Każdy powrót do Kościoła cieszy. Tym bardziej, gdy nawraca się cała wspólnota.
Chęć powrotu do Kościoła katolickiego Chefsiby świadczy o sile tej wspólnoty. To prawda, pobłądziła, pogubiła się w swojej misji, opacznie pojęty ekumenizm doprowadził ją do rozmycia własnej tożsamości, a w efekcie do zaprzeczenia podstawowym prawdom wiary katolickiej. Dalsze wypadki były pochodną błędów doktrynalnych popełnionych przez wspólnotę. Tej praprzyczyny nie można pomniejszać.
Ale jak wynika z dokumentów warszawskiej kurii w sprawie Chefsiby: błędy były po obu stronach. I nie czas teraz je wyliczać, ani tym bardziej "ważyć". Trzeba za to poważnie zastanowić się nad tym, jak w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji. A problemy we wspólnotach się zdarzają. Zwłaszcza tam, gdzie asystentura kapłana sprowadza się do kurtuazyjnych, rzadkich wizyt. Przykłady Chefsiby czy Ruchu Rodzin Nazaretańskich, który także przeżywał kryzys, pokazują, jak ważna dla rozwoju wspólnoty i utrzymania jej "prawidłowego kursu", jest stała opieka duszpasterza. Nie jednego, ale kilku - na poziomie wspólnoty, parafii, diecezji. I nie od święta, ale na co dzień. Jak ważna jest stała formacja animatorów i silne przekonanie, że wspólnota z natury swojej jest otwarta i ma służyć całej parafii.
A jeśli dzieje się w niej coś złego, potrzeba natychmiastowego i skutecznego "planu naprawczego". Tak właśnie postąpiono w stosunku do Ruchu Rodzin Nazaretańskich, który po zawirowaniach, z pokorą przyjął zalecenia biskupa warszawskiego, poddał się reformie i uporządkował sytuację wewnątrz stowarzyszenia. Z członkami Chefsiby pracę formacyjną prowadzą księża orioniści. Inni oddelegowani księża z diecezji mają pomóc wspólnocie uporządkować pozostałe aspekty działania. Wierzę, że wspólnota przyjmie wskazówki z pokorą i że chęć powrotu do Kościoła katolickiego nie jest jednorazową deklaracją, ale szczerym i rzeczywistym pragnieniem wszystkich jej członków.