Akcja Fundacji Kapucyńskiej "Artyści dla bezdomnych" ma odnowić tradycję spotkań darczyńców z bezdomnymi. I zwykłymi warszawiakami. - Potrzebujemy siebie wzajemnie - przekonują organizatorzy.
Dziedziniec klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów. Gary z zupą. Zazwyczaj we wnętrzu Jadłodajni przy ul. Miodowej nalewają ją bezdomnym wolontariusze. Tym razem za chochlę złapali Radosław Pazura i Przemysław Babiarz. - Tradycja spotkań darczyńców z tymi, co wsparcia potrzebują nie jest u nas nowa. Przed wojną, w dniu imienin bł. brata Aniceta Koplińskiego, do klasztoru kapucynów przychodzili wszyscy, którzy chcieli "ojcu ubogich" podziękować. W ramach akcji "Artyści dla bezdomnych" chcemy ten zwyczaj przypomnieć - tłumaczy Anna Niepiekło z Fundacji Kapucyńskiej, której patronuje błogosławiony zakonnik.
Kolejka chętnych po posiłek ciągnie się do klasztornej bramy. Kilkaset osób. Przeważnie tych samych, którzy codziennie przychodzą do Jadłodajni. Przemysław Babiarz po „entej” nalanej zupie złapał technikę. - Lekko przykucam, żeby nie nadwyrężać kręgosłupa. Zanurzam chochlę w garze i nalewam, z forhandu lub z backhandu. Dla odmiany - śmieje się. Potem dzieli się spostrzeżeniami: - To nie jest zwykłe wydawanie posiłku. Tu człowiek spotyka się z drugim człowiekiem twarzą w twarz. My w życiu jesteśmy spowici w różne szybki - pracujemy w banku, dostajemy coś z okienka lub oglądamy świat przez szybę samochodu. Funkcjonujemy w czasach, gdy ten kontakt jest szalenie utrudniony. Tu odkrywam, jak wielką wartość, także tą "dodaną", ma posiłek - mówi znany dziennikarz.
Bezdomni słuchali opowieści o patronie fundacji bł. Anicecie Koplińskim Agata Ślusarczyk /GN Drugie stanowisko - Radosław Pazura, założyciel Fundacji Kapucyńskiej. Ogonek posuwa się powoli do przodu - bezdomni komentują udaną rolę Louisa w serialu "Ranczo". - Fajnie, że mogę spotkać kogoś znajomego - cieszą się. Aktorowi jednak daleko do przekonania o byciu gwiazdą. - Spotkania z bezdomnymi przypominają mi, że sam mogę znaleźć się w podobnej sytuacji. Odkrywam także, że bezdomność to nie tylko problem tych, którzy przychodzą tu po posiłek. Ilu mieszkańców stolicy żyje tak, jakby nie miało domu - pracując ponad miarę? - mówi. I dodaje: - Ta akcja daje szansę, żebyśmy się na wzajem uzupełnili.
Bezdomni jedzą posiłek. Słuchają opowieści o bł. Anicecie, który między modlitwami podnosił hantle, zatrzymywał tramwaj w dowolnym miejscu Warszawy i robił wszystko, by zdobyć żywność dla potrzebujących. Wsłuchują się także w jego twórczość w wykonaniu Ernesta Brylla i Marcina Stycznia. Chwila wytchnienia w walce o byt, z pogardliwymi spojrzeniami przechodniów i obojętnością. - Bezdomni wiedzą, że są przez nas akceptowani. Przyjęci. Ze strony społeczeństwa doświadczają odrzucenia. Te spotkania mają to zmienić. To także sygnał dla społeczeństwa, że jest potrzeba wzajemnej pomocy. Nie tylko tej materialnej, ale zwykłego bycia ze sobą - wyjaśnia A. Niepiekło. - Oni potrzebują spotkania z normalnością. Wychodzenie z bezdomności to długi proces. Najtrudniejsza decyzja to "chcę" - dodaje o. Adam Zwierz, duszpasterz bezdomnych.
Brama prowadząca na dziedziniec otwarta była na oścież. Na ul. Miodowej tętniło miejskie życie. Odważnych, którzy chcieliby zajrzeć do środka - brak. Czy rzeczywiście uda się reaktywować tradycję przedwojennych spotkań? - Po pierwszej akcji zobaczymy, jakie są faktyczne potrzeby i oczekiwania. Ważne, że w ten sposób mogliśmy zwrócić uwagę na to, że taka wzajemna pomoc w ogóle jest potrzebna - wyjaśnia Radosław Pazura.