Propozycja rabatów na bilety okresowe dla płacących PIT w Warszawie budzi zdziwienie, bo pada cztery tygodnie po tym, jak już wszyscy ten podatek zapłacili. Trudno nie wiązać też zapowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz z akcją zbierania podpisów pod referendum nad odwołaniem jej z urzędu. I trudno nazwać obniżką coś, co zaledwie uchroni nas od kolejnej dotkliwej podwyżki cen biletów na komunikację.
Gdyby propozycja tańszych biletów dla mieszkańców stolicy rozliczających się podatków od dochodów osobistych w Warszawie padła w styczniu, no, może w lutym, a najdalej w marcu - wydawałaby się przejawem racjonalnej polityki ratusza. Wprawdzie prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz przekonuje, że prace nad "Kartą Warszawiaka" trwają od kilkunastu tygodni, ale zamiast odwołującej się do sumienia akcji rozliczania PIT w mieście, w którym się żyje i z którego infrastruktury się korzysta, można było wzorem ościennych, małych gmin podwarszawskich już dawno spróbować bardziej marketingowego podejścia - zbudować logiczny system zachęt finansowych. Owszem, już dziś zapisując dziecko do przedszkola lub żłobka, można "zdobyć" odrobinę dodatkowych punktów kwalifikacyjnych, ale w sytuacji, gdy kolejki sięgają tysięcy osób, to i tak bez większego znaczenia.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wybrała też, oprócz najgorszego terminu, oryginalny sposób powiadomienia o "promocji" - na osobistym profilu na portalu społecznościowym. Trudno nie wiązać tego z akcją Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, która na wielu skrzyżowaniach tego miasta właśnie rozpoczęła - na razie z dużym powodzeniem - akcję zbierania podpisów pod pomysłem referendum o odwołanie pani prezydent. Wygląda to na kontratak ratusza, bo przecież jednym z argumentów za zmianą na stanowisku włodarza miasta są właśnie podwyżki, m.in. w komunikacji.
Cóż to jednak za "promocja", skoro bilety zdrożały po raz kolejny od 1 stycznia 2013 r., a od nowego roku mają zdrożeć znowu? Już dziś za bilet imienny 30-dniowy płacimy zamiast 90 zł -100 zł, a za 90-dniowy, zamiast 220 zł - 250 zł. Od nowego roku, kiedy podwyżki mają wejść w życie, będzie to odpowiednio 112 zł i 280 zł. Według propozycji, która ma być głosowana na Radzie Warszawy, osoby płacące podatek w stolicy mają być ochronione przed skutkami podwyżki. Zamiast obniżki będzie więc co najwyżej utrzymanie status quo.
To już lepiej przeprowadzić się do Marek? Tam mieszkańcy płacący lokalnie PIT jeżdżą komunikacją za darmo.