Podpalenie czy nie? Przypadek czy celowe działanie? Dla niektórych pożar na Moście Łazienkowskim i tak będzie dowodem nieudolności ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Pożar mostu dla miasta, które ma blisko dwa miliony mieszkańców i do którego drugie tyle przyjeżdża do pracy czy do szkoły to poważny problem. Chociaż niezwykle trudna akcja gaśnicza postawiła na nogi wszystkie możliwe służby miejskie, już w pierwszych godzinach spowodował gigantyczne problemy komunikacyjne. Kierowane na objazdy autobusy notowały kilkudziesięciominutowe opóźnienia. Mimo soboty miasto utknęło w korkach. Bo Most Łazienkowski należy do najważniejszych przepraw. W ciągu godziny przejeżdża nim ponad 7 tys. samochodów. Tędy jeździ aż 12 linii autobusowych.
To miał być uroczy wieczór. Nawet w Warszawie, co rzadkie, można było tego dnia zobaczyć gwiazdy, dopóki widoku nie przesłoniła chmura czarnego, gryzącego w oczy dymu z tlących się nawierzchni i instalacji pod Mostem Łazienkowskim. Z sąsiedniego Mostu Poniatowskiego widać było tylko część przeprawy. Ale także coś jeszcze: nad brzegiem Wisły w kilku miejscach ktoś rozpalił sobie ogniska. Może to samo chciał zrobić sobie także pod Mostem Łazienkowskim? Podobno świadkowie widzieli chwilę przed pożarem uciekających z tego miejsca mężczyzn.
Jedak w walentynkowy wieczór w Warszawie wybuchł także kolejny pożar. Rozlał się w komentarzach internautów, którzy kolejny raz wylewali kubły zimnej wody na administrację Hanny Gronkiewicz-Waltz, wypominając wszystkie możliwe wpadki urzędującej prezydent. Nikogo nie przekonuje, że to nie ona podpala mosty, nie ona zsyła ulewy i nie ona każe zapadać się drążonym tunelom metra. Warszawę czeka trudny egzamin. Już w poniedziałek codzienne korki zamienią się zapewne w gigantyczne zastoje. Dla wielu będzie to próba własnych nerwów. Ale nie podpalajmy kolejnych mostów.