Na oceanie ruin była jednak Atlantyda, ziemia obiecana, Warszawa ocalona. Gdy ją odkryli, oczy przecierali ze zdumienia…
Zanim w 1945 roku do Warszawy wrócili po wojnie pierwsi warszawiacy, zanim spłynęły potoki nowej ludności, do miasta ruin wysłano ekspedycję. W grupie pionierów był m.in. Józef Sigalin, który wkrótce miał stać się czołową postacią pospolitego aktu odbudowy (lub raczej budowy „nowej”) stolicy. Choć ocenia się, że Warszawa w czasie wojny została zburzona w ok. 80 proc. to w części centralnej, na terenie Śródmieścia, ten wskaźnik był znacząco wyższy. W takich warunkach pokonywanie nawet stosunkowo niewielkich dystansów było trudne, uciążliwe i niebezpieczne - także z uwagi na pozostawione przez Niemców miny. Była jednak na tym oceanie ruin Atlantyda, ziemia obiecana, Warszawa ocalona. Gdy ją odkryli, oczy przecierali ze zdumienia…
Prezentowana obok fotografia skutecznie dezorientuje widza. Czerń i biel, nienaruszona zabudowa, samochody, ludzie, latarnie… i tylko te młode drzewka wskazują, że coś tu umarło by zwolnić miejsce nowemu. Oczywiście, wskazówek, że nie są to wcale lata 30. jest więcej. Niemniej krzepkość tej miejskiej tkanki jest niezwykła i zwodnicza. Kiedy na północy gruzy piętrzyły się bardziej niż usztormiona woda, na Mokotowie domy stały jakby lekko znudzone.
Zdjęcie pochodzi z albumu „Warszawa” wydanego w 1950 r. przez Spółdzielczy Instytut Wydawniczy „Kraj”. Podpis pod zdjęciem: „Najmniej zniszczona dzielnica mokotowska odzyskała najwcześniej swój dawny wygląd”. Z łatwością odnajdujemy się w tej przestrzeni, identyfikujemy charakterystyczne obiekty (Marszałkowska 2, rogatka mokotowska, wieżyczka kamienicy przy placu Unii Lubelskiej) i znaczące załamanie biegu ulicy. A jest nią Chocimska widziana od Skolimowskiej w stronę Klonowej, pod prąd numeracji. Tu w pierwszych latach powojennych biło serce (lub jedno z serc!) lewobrzeżnej Warszawy.
Wspomniany Sigalin jeszcze w 1945 r. rozpoczął urzędowanie w widocznym na lewym skraju zdjęcia budynku. Pod numerem 33 w dawnym domu doktora Murycego Sajdmana urządziło się Biuro Odbudowy Stolicy. Ta luksusowa modernistyczna kamienica powstała dwa lata przed wybuchem wojny. Tworzy charakterystyczny narożnik Chocimskiej i Skolimowskiej. Dziś okładzina z piaskowca poszarzała, ale gdyby ożywić kolory publikowanego obok zdjęcia, z pewnością byłby to kolor apetyczny – krem przechodzący gdzieniegdzie w biel, przeplatany żółtą nicią przebarwień.
Przy Chocimskiej swój ślad pozostawił jeszcze przed wojną brat Józefa, Roman Sigalin. Do spółki z Józefem Gelbardem wystawili widoczny na fotografii dom – charakterystycznie odchylony od linii pierzei. Ten duet architektów popełnił szereg realizacji w całym mieście. Szczęśliwie przetrwały one wojnę: m.in. przy ul. Kredytowej, Lwowskiej, Oleandrów.
Był jeszcze trzeci brat, Grzegorz Sigalin. Ani on, ani Roman nie przeżył wojny. Grzegorza zabito w Moskwie, Romana w Katyniu. Byli dobrymi komunistami z „odpowiednim” pochodzeniem, a jednak dosięgły ich sowieckie kule. Mimo to trzeci brat, Józef stał się czołowym budowniczym Warszawy okresu stalinizmu. Tragiczna historia trzech architektów… panów S.
To co uderzające na fotografii to niespotykana wówczas liczba samochodów. Siłą rzeczy, Chocimska i okolice stały się dzielnicą elitarną – być może to rządowe auta. Nie brakowało tu jednak także różnej maści artystów – w domu z charakterystycznymi trójkątnymi wykuszami (Chocimska 35) zamieszkał jeszcze przed wojną Witold Gombrowicz, a po wojnie filozof prof. Władysław Tatarkiewicz i dyrygent Witold Rowicki – wszystkich trzech wspominają tablice na frontowej ścianie budynku.
O samym albumie „Warszawa” z pewnością wypadałoby napisać kilka zdań. To fascynujący przedmiot refleksji. Oto niezwykłe napięcie między socrealistyczną doktryną a poszlakami ideowej niesubordynacji… O tym innym razem.