Sąd uznał, że były szef CBA przekroczył uprawnienia i nadużył prawa przy rozwikływaniu afery gruntowej. O przyczynach oskarżenia zawsze można rozmawiać, ale zasądzona kara i kontekst sprawy oburzają, uruchamiając gorzką ironię.
Zacznę od mocnego uderzenia czyli od istoty wyroku, bo 3 lata więzienia i 10-letni zakaz sprawowania funkcji publicznych za przekroczenie uprawnień, to chyba najbardziej surowa kara od początku III RP. Wyrok jest nieprawomocny. Warto jeszcze zauważyć, że prokurator żądał 3 lat więzienia i 4-letniego zakazu. A w 2012 roku, inny warszawski sąd umorzył to postępowanie z powodu braku cech przestępstwa.
Teraz sąd uznał, że CBA podżegało do korupcji, nie było podstaw prawnych i faktycznych do wszczęcia operacji ws. odrolnienia gruntu w ministerstwie rolnictwa. Afera gruntowa to rok 2007. CBA zakończyło operację specjalną wręczeniem dwóm mężczyznom tzw. kontrolowanej łapówki za "odrolnienie" w ministerstwie rolnictwa gruntu na Mazurach. Obu skazał sąd. W tym jeden dostał wyrok 2,5 roku więzienia.W toku tamtej sprawy sąd nie miał wątpliwości, że akcja służby antykorupcyjnej była legalna.
Nikt nie jest wyjęty spod prawa, działania CBA oczywiście można oceniać. Słyszę, że uzasadnienie sądu jest miażdżące. I właśnie o to chodzi. Razem z rozmiarem kary, jest tak efektowne, że aż nie przystające do całości sprawy i jej kontekstu. Forma niestety przerasta treść.
Tym samym doszliśmy do sytuacji nie tylko kuriozalnej, ale także niebezpiecznej. Łatwo zauważyć, że szef grupy ścigającej korupcję został surowiej ukarany niż bohaterowie ich operacji. Skutki takich orzeczeń mogą być bardzo niszczące dla życia publicznego. Mogą być rodzajem miękkiej autocenzury. Urzędnikom nie będzie się opłacać podejmować trudnych decyzji.
Podobnie rzecz się ma z prowokacją policyjną używaną również przez inne służby. Rozumiem, że to delikatna materia, a granica między walką o sprawiedliwość i nadużyciem prawa jest cienka. Ale tak samo trzeba uważać z kontrolą takich narzędzi. Chyba, że chcemy doprowadzić do sytuacji, gdzie funkcjonariusze zamiast wtapiać się w aferalne otoczenie, będą zjawiać się w mundurach na sygnale i elegancko deklarować: „najmocniej przepraszamy, chcemy wręczyć państwu łapówkę...”.
Paweł Wroński z „Gazety Wyborczej” tuż po ogłoszeniu wyroku wieszczył, że będziemy mieli męczennika Mariusza Kamińskiego. Wyjątkowo się z nim zgadzam. Cała zasługa po stronie prokuratury i sądu.
Zawsze opowiadam się za państwem prawa. Patrząc jednak na takie sprzeczne stwierdzenia sądów, gierki przy tym uprawiane, skutkujące bardziej surowymi karami dla policjantów niż złodziei, aż chce się dodać: państwo prawa, ale bez przesady.