Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Chuligan niszczy wszystko

Straty są nie tylko materialne. Szkodę ponosi patriotyczna idea, która ściągnęła w ponury listopadowy dzień do Warszawy kilkadziesiąt tysięcy ludzi z całej Polski. W tym wiele rodzin z dziećmi.

Smutek i złość. Te dwa uczucia znowu wróciły po 11 listopada. Spowodowane tym, że grupka ok. 200 osób, których trudno nazwać inaczej niż chuliganami i bandytami, po raz kolejny przykryła nieporównywalnie większą grupę tysięcy osób, które z flagami chciały uczcić polską niepodległość.

Marna pociecha, że policja działała sprawniej niż w poprzednich latach. Chociaż trzeba też powiedzieć, że jak już przystąpiła do działań w okolicach Stadionu Narodowego, to wyniki były różne i ucierpieli na tym nie tylko winowajcy, ale też ci, którzy po prostu znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Zdecydowanie lepiej przygotowana była też Straż Marszu Niepodległości. Dobrą współpracę ze służbą porządkową organizatora podkreślała Ewa Gawor, szefowa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego m.st. Warszawy.

Od razu po marszu zaczęła się stara śpiewka, że źli kibole i faszyści zdemolowali miasto. Nazajutrz prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, informując o stratach miasta, przyznała, że gdyby miała taką prawną możliwość, to ze względu na powtarzające się burdy zakazałaby organizowania Marszu Niepodległości. Klasyczne zagranie pod „dziennikarską publiczkę”. Takie tłumaczenia to wylewanie dziecka z kąpielą i niedostrzeganie tłumu osób, które w dużej mierze na marsz przejechały wiele kilometrów.

Zaproszenie na marsz organizowany przez Kancelarię Prezydenta niewiele da. Przecież gdyby chcieli, poszliby tam od razu, a nie narażali siebie i dzieci na to, że być może nagle trzeba będzie salwować się ucieczką przed chuliganami albo policyjnym gazem łzawiącym. Skoro wolą Marsz Niepodległości, to znaczy, że mają swoje powody i mają do tego prawo.

Co więc można zrobić, żeby nie likwidować całkiem tego wydarzenia, nie godząc się jednocześnie na to, że w którymś momencie zdominuje je niewielka w stosunku do całości zgromadzenia grupka chuliganów? Być może trzeba zmienić formułę z marszu na jakieś stacjonarne wydarzenie, np. koncert? Może wówczas łatwiej byłoby policji wyłowić i odseparować od zdrowego organizmu chorą chuligańską tkankę? Ale nie załatwią tego sami organizatorzy albo same władze miejskie. Obie strony muszą mieć dobrą wolę i chcieć się porozumieć.

Zastanawiałem się, gdzie leży powód tego, że Dzień Niepodległości w Warszawie automatycznie kojarzy się z burdami. Pytałem o to przedstawicieli organizatorów, uczestników, policję, dziennikarzy i innych, którzy przez lata oglądali to z bliska. I zgadzam się z fotoreporterem Jakubem Szymczukiem, który twierdzi, że duża w tym odpowiedzialność organizatorów, którzy od samego początku wyraźnie nie odcięli się od skrajnych grupek, którym nie chodzi o patriotyzm, lecz o bijatykę.

Potwierdził to podczas przemówień na koniec marszu Adam Małecki, członek Straży Marszu Niepodległości: „Moi Drodzy, należy się odciąć raz na zawsze od tej hołoty, która właśnie urządza zamieszki z prawej strony, i tej, która przed chwilą robiła to z lewej strony. Nie mówię tego jako frajer, mówię to jako kibic. To są debile, idioci i ćwierć-mózgi. To są kretyni, których nie obchodziło to, że przemawiał tutaj kombatant. Ich nie obchodzi, co się tutaj mówi. Ich obchodzi tylko zadyma. I to jest ich główny cel. Trzeba powiedzieć, że my tych ludzi na nasz marsz nie zapraszamy”.

Mocne słowa. Ale dobrze chyba opisują rzeczywistość. Od tego, czy te słowa znajdą szerokie rozumienie wśród organizatorów, zależeć będzie przyszłość Marszu Niepodległości. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy