Jak obchodzić 11 listopada, żeby potem się tego nie wstydzić?
11 listopada jest świętem wszystkich Polaków: zwolenników obecnej władzy, opozycji, ale też radykałów i "kiboli". Każdy chce i ma prawo wyrazić przywiązanie do historii ojczyzny na swój sposób, ale ostatnio obchody Święta Niepodległości zamiast dumy przynoszą nam wstyd. Od kilku lat scenariusz tego dnia jest podobny. Przedpołudniowa radosna atmosfera z wieczorem gęstnieje. A w świat płynie przekaz o bójkach, rzucaniu petard, podpaleniach, rannych... Trudno mieć pretensje do mediów, że "wyłapują" z wielotysięcznego, spokojnie kroczącego tłumu Marszu Niepodległości kilkusetosobowe, agresywne grupy w kominiarkach. Chuligani na marszach są i sami dbają o to, by świat o nich usłyszał.
Organizatorzy Marszu Niepodległości odcinają się od wandali i zapewniają, że jego ochrona działała dobrze i starała się zapobiegać incydentom. Rzeczywiście marsz w swej zasadniczej części szedł spokojnie, niosąc imponujące morze biało-czerwonych flag. Co godne podkreślenia: nieśli je głównie ludzie młodzi. Jednak mając doświadczenie poprzednich lat, organizatorzy powinni postarać się o to, żeby dobrej opinii patriotycznej manifestacji nie psuły grupy, które przychodzą na nią tylko po to, by "robić zadymę". W tym roku niestety znowu się nie udało, a marsz - zanim dotarł do celu - został zdelegalizowany.
Może więc zamiast marszów, które dzielą i są okazją do manifestowania również niekoniecznie patriotycznych postaw, poszukać innych form świętowania tego szczególnego dnia? Może warto powrócić do dawnej formuły Przystanku Niepodległość - szeroko zakrojonej imprezy rodzinnej, która była okazją do przybliżenia młodym ludziom wydarzeń z przeszłości naszego kraju. Historii, z której można być dumnym i którą warto świętować radośnie i przyzwoicie?