Głucha noc, smartfon, stacje Drogi Krzyżowej zapisane w GPS i drewniane krzyże. W ekstremalnej, 30-40 km Drodze Krzyżowej poszło ponad 400 osób.
Pod hasłem „Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie” w pierwszy piątek miesiąca 4 kwietnia z Warszawy wyruszyły dwie nocne Ekstremalne Drogi Krzyżowe. Obie rozpoczęły się Mszą św. o godz. 20. Z parafii NMP Matki Zbawiciela przy ul. Olimpijskiej 82/84 pątnicy kierowali się do Góry Kalwarii, a z parafii św. Józefa przy ul. Sosnkowskiego 34 do Niepokalanowa. - Ta droga krzyżowa ma nas przemieniać, tak byśmy inaczej patrzyli na świat. Chodzi o nawrócenie i zmianę mentalności. Żeby można było o nas powiedzieć: „Patrzcie jak oni się miłują”. To nieszczęście jeśli będąc w kościele rozumujemy inaczej niż w codziennym życiu – mówił ks. Robert Mikos w Ursusie. Uczestnicy na drogę dostawali krzyże zrobione z gałęzi i rozważania Męki Pańskiej, które samodzielnie czytali przy stacjach. Każda z tras była zapisana w pliku GPS, tak by można ją było ściągnąć na smartfon i nie zgubić się w ciemności w szczerym polu. Łącznie w Warszawie uczestniczyło w niej ponad 400 osób. Najliczniejszą grupę stanowili młodzi mężczyźni. Mieli do pokonania od 33 do 44 km. Niezależnie od wybranej trasy, drogę trzeba było pokonać samotnie lub w małych 10-osobowych grupkach, bez przewodnika. Obowiązywała reguła milczenia. Jako, że każdy szedł własnym tempem bez wyznaczonych postojów, to do celu docierali w sobotę rano w godz. 7-10. Wyprawę z Mokotowa zorganizowało duszpasterstwo młodzieży, a z Ursusa wspólnota „Mężczyźni św. Józefa”.
Ekstremalna Droga Krzyżowa odbyła się po raz pierwszy w 2009 roku. Ma pomóc w głębokim przeżyciu Wielkiego Postu. Jest nietypową formą rozważania poszczególnych stacji drogi krzyżowej podczas nocnego marszu do wybranego sanktuarium. Idea akcji narodziła się w trakcie spotkań Męskiej Strony Rzeczywistości, a jej twórcą jest ks. Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia Wiosna.