W środę związkowcy z miejskich spółek przewozowych będą rozmawiać z prezydent Warszawy o bezpłatnych biletach, które ratusz chce im odebrać.
Blisko tysiąc pracowników miejskich zakładów przewozowych oraz ich rodzin pikietowało przed stołecznym ratuszem, sprzeciwiając się zamiarom likwidacji przysługujących im bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską. Przeciwko temu pomysłowi zgodnie zaprotestowały wszystkie związki zawodowe. Ze sceny, która stanęła na pl. Bankowym, związkowi działacze tłumaczyli, że prawo do darmowych przejazdów komunikacją miejską pracownicy tych spółek mają już od 1932 r. Ulga nie została zniesiona nawet podczas drugiej wojny światowej. Nie jest też przywilejem, ale częścią składową wynagrodzenia. Podkreślali, że pensje tramwajarzy czy kierowców autobusów wcale nie są wysokie, a początkujący kierowcy mogą liczyć co najwyżej na 2,5 tys. zł brutto. Tym, co zachęcało do pracy "w tramwajach" czy " w autobusie" był właśnie darmowy bilet, który przysługiwał pracownikowi i jego rodzinie.
Nastroje wśród pracowników komunikacji są "bojowe"
Joanna Jureczko-Wilk /GN
Ratusz zaproponował, by to spółki przewozowe ponosiły ciężar ulg, wykupując pulę darmowych biletów dla swoich pracowników i ich rodzin. Przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Leszek Grzechnik uznał pomysł za chybiony. - Płatnikiem spółek jest miasto. Dawanie im pieniędzy po to, żeby potem one oddawały je miastu, jest nonsensem - mówi Grzechnik.
Przewodniczący Komitetu podkreślił, że nastroje wśród pracowników są "bojowe", a podsycają je informacje o planach redukcji etatów. Nie wykluczył nasilenia akcji protestacyjnej, włącznie ze strajkiem warszawskiej komunikacji. W środę związkowcy są umówieni na rozmowy w ratuszu. Prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz chcą wręczyć petycję oraz przedwojenny bilet wolnej jazdy, jaki przysługiwał ich poprzednikom.
O tym, czy pozostawić pracownikom komunikacji ulgi, czy też je zlikwidować, zdecyduje Rada Warszawy. Prawdopodobnie zajmie się tym tematem na sesji 23 maja.