Długo szukałem dobrego i obrazowego porównania, które dałoby obiektywne skojarzenia z tym, co wczoraj miało miejsce na Marszu Niepodległości i w jego okolicach. Zacznę od astronomii, a dokładnie układu słonecznego, później, w części dosłownej, będę się posługiwał literami :)
Tak jak Księżyc krąży wokół Ziemi, przyciągany jej grawitacją - tak wczoraj wokół Marszu Niepodległości krążyły grupki zamaskowanych i ubranych na czarno zadymiarzy - przyciąganych pokracznie rozumianym przez siebie patriotyzmem, który można scharakteryzować krótko: "niszczyć i bić policję czy lewaka". Patriotyzmem zupełnie inaczej rozumianym wewnątrz Marszu. Wzajemna proporcja planet (nawet jest zaniżona) też ma znaczenie, liczba zadymiarzy stanowiła może kilka procent całości przemarszu. To, co się dzieje na Księżycu, ma mało wspólnego z tym co się dzieje na Ziemi, ale samo oddziaływanie Księżyca na Ziemię jest spore… może na przykład wywołać przypływ, który zamieni się w lokalne podtopienia. Wczoraj dokładnie z czymś takim mieliśmy do czynienia. Pytanie tylko, czy w przypadku Marszu Niepodległości może on istnieć bez swojego czarnego Księżyca, który, krążąc wokół demonstracji, w tym roku wywołał kolejną powódź? Moim zdaniem tak, potrzebna jest tylko zdecydowana reakcja organizatorów. Nie musi być medialna, zewnętrzna, wystarczy działanie oddolne i środowiskowe, na co jest kolejny rok.
A teraz lądowanie z astronomicznych refleksji na ziemskie obserwacje. Czas na litery.
M - czyli Marsz Niepodległości i jego Straż, która starała się ponad swoje siły i często małe doświadczenie, za wszelką cenę zapanować nad zamaskowanym bydłem, o którym niżej.
B - Czyli bydło w kominiarkach, łyse pały, czarne dresy, pośród kominiarek z trupimi czachami, nieskalane intelektem spojrzenia, picie wódki i wciąganie mefedronu lub innych narkotyków w bramach. B biegało niczym orki z Mordoru pomiędzy uczestnikami M, wypuszczali się w boczne uliczki, aby siać zamęt. B nie szanowało nikogo, jak nie było lewaka czy policjanta, to tłukli Strażników M (zdjęcia opublikuję później) albo fotoreporterów (Mój dobry kolega skończył w szpitalu). Nikt mi nie wmówi, że przyjechali na M świętować niepodległość, byli przygotowani na zadymę i tylko to było ich celem.
P - Policja, w tym roku początkowo wycofana, później działająca bez ładu i składu. Przychylam się do twierdzenia, że rok temu miała miejsce policyjna prowokacja, bo sam widziałem funkcjonariuszy biegających w kominiarkach w tłumie. Jednak wczoraj tego nie było. Reakcja policji była uzasadniona w przypadku, kiedy na ogrodzenie ambasady wskakuje grupa B i zaczyna nimi trząść w celu wyłamania. Po drugiej stronie stał żołnierz, który wedle wszelkich praw ma obowiązek strzelać do każdego, kto wtargnie na teren obcego państwa. Co by wtedy było? Co by się stało, gdyby nie było interwencji policji? Co by było, gdyby do nich dołączyli wszyscy chuligani z okolicy i przełamali płot? To był pierwszy moment, kiedy Straż M poważnie straciła panowanie nad B. Musiała interweniować policja. Argument, że policja prowokowała około 50-osobową grupę zamaskowanych typów z B, którzy mieli przy sobie Koktajle Mołotowa, jest delikatnie mówiąc śmieszny. Policjant oberwał koktajlem, obok stała mała grupka uczestników M z polskimi flagami i fotoreporterzy. Co by było, gdyby np. ktoś z flagą dostał tym w twarz? Prowokacja?
M - Chwilę po pierwszych bezładnych manewrach B w poszukiwaniu zadymy z czymkolwiek, postanowiłem wejść do środka M - inny świat. Normalni ludzie, chłopaki, dziewczyny, rodziny, kibice, członkowie organizacji narodowych, trochę ludzi starszych. Nie było problemu z robieniem zdjęć, chyba że akurat przebiegała jakaś zamaskowana grupka zgarbionych i bujających się na boki orków B, szukając lewaka tudzież policjanta. Jan Pospieszalski, który był wewnątrz, pisze: "Jestem w środku Marszu, wśród dużej grupy uczestników. Są tu dzieci, młodzież, kobiety, księża…".
B - Działali głównie na obrzeżach M. Tuż za kordonami Straży Marszu. Mieli często problem z przedzieraniem się przez Straż, dlatego niejednokrotnie ich lżyli, popychali. To samo spotykało uczestników M, starających się zwracać uwagę B, żeby zdjęli kominiarki i uczcili godnie to święto.
Sam byłem świadkiem pobicia uczestnika M przez B. Nie zrobiłem zdjęcia, najzwyczajniej się bałem, nawet nie o siebie, ale o sprzęt - natężenie agresji przekraczało moje najśmielsze oczekiwanie. Dziesięciu gości, kopiących leżącego chłopaka z polską flagą na szyi. Chwilę potem zobaczyłem poturbowanego Strażnika M, który starał się przed czymś powstrzymać B. Warto zauważyć, że zadyma na Hożej czy podpalenie słynnej tęczy, to incydenty, które miały miejsce przecznice lub dwie od kordonu wytyczającego granice M.
Wszystko, co opisałem, widziałem osobiście. Uważam, że wrzucanie wszystkiego do jednego worka z napisem Marsz Niepodległości jest niesprawiedliwe, to było bardzo złożone wydarzenie.