Formalnie do placu Unii Lubelskiej należą tylko dwie rogatki projektu Jakuba Kubickiego. Pozostałe kamienice mają adresy przyporządkowane odpowiednio ulicom Marszałkowskiej i Bagateli. Niemniej, wyrosły nad samym rondem stając się jego identyfikatorami.
Zwykle jest tak, że im bliżej granicy miasta tym zabudowa staje się luźniejsza, niższa, mniej efektowna. Miasto płynnie przelewa się w przedmieścia, te związują się naturalnie z dalszą okolicą. To jednak zasada obca miastom warownym. Te pęcznieją w obrębie swoich granic, żeby w kulminacyjnym momencie niemal czeznąć w tej ciasnocie. Takich doświadczeń miała Warszawa kilka. Nie bez kozery w XIX wieku rozerwano gorset fortyfikacji okalających Stare Miasto (choć w latach 30. XX wieku mury przywracano jako cenne zabytki).
Mało kto jednak pamięta, że jeszcze przed pierwszą wojną w Warszawie pozostawały ślady obwarowań – o charakterze kordonu sanitarnego – w postaci okopów Lubomirskiego. Wyznaczały one granice miasta, na ich linii ustawiono rogatki. Poza tym była Warszawa w tym czasie otoczona pierścieniem fortów. Takie miasto nie miało możliwości swobodnie rozrastać się. Wskutek tego przed 1916 r. (kiedy to Niemcy dokonali poszerzenia granic włączając do Warszawy m.in. Mokotów) obrzeża miasta wyglądały czasami jak jego centrum.
Najlepszym przykładem jest obecny plac Unii Lubelskiej (nazwa od 1919 r. – wcześniej plac Keksholmski, rondo Mokotowskie). Większość obecnej zabytkowej zabudowy towarzyszącej temu swoistemu węzłowi komunikacyjnemu pochodzi właśnie sprzed I wojny. Formalnie do placu należą tylko dwie rogatki projektu Jakuba Kubickiego. Pozostałe kamienice mają adresy przyporządkowane odpowiednio ulicom Marszałkowskiej i Bagateli. Niemniej, wyrosły nad samym rondem stając się jego identyfikatorami. Wśród nich możemy wskazać trzy o rozmiarach jak na owe czasy imponujących. Dawniej tak wysokie domy nazywano niebotykami (tykały nieba?). Przy Marszałkowksiej 1 (róg Polnej) stoi kamienica Kacperskich zwana „żelazkiem”. Swoje przezwisko wzięła od kształtu, który warszawiakom tak się skojarzył. Dom ten jest stołecznym rekordzistą – posiada najwęższe podwórko w mieście. W chwili powstania (1914 r.) była to najwyższa czynszówka Warszawy.
Wylot ulicy Bagatela flankują dwie inne kamienice-olbrzymy. Pierwsza została wystawiona w 1912 r. dla Jana Łaskiego. Inwestorem drugiej, powstałej w tym samym czasie, był niejaki Adam Bromke. Narożniki pierwszej z kamienic wieńczą charakterystyczne wieżyczki po wojnie przykryte daszkami. Oryginalnie były to glorietki z tarasami widokowymi. Tu mieściła się słynna restauracja „Niespodzianka”, a z tarasu oglądano ponoć odwrót Rosjan i zbliżanie się Niemców do Warszawy w roku 1915 oraz spektakularne manewry sterowców. Zresztą, widok musiał być fantastyczny, rozciągał się ponoć aż po młody wówczas Konstancin. Za rogatkami było płasko, zabudowa była licha i nieregularna. Z wyjątkami takimi jak pałac Szustra, czy Królikarnia!.
Od samego początku funkcjonowania w Warszawie komunikacji publicznej, odkąd na ulice wyruszył pierwszy tramwaj konny, potem elektryczny, plac był połączony trakcją z resztą miasta. Przed wojną był także początkiem trasy kolejek wąskotorowych. To była prawdziwa brama miasta – od razu było wielkomiejsko, choć w stanie permanentnego chaosu. W 1932 r. na środku ronda ustawiono pomnik Lotników dłuta Edwarda Wittiga. Obecnie rzeźba znajduje się przy ulicy Wawelskiej (róg Żwirki i Wigury), a dominantą okolicy jest najnowsze centrum handlowo-biurowe stolicy, Plac Unii.