Świat nie zmądrzał ani na jotę i ten sceptycyzm, może nawet poczucie goryczy przekazuje Janusz Gajos w "Mszy za miasto Arras" szczególnie trafnie.
Autor scenariusza opartego o powieść Andrzeja Szczypiorskiego, Igor Sawin wydobył z napisanej w roku 1968 „Mszy za miasto Arras” przesłanie, które dziś brzmi szczególnie groźnie. Świat nie zmądrzał ani na jotę i ten sceptycyzm, może nawet poczucie goryczy przekazuje Janusz Gajos w swoim monologu szczególnie trafnie. Zasłuchana widownia w Teatrze Narodowym, a potem niemilknące owacje na zakończenie przedstawienia przekonują, że nie zawsze potrzebne są fajerwerki, by zaintrygować widza. Że liczy się rzetelność przekazu, empatia wobec świata, któremu zagraża nienawiść i głupota.
Opowieść o władzy, której nie można ufać do końca, o religii, której fanatycy nie cofają się przed wypaczeniami dla zdobycia prymatu (dowód: Państwo Islamskie), o moralności, która podporządkowywana jest własnym interesom, słowem - o degradacji wartości, na których opierał się niegdyś świat. Troskę o ten świat żywi Jan, uczestnik wydarzeń w mieście Arras, w latach 1458-1461, ale na rozgrywające się tam procesy, na tysiące ofiar tych przełomów, na wznoszenie stosów, na których płoną niewinni, nie ma żadnego wpływu.
Co w ogóle może zrobić jednostka gdy widzi ogrom zła? To też jedno z pytań, które nasuwa się w czasie oglądania spektaklu. Jaki wpływ mamy na konflikty rasowe w Stanach, których ofiarą padają młodzi ludzie, na podpalane domy w Palestynie, w których płoną maleńkie dzieci, na zamachy w Afganistanie? Jak będzie wyglądał świat, gdy zbrodniom nie przeciwstawi się nikt? A jednak spektakl „Msza za miasto Arras” brzmi jak ostrzeżenie, jak memento. Bo może jednak wszystko zaczyna się w umysłach, wszystko opiera się na Dekalogu, więc nawet jeśli wymaga ofiar, to protest przeciwko rodzącemu się powszechnie złu da się głośno artykułować. Paweł Huelle, pisarz i autor komentarza do spektaklu wyrażał obawy, w jaki sposób w ciągu sześćdziesięciu minut przedstawienia da się zmieścić ten rodzaj przesłania? Jak wydobyć z wydarzeń rozgrywających się w scenerii XV-wiecznego miasta przesłanie aktualne dla współczesnego świata?
To oczywiście sprawa talentu i za sprawą talentu adaptatora powieści, a przede wszystkim dzięki genialnemu wykonawcy, wszystko się udało. Bardzo precyzyjnie Igor Sawin, idąc za autorem powieści pokazuje cały łańcuch przemocy, ogniwo za ogniwem. Jego istotą jest, co znamy z historii stalinizmu, że byli donosiciele i oprawcy, ludzie zdrowego rozsądku, a nawet najbliżsi władzy (jak narrator Jan) nie zostaną oszczędzeni. Z wyroku Rady, rozszarpani przez rozsierdzony tłum, czy podejrzani przez władze przez konkurencję?
Nie pora to i miejsce na takie rozważania: habent sua fata libelli, książki mają swoje losy… Można by jednak zastanowić się nad tym, czy talent zwycięża z moralnością? Zwłaszcza po latach? Na wielu przykładach dałoby się to poddać analizie, ale to już temat na inne opowiadanie.