Byli przygotowani na wszystko. Ale gdy wyciągali spod gruzów dzieci, nie było mocnych. - Te obrazy najbardziej zostają w pamięci - mówili stołeczni ratownicy, którzy wrócili z misji w Nepalu.
Kpt. Maciej Garczyński starał się jakoś zdystansować do tego, co widział. Koncentrował się na obowiązkach, z wieloma zaistniałymi sytuacjami spotkał się już wcześniej na symulowanych ćwiczeniach. Nie do wszystkiego da się jednak przygotować. - Bardzo poruszyła mnie bieda. Wielka bieda. Widziałem ludzi, którzy zamiast ubrań nosili foliowe reklamówki. Po powrocie do Polski doceniłem nasz kraj - przyznaje.
Do Nepalu docierała pomoc humanitarna z całego świata - koce, namioty, żywność, medykamenty. - Pomagaliśmy w ich rozpakowywaniu. Do naszej bazy z różnych zakątków kraju przyjeżdżali rodacy, prosząc o ocenę techniczną ich domów - wspomina kpt. M. Garczyński.
Ratownicy jeździli także z misją medyczną do oddalonych o kilkadziesiąt i kilkaset kilometrów od stolicy górskich miejscowości w rejonie Gorkha - tam zniszczenia sięgały nawet 90 proc. Do niektórych miejscowości dotarli jako jedni z pierwszych spośród służb medycznych.
Nepalczycy byli wdzięczni. - Wielokrotnie na ulicy słyszeliśmy słowa wdzięczności. Zupełnie inaczej, niż podczas misji na Haiti, gdzie ludność oczekiwała od nas przede wszystkim pomocy humanitarnej - była rozżalona, że nie zapewnialiśmy wody i pożywienia - wspomina dowódca.
Pierwsza ekipa ratowników wylądowała na wojskowym lotniku na Okęciu 6 maja późnym wieczorem. Kolejna, z 12-tonowym sprzętem - trzy dni później, lecąc ze śródlądowaniami w New Delhi, Afganistanie i Gruzji. W sumie w misji w Nepalu wzięło udział 81 ratowników z całej Polski i 12 wyszkolonych psów.
Pokaz strażackiego ratownictwa Agata Ślusarczyk /Foto Gość Polscy ratownicy byli jedną z 60 grup z całego świata, które pospieszyły tam na ratunek. Jedną z 17, posiadających certyfikat ONZ (INSARAG), potwierdzający zdolność do prowadzenia działań poszukiwawczych i ratowniczych na światowym poziomie.
- Wracamy z ogromnym bagażem doświadczeń, które możemy wykorzystać podczas ewentualnych katastrof w naszym kraju. Takiej wiedzy nie dadzą nam żadne ćwiczenia - podsumowuje dowódca. I dodaje: - Mamy także duże rozeznanie co do tego kraju, wiemy, czego tam brakuje. Informację o tym przekazaliśmy już do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i Krajowego Centrum Koordynacji Ratownictwa i Ochrony Ludności.
Czytaj także: