Jak w wersji muzycznej postrzegamy uwikłanego w świecie absurdu bohatera "Procesu” Kafki? Na ile porusza nas jego dramat?
Na ogół wersja musicalowa wydobywa z tekstów oryginału literackiego warstwę komiczną, często odwołując się do formy pastiszu, ale przecież zdarzają się wyjątki. Światową sławę zdobył musical "Jesus Christ Superstar” nie ujmując nic z tragicznego wymiaru Biblijnej opowieści, nie potraktowaliśmy też z obojętnością losu rodziny i całej społeczności wsi Anatewka, oglądając "Skrzypka na dachu” z piękną muzyczną oprawą. Diagnoza rodzącego się faszyzmu jaką przyniósł film "Kabaret” weszła na stałe do kanonu kinowego. Wypada tu dorzucić jeszcze takie nietypowe dzieła jak "Hair”, "Nędznicy", "Koty” według utworów noblisty Eliota, czy "Operetka” Gombrowicza.
Satyryczne spojrzenie na "Karierę Nikodema Dyzmy” w musicalu zrealizowanym przez Wojciecha Kościelniaka, najpłodniejszego realizatora musicali opartych na dziełach klasycznych, wyostrzyło jeszcze krytykę sanacyjnych elit zawartą w powieści Dołęgi Mostowicza. Twórcy spektaklu przypominają i takie karkołomne, wydawałoby się przedsięwzięcia, jak przeniesienie malarskiej wizji na muzyczną scenę, jak to miało miejsce w przypadku ożywienia obrazu Seurata "Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte” Jakie więc miejsce zajmuje przywrócona na afisz Novej Sceny Teatru Muzycznego Roma wersja muzyczna "Procesu” Franza Kafki?
Jak odbieramy ten surrealistyczny koszmar, dramat Józefa K. w którego postać od lat się wcielamy, osaczeni bezduszną machiną absurdu, zamknięty w muzycznych frazach? Czy trafiają do nas współczesne teksty bohatera balansującego na granicy wirtualnej rzeczywistości?
Reżyser i pomysłodawca dzieła, także autor scenariusza, Jakub Szydłowski dzieli się swoimi przemyśleniami wskazując na doznania młodych ludzi, których codziennie pożera biurokratyczna machina, obojętna na ich los. Część z nich wyjedzie, część sięgnie po narkotyki, a co z resztą? Z tymi, którzy próbują walczyć z owym bezdusznym, nieuchwytnym sądem, z oskarżeniami, w których nie ma cienia prawdy, a od których nie można się odwołać. Czy wyartykułowanie tego w formie teatralnej może stanowić jakieś wsparcie? Jakiś znak porozumienia?
Jednym z problemów Józefa K. jest przecież niemożność nawiązania komunikacji z drugim człowiekiem, równie bezradnym, bo sparaliżowanym lękiem przed wszechwładną instytucją, która nie jednemu zrujnowała życie. Tym większa satysfakcja, że spektakl trafia do widowni. Niemała to zasługa oprawy muzycznej Jakuba Lubowicza i świetnie skompletowanej obsady. To mistrzowie wokalistyki, znani z innych dokonań na scenie Romy. Ewa Lachowicz, Anna Sroka-Hryń, ostatnio doskonała w roli Edith Piaf w Teatrze Palladium. Prócz nich Paweł Kubat, Robert Rozmus i w roli tytułowej Grzegorz Pierczyński, który próbuje tragizm egzystencji Józefa K. wpisać w codzienność współczesnych realiów, choć może nie do końca nas przekonuje.