Jakie wnioski przynosi niebanalny spektakl w Teatrze Powszechnym?
Leon Schiller, który uprawiał teatr zaangażowany, wystawił sztukę Tretiakowa "Krzyczcie, Chiny!” we Lwowie i w Warszawie. Prapremiera tekstu Tretiakowa, futurysty i admiratora dramaturgii Bertolda Brechta wszędzie wywoływała zachwyt publiczności i protesty elit. Być może dlatego, że owe elity spały wówczas snem głębokim, nie bacząc na to, co się w wielkim świecie dzieje.
Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego, który powtarza swoją maksymę zapożyczoną od wielkiego poprzednika patronującego tej scenie, Zygmunta Hubnera: "Jestem zwolennikiem teatru, który się wtrąca”. I od początku swego dyrektorowania proponuje widzom cykle, które wywołują ferment. Hubner wtrącał się w czasie stanu wojennego i potem także. Łysak podejmując się reżyserii napisanej przed osiemdziesięciu laty sztuki Tretiakowa "Krzyczcie, Chiny!” liczył zapewne na to, że swoim spektaklem poruszy widownię. Choćby tę najmłodszą, która do Teatru Powszechnego chętnie chodzi. Zwłaszcza, że jesteśmy dziś na zupełnie innym etapie historii, niż w czasie, gdy Tretiakow pisał swoją sztukę, która czy tego chcemy, czy nie, wciąga nas w swoje tryby.
Sztuka Tretiakowa, pokazując moment nieludzkiego traktowania taniej siły roboczej przez kolonizatorów brytyjskich, odwołuje się wprawdzie do realiów chińskich dziś już należących do odległej przeszłości. Ale czy temat jaki podejmuje nie jest wciąż politycznie gorący?
Temat podziału na sytych i głodnych, na bezkarne elity spychające na margines społeczności pozbawione jakiejkolwiek opieki prawnej. Gorzej, ci którzy powinni stać na straży prawa, sami to prawo łamią. Wystarczy przypomnieć ginące masowo dziewczęta w Meksyku, o których słuch zaginął, czy żyjącą poniżej norm społeczność w słynnych favelach w Brazylii. Nie chodzi tu zresztą o konkretne fakty, ale o pogłębiający się egoizm klas posiadających, i o nieprzewidywalne do końca konsekwencje rodzącego się buntu. Spektakl ma formę, w której nie od razu widz się swobodnie porusza, ale powoli dochodzi do publiczności niepokój wynikający z niesprawiedliwego podziału świata, niezależnie od tego, po której stronie się znajdujemy.
Tym razem w cyklu "Krzyczcie” zostaną pokazane spektakle "Loser”, zrealizowany przez budapesztański teatr z Węgier w reżyserii Arpada Schillinga znanego z radykalnych wypowiedz politycznych i artystycznych, słoweński spektakl "Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny” z Lubliany oraz "Procesy Moskiewskie” film poświęcony m.in. historii zbuntowanej przeciwko Putinowi grupy Pussy Riot.
Spektaklom towarzyszyć będzie seminarium prof. Krystyny Duniec "Rozczarowanie i demokracja” oraz projekt edukacyjny dla młodzieży "Nowy demokratyczny świat.” Najważniejsze jednak, by wśród tych niekiedy obrazoburczych propozycji nie zatracić wrażliwości i nie zgubić fundamentalnych zasad, na których musi opierać się nasz światopogląd, słowem nasz moralny Dekalog.
Wiedza, którą dostarcza teatr ma tylko wtedy wartość, jeżeli budzi nasze sumienia i poszerza naszą wrażliwość. Gdy widzimy protestujących, którym usta zakleja się taśmą klejącą, wiemy z historii, że głos walczący o sprawiedliwość, mimo to się przebije. By jednak ten protest nie przerodził się w agresję i terror, nad tym musimy starać się zapanować. My, czyli kto? Teatr Powszechny zrobił wszystko, by rozbudzić naszą wyobraźnię i w sposób atrakcyjny trafić do odbiorcy. Przyczyniła się do tego oprawa muzyczna i wizja scenograficzna wytrawnej artystki jaką jest Barbara Hanicka przez wiele lat współpracująca z Jerzym Grzegorzewskim. Teatr angażujący się w sprawy publiczne, to propozycja na nasze czasy.