ten robił wrażenie, był częścią eleganckiego świata, a jednocześnie dawał wytchnienie i trwał jako kameralny zieleniec na zapleczu gwarnej Marszałkowskiej. Niemal każdy z budynków historię pisał osobną, intrygującą i godną wspomnienia. Mimo że placyk otoczony jest ulicami – Kredytową, Jasną, Rysią, Szkolną, w pamięci warszawian wszystkie budynki znajdowały się właśnie przy placu, tworząc jego zwarte pierzeje.
Na publikowanej karcie pocztowej widzimy jezdnię ulicy Rysiej, dochodzącej do ulicy Szkolnej, przy której znajduje się widoczna zabudowa. Czteropiętrowy budynek z mansardowym dachem to Hotel Francuski. Obiekt wzniesiono w 1902 r. według projektu Adama Oczkowskiego. Zniszczony w czasie wojny, stał się częścią biografii Józefa Piłsudskiego, który w nim przez jakiś czas mieszkał.
Budynek z charakterystycznymi hełmami wieżowymi to dom modowy Bogusława Hersego. Przyglądając się fotografii, można odnieść wrażenie, że patrzymy na oryginalny obiekt i jego lustrzane odbicie na dalszym planie. Otóż budynek miał fasadę aż z trzech stron – podobnie jak od strony placu prezentował się od strony Marszałkowskiej. Główne wejście znajdowało się za to od strony Kredytowej.
Z przedwojennej zabudowy ocalał m.in. gmach Towarzystwa Ubezpieczeń „Polonia” (w latach 1907–1914 zajmowany przez Towarzystwo Biblioteki Publicznej), przetrwał gmach ambasady włoskiej, czyli pałac Szlenkierów, o którym Jerzy Kasprzycki pisał, że to najbardziej włoski budynek Warszawy. Włoski w swoim charakterze, dlatego najpewniej w roku 1922 został nabyty przez Italczyków. Sąsiaduje on z największym budynkiem stojącym przy placu, kamienicą Goldstanda, na rogu Jasnej i Kredytowej. Ten ziejący pustką za dnia i szemrzący nocnymi uciechami budynek to obiekt godny pożałowania. Jego nieszczęsny los przedstawił Ludwik Grzeniewski w „Szkicach warszawskich” Stanisława Łozy: „Kamienica ta została w latach 1946-1947 odbudowana, obniżono ją wtedy do czterech pięter i bezlitośnie – ogromnym wysiłkiem pracy ludzkiej i kosztami – przerobiono jedną z najbardziej charakterystycznych dla epoki fasad na gładką, pseudonowoczesną".
Rzeczywiście, budynek przed wojną robił piorunujące wrażenie, był swoistą, może wręcz przesadną, dominantą przestrzeni. Był bogato, acz stylowo dekorowany, sięgał aż siedmiu pięter. W latach 30. na rogu (tam, gdzie przez lata istniała księgarnia PWN) znajdowała się jedna ze słynnych restauracji „Ziemiańskich”.
Mimo że względem czasu, w którym wykonano zdjęcie (przed 1914 r.), zmieniło się niemal wszystko, to coś w charakterze placu pozostało. Mimo że nie jest już enklawą, nie jest grodzony, jego zieleń nie jest tak pięknie pielęgnowana, to bywa że w sezonie wiosenno-letnim ciężko tu o wolną ławkę, zwłaszcza w sąsiedztwie nagusa z krokodylem ziejącym wodą.