Wizja świata, którą znajdujemy w dramacie amerykańskim jest bliska obrazowi świata w jakim żyjemy.
Jeden ze znanych amerykańskich dramaturgów, Edward Albee powiedział: "Wolność sztuki jest dziś zagrożona przez obojętność". Jakkolwiekby to rozumiał, ponadczasowość sztuk przedstawicieli dramatu amerykańskiego, takich jak Tennessee Wiliams, Arthur Miller czy Eugene O’Neil wynika właśnie z tego, że ich teksty, a nade wszystko losy ich bohaterów nie pozostawiają nas obojętnymi, przeciwnie, głęboko nas poruszają. I to zarówno wtedy, kiedy powstawały, jak i dziś.
Ten mityczny, amerykański raj w ich sztukach pokazuje drugie dno amerykańskiej, a może po prostu współczesnej rzeczywistości. Tego piekła, w którym i my dziś tak łatwo się zatracamy, a przynajmniej nie potrafimy się w nim poruszać. Kto choćby raz oglądał "Śmierć komiwojażera" Arthura Millera z Januszem Gajosem nie zapomni rozkładu kochającej się rodziny wyrzuconej na margines. Gorycz która zawarta jest w sztukach Teennessee Wiliamsa, takich jak wystawiony ostatnio w Ateneum "Tramwaj zwany pożądaniem" przekłada się na wiele złotych, choć chyba jednak czarnych myśli, wypowiadanych przez tego autora przy wielu okazjach: "Wszyscy żyjemy w palącym się domu. Bez straży pożarnej i bez możliwości wyjścia". Czy podobnie pesymistyczna konstatacja: - "Rzeczywistość jest bystrym strumieniem, w którym roi się od ludzi nie umiejących pływać".
Zatraciliśmy gdzieś umiejętności radzenia sobie z życiem, pogubiliśmy wartości, które mogły stanowić naszą siłę i zbyt łatwo się poddajemy. A ile poezji miała w sobie jedna z pierwszych sztuk Williamsa "Szklana menażeria" z debiutującą w niej młodziutką Martą Lipińską i niezapomnianą Zofią Mrozowską. Czy to, co uprawiają przedstawiciele amerykańskiego dramatu to zwykłe czarnowidztwo? Ale gdyby tak było to już dawno odrzucilibyśmy ich wizje świata, a my ciągle drążymy dramaty bohaterów "Kotki na gorącym blaszanym dachu" granej od niedawna w Teatrze Narodowym, czy "Tramwaju” właśnie.
Ich obraz świata rodzi się chyba z obserwacji, ze współczucia i przerażenia. Wśród tych myśli Williama, można też przecież wyłuskać i taką nutę: "Dlaczego nie możemy być szczęśliwi teraz, przecież jutro możemy już nie żyć,albo zgoła metafizyczną: - "Kiedy godzina nie jest jedynie godziną, ale odrobiną wieczności upuszczoną w twoje ręce, kto wie, co z nią zrobić". No właśnie,co? Te refleksje usprawiedliwiają wieloznaczność przesłania sztuk Williamsa, wieloznaczność jego bohaterów. Czy to swoją twórczość określił mimochodem: - "Modlitwa za dzikich w sercu, trzymanych w klatce". Bo to jest modlitwa, bo to jest głos rozpaczy, wołanie do Boga.
Dlatego tak poruszające jest przedstawienie w Ateneum "Tramwaj zwany pożądaniem" tak poruszająco pokazana jest przez reżysera pokrętna droga Blanche (Julia Kijowska), zapętlenie walczącej o swoje szczęście Stelli (Paulina Gałązka), czy maskowane brutalnym zachowaniem kompleksy Stanleya. Linda sięga głęboko do ich dramatu. To co łączy nas z bohaterami tych sztuk, to splot miłości i nienawiści. Ranimy przecież tych, których najbardziej kochamy. Tak jak w granej na scenie "Polonii” sztuce O'Neila "Zmierzch długiego dnia". I w tym sensie dramat amerykański przynosi nam, niczym tragedia grecka, katharsis.Czy mamy więc szansę na oczyszczenie? Musimy się jednak głęboko pochylić nad losem podobnych do nas bohaterów.